Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Skalgrim uśmiechnął się ponuro i kosturem rozwalił czerep jednego z Tysiąca Synów.
– Młodzieniec ma rację. Ci szaleńcy nie wiedzą, co czynią. Jeśli wrota pozostaną otwarte, energia Chaosu wymknie się spod kontroli i pochłonie całą planetę. Garm stanie się demonicznym światem, takim jak te we wnętrzu Oka Grozy.
Ragnar zadrżał. To było los gorszy niż ten, jaki poprzysiągł mu zgotować Madok. Demoniczne światy były planetami, gdzie piekło wdarło się do materialnej rzeczywistości, a energia Chaosu wypaczała zarówno ducha jak i ciało. Stamtąd wywodzili się demoniczni książęta. Czy Magnus i jego Tysiąc Synów wiedzieli, co robią, albo przejmowali się losem planety? Zapewne tak. To była część ich szalonego planu i to miał na myśli Madok, kiedy mówił o nowym Prospero, dawnej rodzinnej planecie Legionu. Czyżby Pierworodny chciał stworzyć tutaj swoją nową stolicę i ukształtować ją na podobieństwo dawnego domu? Czy mógł to uczynić za sprawą energii Chaosu? Czy posiadał taką moc? Któż mógł wiedzieć, do czego naprawdę zdolni byli Pierworodni?
– Musimy odzyskać Włócznię. To ona daje moc całemu rytuałowi. Dzięki niej wrota pozostają otwarte, związane ze spaczoną przestrzenią i Magnusem – powiedział Skalgrim.
– Jestem otwarty na propozycje – odpowiedział Berek. Jego uśmiech zmienił się w maskę wściekłości. Broń, którą dzierżył w dłoniach, ociekała krwią zabitych wrogów. Każdy krok prowadził ich w stronę kaplicy, ale nadal byli daleko od niej. Ragnar uniósł pistolet i wystrzelił, celując w heretyków, ale kule, które pomknęły w ich stronę, nie sięgnęły celu. Powietrze zamigotało i pojawiła się w nim sfera błyszczącego światła, która odbiła pociski.
– Próbowałem tego! – krzyknął Berek. – Musimy się do nich dobrać w starym, dobrym stylu. Dalej, młodzieńcy, przebijmy się do kaplicy!
– Jeśli znajdziemy się w pobliżu, może będę was w stanie wspomóc – dodał Skalgrim.
– Milo wiedzieć – odparł Berek. Wydał z siebie długie, przerażające wycie i ze zdwojoną furią naparł na wroga. Jeśli Ragnar kiedykolwiek myślał, że jego Wódz walczy z niezwykłą zażartością i dzikością, dopiero teraz przekonał się, że nie widział jeszcze rozszalałego Wilka. Berek zasypywał wrogów lawiną ciosów. Jak błyskawica wpadł pomiędzy materializujących się zdrajców, na prawo i lewo rozdając cięcia. Nie dbał o obronę – jak prawdziwy berserker parł do przodu i żył tylko po to, żeby zabijać. Morgrim i Mikal Stenmark osłaniali go zbierając na siebie ciosy wrogów. Berek nacierał na heretyków, a oni strzegli flank i tyłów.
– Zostań przy mnie, chłopcze – powiedział Skalgrim. – Kiedy dotrzemy do bramy, będę potrzebował kogoś, kto mnie ochroni, gdy będę odwoływał się do mocy run.
– Będzie tak, jak sobie życzysz – odparł Ragnar.
Wraz z nacierającą Wilczą Gwardią przebili się przez tłum Marines Chaosu. W powietrzu ponad ołtarzem, twarz Magnusa spoglądała na rzeź niczym odrąbana głowa jakiegoś złego bóstwa. W jego szalonym, cyklopowym oku pobłyskiwała radość ze zwycięstwa.
Rozdział 26
Wszędzie wokół zmartwychwstali Marines nacierali na Kosmiczne Wilki. Choć Ragnar walczył jak opętany, stale jednak rozglądał się za Madokiem. Poprzysiągł sobie, że choćby nie wiadomo jak wiele czasu mu to zajęło, odpłaci zdrajcy za śmierć Svena. Na razie jednak szanse na to były niewielkie. Bitwa szalała w najlepsze, a w zamieszaniu ciężko było wyłowić z tłumu pojedynczego człowieka.
Przed nimi majaczyła kaplica, jednak im bliżej niej się znajdowali, tym trudniej było się do niej dostać. Jakaś dziwna siła powstrzymywała napór Kosmicznych Wilków. Pomimo rosnącej liczby Marines Chaosu, kompania Bereka radziła sobie z nimi. Przybywający ze spaczonej przestrzeni zdrajcy byli zdezorientowani i zanim zdążyli cokolwiek zrobić, lojaliści bezwzględnie wykorzystywali tę ich słabość. Gdyby nie to, bitwa już dawno byłaby przegrana.
Ragnar powalił jednego z pozostałych przy życiu kultystów, rozłupując jego czaszkę na drobne kawałki. Chwilę później płonąca kula energii Chaosu dotknęła ciała i próbowała je posiąść. Kiedy okazało się martwe, sfera blasku wydala z siebie syk złości. Ragnar pomyślał, że ofiara nie mogła zostać opętana, skoro nie miała mózgu, który mógłby kontrolować odruchy ciała.
A więc Madok kłamał! To dziwne, stwierdził w duchu Ragnar. Zdawało mu się, że wyznawcy Tzeentcha nie muszą uciekać się do takich sztuczek oraz posługiwać niedomówieniami i insynuacjami. W czym jeszcze w takim razie kłamał zdradziecki Marinę?
– Strzelajcie w głowy! – krzyknął, instruując braci. – Gdy umrą, już się nie podniosą!
Spojrzenie w bok uświadomiło mu jeszcze coś innego. Kule światła polowały jedynie na ogolonych na łyso ludzi, których czoła ozdabiał znak Tzeentcha. Tylko tak naznaczeni mogli zostać opętani. Być może w tych nieszczęśnikach było coś, co pozwalało duchom Marines Chaosu zagnieździć się w ciałach i przejąć nad nimi kontrolę. Nie miał doświadczenia w sprawach czarnej magii, ale stwierdził, że reszta oddziału musi dowiedzieć się o jego odkryciu:
– Runa na czołach umożliwia opętanie! – krzyknął do Bereka. – Kiedy ją zniszczymy, zdrajcy nie przejmą ciała!
Berek pokiwał głową na znak, że rozumie. Jego rozkaz poniósł się na falach interkomu i bracia wykonali go prawie natychmiast. Ale czy nie było już na to za późno? Czy Marines Legionu Tysiąca Synów nie opętali już większości akolitów? Ragnar nie widział szansy, by zdołali powstrzymać rytuał albo odegnać wysłańców demonicznej istoty, która kwitowała ponad ołtarzem zsyłając na ziemię dusze swych dawno nieżywych sług.
Rozpacz na chwilę zawładnęła sercem Ragnara, który prawie gotów był opuścić ręce i odrzucić broń. Tylko żądza zemsty i pragnienie chwalebnej śmierci powstrzymały go przed tym samobójczym ruchem. Mimo że każdy nerw jego ciała wołał, by zakończyć to cierpienie, nadal ciął, dźgał i strzelał.
– Walcz, chłopcze! – krzyknął mu do ucha Skalgrim. – To wpływ tego demona! Próbuje rzucić nas na kolana rozpaczą i smutkiem. Nie można poddawać się jego mocy!