Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Niektóre obowi¹zki pracodawcy, a wyj¹tkowo tak¿e i pracownika, maj¹ charakter mieszany, to znaczy wi¹¿¹cy nie tylko wobec drugiej strony stosunku pracy, ale tak¿e i wobec...– A obrona?– Obrona to nie cel, to tylko przejÅ›ciowa forma dziaÅ‚aÅ„, wymuszona przez przeciwnika...poza tylko sam nie wiem gdzie i poza czym oni sÄ… tu ze KWIECIEŃ 2003 CZAPKA mnÄ… nie wiem kim sÄ… ale nienawidzÄ™ ich z caÅ‚ej duszy - Nie, na...Profilaktyka zaburzeñ emocjonalnych to przede wszystkim uczenie dziecka róŸnych sposobów radzenia sobie w sytuacjach trudnych, a nie tylko ochrona dziecka przed...Twierdzenie o prawdopodobieDstwie logicznym zdania opiera si jednak nie tylko na owej konfrontacji zdaD, mówicej |e ze wzgldu na nie naszej hipotezie H przysBuguje prawdopodobieDstwo pGrace daÅ‚a jej swój numer i dodaÅ‚a:- ProszÄ™ mu powiedzieć, że chce z nim mówić doktor Grace Mitowski i że zajmÄ™ mu tylko kilka minut...124Odpowiadam wreszcie na drugie pytanie: JakÄ… korzyśćma z tego zÅ‚y duch? Nie ma żadnej korzyÅ›ci, on kieruje siÄ™ tylko czystÄ… perfidiÄ…...204nym, a nawet ¿e odnoœnik taki jest denotowany w ka¿dym jêzyku przez jeden lub wiêcej leksemów (choæ w pewnych wypadkach mo¿e tylko na najogólniejszym poziomie...- JesteÅ› uzdrowicielkÄ…? Jondalar przyprowadziÅ‚ do domu uzdrowicielkÄ™? - Donier omal siÄ™ nie rozeÅ›miaÅ‚a, ale powstrzymaÅ‚a siÄ™ i tylko pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…,...– Tak zrobimy, kiedy tylko tam siÄ™ dostaniemy! – odparÅ‚ jak zwykle pewny siebie Wilczy Wódz...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Przygotujemy taki zapach, który na długo sprowadzi ich z naszego szlaku.
Odłożył na bok część utkanej przez siebie szorstkiej materii i wyciągnął nogi w stronę słabego blasku ledwo żarzącego się ogniska. Z woreczka przy pasie wydobył illbanę, którą sam zebrał, i począł wcierać ją energicznie wzdłuż całego powroza. Kiedy skończył, odłożył na bok liście i zaczął ściśle owijać powrozem jedną ze stóp, dopóki nie upewnił się dotknięciem, że cała wzmocniona metalem podeszwa buta została całkowicie okryta.
- Czy to coś pomoże? - Kelsie już zaczęła pojmować, do czego zmierza Yonan.
- Życzmy sobie tego... illbana ma wiele zastosowań. Jedno z nich teraz wypróbujemy.
A kiedy już rozłożyli się na noc - jedno trzymało straż, podczas gdy drugie spało - stopy ich okrywała włóknista trzcina, z której tu i ówdzie wyglądały drobiny postrzępionej illbany. Czysty, wyraźny zapach tej rośliny świdrował w nozdrzach, kiedy Kelsie trzymała pierwszą wartę, pozwoliwszy spopielić się żarowi. Tylko światło księżyca umożliwiało jej obserwowanie wyniosłych ruin i okolicznych pól.
NasÅ‚uchiwaÅ‚a w szczególny sposób, zarówno ciaÅ‚em, jak i umysÅ‚em. PrzypominaÅ‚o to wietrzenie jakichÅ› obcych zapachów - rozluźnione fale myÅ›lowe wychwytujÄ…ce pierw­sze ostrzeżenie o czymÅ›, co mogÅ‚yby skrywać cienie. To, na co czekaÅ‚a z takim napiÄ™ciem, byÅ‚o zapewne ujadaniem ogarów, które towarzyszyÅ‚y czarnemu jeźdźcowi i jemu podobnym.
Å»ycie kipiaÅ‚o nocnÄ… porÄ…. Kelsie wyÅ‚owiÅ‚a jakiÅ› szelest w wysokich trawach, posÅ‚yszaÅ‚a skrzek, który skÅ‚oniÅ‚ jÄ… do nieporadnego uniesienia siÄ™; uÅ›wiadomiÅ‚a sobie, iż musi to być gÅ‚os jakiegoÅ› myÅ›liwego polujÄ…cego z powietrza. Nie rozlegÅ‚o siÄ™ natomiast żadne wycie, od którego cierpÅ‚aby skóra i które kojarzyÅ‚oby siÄ™ jej z ogarami. Jak daleko znajdowali siÄ™ od owego zagajnika, w którym ich oblegano, nie próbowaÅ‚a nawet oszacować. JeÅ›li Yonan wiedziaÅ‚ - podejrzewaÅ‚a jednak, że nie - ani razu o tym nie wspo­mniaÅ‚. Fakt ten dowodziÅ‚ z pewnoÅ›ciÄ…, że choć ustanowione warty strzegÅ‚y ich obojga, Yonan nie czuÅ‚ siÄ™ bezpiecznie w obecnym poÅ‚ożeniu.
OgarniaÅ‚ jÄ… sen. W pewnym momencie poderwaÅ‚a siÄ™ walczÄ…c z opadajÄ…cymi powiekami i ruszyÅ‚a po kamieniach, by nie zdradziÅ‚ jej szelest traw, ku zewnÄ™trznej Å›cianie pozbawionej dachu strażnicy. ZatrzymaÅ‚a siÄ™ tam, próbujÄ…c wyobrazić sobie, jakiż to rodzaj inteligentnych stworzeÅ„ wzniósÅ‚ tÄ™ budowlÄ™ z takim rozmachem, a mimo to nie przewidziaÅ‚ ani drzwi wejÅ›ciowych, ani przejść w wewnÄ™­trznych Å›cianach, które prowadziÅ‚yby z jednego pomiesz­czenia do drugiego. Mury byÅ‚y nieme, stanowiÅ‚y część dawno minionej i zapomnianej historii, niczym ów kamien­ny krÄ…g na Ben Blairze.
Ben Blair... W nagÅ‚ym przypÅ‚ywie strachu Kelsie uÅ›wia­domiÅ‚a sobie, iż Ben Blair byÅ‚ teraz tak odlegÅ‚y od jej życia, jak sen jakiÅ› daleki. WypytywaÅ‚a Simona Tregartha o sposobność powrotu. DawaÅ‚ wykrÄ™tne odpowiedzi, ale kiedy nalegaÅ‚a, wyznaÅ‚, że przypadek, by ktoÅ›, kto przeszedÅ‚ przez bramÄ™, miaÅ‚ przez niÄ… wrócić, jeszcze siÄ™ nie zdarzyÅ‚. Gdyby nawet komuÅ› udaÅ‚o siÄ™ znaleźć innÄ… bramÄ™ w tej krainie i uczynić z niej użytek, trafiÅ‚by w jeszcze dziwniejsze miejsce i dziwniejsze czasy, nie mógÅ‚by jednak powrócić do sobie wÅ‚aÅ›ciwego miejsca...
Sobie właściwe miejsce. Przypomniała sobie teraz, że Simon wyrzekł to z wahaniem i w końcu dodał, iż większość tych, co odważyli się przechodzić przez bramę, czyniła to po to, by stąd uciec. Ich miejsca znajdowały się zapewne w tym świecie, którego tak uporczywie poszukiwali.
Tak, ona nie szukała! A chciała...
PrzypatrujÄ…c siÄ™ ogromowi czarnych ruin tylko w poÅ‚owie zalanych Å›wiatÅ‚em księżyca, próbowaÅ‚a wyobrazić sobie jakÄ…Å› tutejszÄ… bramÄ™. A gdyby tak jÄ… przekroczyÅ‚a, gdzie by siÄ™ znalazÅ‚a? W czymÅ› lepszym czy w czymÅ› gorszym? NastÄ™pnie jej myÅ›li podporzÄ…dkowaÅ‚y siÄ™ szybko jakiejÅ› pilnej potrzebie; Kelsie uniosÅ‚a klejnot, by zajrzeć mu do serca, w którym Å›wiatÅ‚o migocÄ…c przybieraÅ‚o na sile. Po­stÄ…piÅ‚a krok do tyÅ‚u, tam gdzie zostawiÅ‚a Yonana, Å›wiado­ma, iż coÅ› siÄ™ zmieniÅ‚o. Ale to nie zmieniÅ‚a siÄ™ otaczajÄ…ca jÄ… kraina.
Światło emitowane z kamienia zastygło wokół niego, mimo to Kelsie wciąż czuła ciepło klejnotu w swym ręku, choć nie widziała niczego poza pulsującą w podnieceniu kulą światła. To, co odciskało się na powierzchni kuli, stanowiło cień, który z każdym uderzeniem jej serca robił się ciemniejszy i wyrazistszy.
- Wittie! - wyszeptaÅ‚a gÅ‚oÅ›no imiÄ™, a kiedy je wyma­wiaÅ‚a, odbicie utrwaliÅ‚o siÄ™. Kelsie spoglÄ…daÅ‚a prosto w oczy czarownicy, jak gdyby staÅ‚y naprzeciw siebie; czuÅ‚a przymus, który jej nie odstÄ™powaÅ‚, odkÄ…d przyjęła kamieÅ„, przymus, który tak siÄ™ wzmógÅ‚, iż nie mogÅ‚a nad nim zapanować.
Usta czarownicy były otwarte. Ale to nie słowa dotarły do Kelsie, dotarł do niej raczej celny promień wyrazistej, przenikliwej myśli.
“Gdzie?"
Kelsie powiedziała prawdę:
- Nie wiem.
“Głupia! Rozejrzyj się wokół! Użycz mi swych oczu, skoro nie potrafisz odpowiedzieć rzetelnie".
Nacisk rozkazu był tak wielki, iż Kelsie nie spostrzegłszy się nawet, poczęła obracać się z wolna wokół własnej osi, najpierw zwrócona twarzą do ruin, potem do otaczających je pól i znowu do ruin.
Na owej twarzy z mgły pojawiło się rozdrażnienie i swoista mściwość, od której Kelsie zesztywniała.
“Czy wciąż jest z tobą mężczyzna?" - Akcent na słowie “mężczyzna" dopełnił miary.
Kelsie wyobraziÅ‚a sobie Å›piÄ…cego Yonana, takiego, jakie­go opuÅ›ciÅ‚a kilka chwil wczeÅ›niej.
“Odejdź więc, gdy śpi! Bacz na wskazania klejnotu... szuka on Wielkiej Mocy".
Kelsie potrząsnęła głową stanowczo.
- Nie opuszczÄ™ nikogo, kto usnÄ…Å‚ bezbronny w tej krainie.
Dzięki tej upartej wewnętrznej części swego jestestwa, która nie przestała czuć urazy do Wittie, dziewczyna znalazła siły, by powiedzieć to, co powiedziała... powiedzieć albo też pomyśleć.