Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Dojechał do siebie, rozkulbaczył Marikę i zaprowadził ją do stajni. Nasypał jej owsa i przyniósł wiadro świeżej wody. A potem wszedł do domu. Monika już spała. On też zaraz się położył. Obudziło go delikatne potrząsanie.
- Co się stało? -wymamrotał.
- Przepraszam że budzę tak po nocy ale strasznie rozbolał mnie ząb. Mówił pan o jakieś skutecznej metodzie.
- Tak. Ale metoda jest obrzydliwa.
- Nie szkodzi. Byleby pomogła.
- Muszę się ubrać.
Wyszła do kuchni. Po chwili przyszedł. Siedziała na ławie zawinięta w szlafrok.
- Załóż kapcie - poradził. - Musimy przejść się do obory.
- Do obory? Po co?
- Po główny składnik kompresu. Nie bój się, chodź.
Poszli. Noc była chłodna i gwiaździsta. Weszli do stajni. Jakub zapalił światło. Marika leżąca w stosie słomy i nakryta derką otworzyła jedno oko i popatrzyła na nich z życzliwym zainteresowaniem.
- Leż, leż - poprosił. - My na momencik.
Patrzył uważnie pod nogi i po chwil podniósł z ziemi koński pączek. Pączek był jeszcze ciepły. Rozłamał go na pół. Monika odskoczyła.
- Co pan chce zrobić?
- To najlepsza metoda. Przyłożyć koński pączek do policzka. Musi być jeszcze ciepły. No nie bój się, później się umyjesz.
- Czy to nie jest jakiÅ› makabryczny dowcip?
- Ależ skąd - wziął chusteczkę jednorazową i owinął w nią cudowny środek.
Dał jej do ręki. Z lekką obawą przyłożyła niezawiniętą stroną do policzka.
- Potrzymaj tak ze dwadzieścia minut. Jeśli ból nie przejdzie, to wstawię ci na to miejsce złoty ząb.
- Trzymam za słowo - powiedziała.
- Tylko nie symuluj. Jestem ubogim emerytem.
Roześmiała się. Wrócili do chałupy i zaraz uwalił się spać.
*
Noce w Chełmie były zimne i paskudne tej wiosny. Holmes siedzący w swoim samochodzie na przeciw hotelu marzł mimo grubego kożucha. Coś było mocno nie w porządku. Mijała już cała doba a Herberto nie wyściubił nosa ze swojego pokoju. Nawet jedzenie nosili mu specjalnie do numeru. Ale kontrwywiad miał dużo czasu. Nawet jeśli szpieg udający duchownego coś knuje to, wcześniej czy później będzie musiał wyjść. Jeśli majstruje sobie jakieś urządzenie, to będzie je musiał wynieść na zewnątrz. A jeśli nie wyniesie, to będzie je można obejrzeć, gdy sam wyjdzie na miasto. Z uśmiechem potrząsnął pęczkiem wytrychów.
*
Niedziela była ciepła i ładna. Przed kościołem tłoczył się tłum ludzi. Niedziela była świętem. Zapominano o urazach. nikt nie czatował na nikogo ze sztachetą w dłoni. Pijaczkowie przy konfesjonale przysięgali zmienić się. Niektórzy nawet próbowali. Monety sypały się z cichym brzękiem na tacę. Semen miał dobry dzień. Rzucił srebrnego rubla. Jakub który stał kawałek dalej natychmiast odczuł potrzebę zlicytowania przyjaciela. Rzucił na tacę srebrnego kanadyjskiego dolara. Monika rzuciła tylko dwadzieścia złotych z Nowotkiem. Student jest ubogi i ma suchoty. A na suchoty najlepszy jest psi smalec. Wszystko co występuje w przyrodzie dopełnia się wzajemnie. Każde zwierzę jest potrzebne. Jedno daje mleko, z innego można zrobić lekarstwo. Koty też mają swoje zastosowanie. Jeśli do człowieka chorego na raka przykładamy kota, to kot zdechnie, a człowiek wyzdrowieje.
Bóg nie stworzył niczego bez celu. Ciekawe tylko dlaczego nas faworyzuje do tego stopnia, że nakazał Eohippusom zejść z drzew. Może kiedyś nam to wyjawi. A może odpowiedź kryje się w określeniu "Na obraz i podobieństwo swoje". Iwan Iwanowicz Iwanow nie zastanawiał się nad tym. Czarował. Rzucał strasznie wymyślny urok na Jakuba Wędrowycza i tą małą cizię która się za nim plątała. Ciekawe, co taka widziała w tym starym dziadu. Wyszli z kościoła we trójkę. Jakub Monika i Semen. To co się stało było zaskakujące. Przed kościołem stali esesmani ustawieni w szpaler z bronią gotową do strzału.
- Co to jest? - zdziwiła się dziewczyna. - Film kręcą?
Ludzie weszli pomiędzy nich. Hitlerowcy zaczęli strzelać. Ludzie padali ale następni szli naprzód. Wylewali się z kościoła jak rzeka i ginęli.
- Stójcie - krzyknęła przerażona.
To działo się naprawdę. Jakub położył jej dłoń na ramieniu.
- Uspokój się - poprosił. - To złudzenie.
Czar prysnął. Ludzie szli normalnie żywi i cali. Semen wzdrygnął się.
- Brr. Kto to zrobił?
- Tamten - Jakub wskazał Iwana Iwanowicza, który siedział przed księgarnią kurząc obojętnie "Biełamorkanała".
- To było złudzenie? -zdziwiła się dziewczyna.
- Oczywiście. Zbiorowe złudzenie.
- Ale dlaczego tylko my?