Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Publiczne instytucje finansowe odgrywa³y wa¿n¹ rolê w pobudzaniu aktywnoœci gospodarczej tak¿e w innych krajach Europy, w których s³aboœæ systemu finansowego zmusza³a...Podczas tych spotkaÅ„ z karawanami, ciÄ…gle miaÅ‚em przed oczyma postać ojca Desideriego*, któremu przed ponad dwustu laty udaÅ‚o siÄ™ dotrzeć z podobnÄ… karawanÄ…...zaszczyty, którymi go obsypaÅ‚, a których na pewno by — jak mówiÅ‚ — nie dostÄ…piÅ‚, gdyby swoim szczerym oddaniem nie zasÅ‚użyÅ‚ na nie...— Idź wiÄ™c, i to szybko! CoÅ› mi zaczyna Å›witać we Å‚bie! Pruski oficer w cywilnym ubraniu, szpieg Juareza i jeszcze dwaj inni, o których nic nie wiemy! To by byÅ‚...Dom Clearych dzieliÅ‚a od Wahine odlegÅ‚ość piÄ™ciu mil, nic wiÄ™c dziwnego, że kiedy Meggie zobaczyÅ‚a w oddali sÅ‚upy telegraficzne, nogi, z których opadÅ‚y...Choć dodatkowe wyniki uzyskane przez Langer wykazaÅ‚y istnienie wielu sytuacji, w których ludzie nie zachowujÄ… siÄ™ w taki automatyczny sposób, badaczka ta jest...Nie ulega wÄ…tpliwoÅ›ci, że wartość rozumowania dedukcyjnego jest taka, jak wartość przesÅ‚anek, na których siÄ™ ono opiera...Co siÄ™ budowy komedyi tyczy, wytknąć siÄ™ musi nieproporcyalność trzech aktów, z których pierwszy, najlepszy w sztuce, jest niemożliwie dÅ‚ugi, tak samo jak akt...warte byÅ‚oby jednak polecenia zastosowanie innych znaków (innego graficznego ksztaÅ‚tu cudzysÅ‚owu) niż te, których techniczne użycie zostaÅ‚o tutaj...Odpowiedzialnoœæ polityczna realizuje siê poprzez ró¿nego rodzaju sformalizowane procedury parlamentarne, wœród których najd³u¿sz¹ tradycjê przypisaæ mo¿na wotum...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


– MogÄ™ siÄ™ zaÅ‚ożyć. Koniec przejażdżki, patrz pod nogi.
Wysiadła z windy, ale nie była w stanie myśleć o niczym innym niż o niemym przedstawieniu
na parkingu.
– MiaÅ‚eÅ› racjÄ™ z tymi otworami na broÅ„.
– Pewnie.
– I z czego siÄ™ tak cieszysz? Przecież to do mnie mieli strzelać.
– Nie zdziwiÅ‚bym siÄ™ – stwierdziÅ‚ Rand. – Ale jeÅ›li Foley byÅ‚ poÅ‚Ä…czony podsÅ‚uchem z
Bertone'em, Sybirak mało się nie zesrał ze strachu.
– Czemu?
– Bo ty, sprytna bankiereczko, masz klucz do jego milionów. JeÅ›li zginiesz, wszystko straci.
Ale gdy nasyłał na ciebie swojego anioła śmierci, jeszcze tego nie wiedział.
Kąciki jej ust opadły.
– I co teraz?
– Powiedz, że pamiÄ™tasz hasÅ‚o Bertone'a.
– PamiÄ™tam.
OdetchnÄ…Å‚ z ulgÄ….
– ChwaÅ‚a Bogu.
– To, że koÅ‚yszÄ™ biodrami, jak idÄ™, nie znaczy, że jestem gÅ‚upia. I zapewniam ciÄ™, że nie mam
żadnego notesiku z hasłami.
– Rany! – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. – CaÅ‚y zesztywniaÅ‚em na samÄ… myÅ›l o tym.
Ruszyli wzdłuż pasażu, mijając wystawy kolejnych sklepów.
– Idziemy w jakieÅ› konkretne miejsce?
– Nie. Czekamy, aż Bertone zgÅ‚osi siÄ™ po hasÅ‚o.
– A co z moim frywolnym różowym fataÅ‚aszkiem?
– ZaÅ‚atwiÄ™ to.
Rozdział 52

Galeria Handlowa
Niedziela, 11.40

Lane szedł dziarsko obok ojca w stronę radiowozów, które blokowały wejście na zatłoczony
parking.
– To klasyczny przykÅ‚ad udaremnienia napadu z broniÄ… w rÄ™ku – wyjaÅ›niÅ‚ Faroe. Patrz i ucz
siÄ™.
– Sto razy lepsze niż cykl Krebsa – stwierdziÅ‚ Lane, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ tÅ‚umowi funkcjonariuszy.
– Możesz kiedyÅ› poczujesz tÄ™ adrenalinÄ™. CoÅ› wspaniaÅ‚ego. Ale pamiÄ™taj: twoja matka jako
sędzia zrobiła więcej, żeby naprawić ten świat, niż ja, pracując dla St. Kilda.
– To dlaczego już nie jest sÄ™dziÄ…?
– Zapytaj jej.
– PytaÅ‚em.
– I co powiedziaÅ‚a?
– Å»ebym spytaÅ‚ ciebie – odparÅ‚ Lane.
– Czasami prawo jest bezsilne. Wtedy do akcji wkracza St. Kilda. JesteÅ›my facetami w szarych
kapeluszach.
– Patrz na ten karabin! Jaki to?!
– Uspokój siÄ™ – skarciÅ‚ syna Faroe. – Gliny panujÄ… nad sytuacjÄ…, ale wciąż majÄ… sporo
adrenaliny i pistolety pełne naboi. Nie wchodź im w paradę i nie rób gwałtownych ruchów.
Spojrzał na nich policjant, który opierał się o maskę swojego radiowozu z pistoletem gotowym
do strzału.
– Odsunąć siÄ™ – rozkazaÅ‚. – To miejsce przestÄ™pstwa.
Faroe stanął z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała i z otwartymi dłońmi.
Lane zrobił to samo, co ojciec. Policjant skinął głową.
– MartwiÄ™ siÄ™ o mój samochód, panie wÅ‚adzo – wyjaÅ›niÅ‚ Faroe. – Nie chciaÅ‚bym w nim dziur po
kulach.
– PaÅ„skiemu samochodowi nic nie jest. ProszÄ™ siÄ™ odsunąć.
– Już siÄ™ robi – powiedziaÅ‚ Faroe.
Pociągnął Lane'a za czerwonego forda pikapa, zza którego mogli obserwować akcję, nikogo nie
denerwujÄ…c.
– Policjanci z Arizony sÄ… przyzwyczajeni do uzbrojonych podejrzanych i do udaremniania
napadów z broniÄ… w rÄ™ku – tÅ‚umaczyÅ‚ synowi.
– Chodzi ci o prawo jawnego noszenia broni, na które mama zawsze wznosi oczy do nieba? –
spytał Lane.
– Tak. Zauważ, że policja zajechaÅ‚a chevroleta z różnych stron, ale linia strzaÅ‚u zostaÅ‚a otwarta
na wypadek, gdyby kolesie z furgonetki próbowali szczęścia. Dobra technika.
Lane przyglądał się, jak dwóch funkcjonariuszy wyciąga z furgonetki dwa karabiny
automatyczne dużego kalibru i pół tuzina magazynków amunicji.
– Dlaczego ci goÅ›cie nie walczyli? – spytaÅ‚. Zobacz, co mieli. To by im chyba wystarczyÅ‚o,
żeby wygrać z pistoletami?
– Bo to profesjonaliÅ›ci, jak gliniarze – wyjaÅ›niÅ‚ Faroe.
– SkÄ…d wiesz?
– Przeżyli udaremnienie napadu.
– Jak to?
Faroe położył dłoń na ramieniu Lane'a.
– Zwróć uwagÄ™ na wiÄ™zienne tatuaże i żelazne mięśnie na tych skutych kajdankami rÄ™kach –