Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– MogÄ™ siÄ™ zaÅ‚ożyć. Koniec przejażdżki, patrz pod nogi.
Wysiadła z windy, ale nie była w stanie myśleć o niczym innym niż o niemym przedstawieniu
na parkingu.
– MiaÅ‚eÅ› racjÄ™ z tymi otworami na broÅ„.
– Pewnie.
– I z czego siÄ™ tak cieszysz? Przecież to do mnie mieli strzelać.
– Nie zdziwiÅ‚bym siÄ™ – stwierdziÅ‚ Rand. – Ale jeÅ›li Foley byÅ‚ poÅ‚Ä…czony podsÅ‚uchem z
Bertone'em, Sybirak mało się nie zesrał ze strachu.
– Czemu?
– Bo ty, sprytna bankiereczko, masz klucz do jego milionów. JeÅ›li zginiesz, wszystko straci.
Ale gdy nasyłał na ciebie swojego anioła śmierci, jeszcze tego nie wiedział.
Kąciki jej ust opadły.
– I co teraz?
– Powiedz, że pamiÄ™tasz hasÅ‚o Bertone'a.
– PamiÄ™tam.
OdetchnÄ…Å‚ z ulgÄ….
– ChwaÅ‚a Bogu.
– To, że koÅ‚yszÄ™ biodrami, jak idÄ™, nie znaczy, że jestem gÅ‚upia. I zapewniam ciÄ™, że nie mam
żadnego notesiku z hasłami.
– Rany! – UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. – CaÅ‚y zesztywniaÅ‚em na samÄ… myÅ›l o tym.
Ruszyli wzdłuż pasażu, mijając wystawy kolejnych sklepów.
– Idziemy w jakieÅ› konkretne miejsce?
– Nie. Czekamy, aż Bertone zgÅ‚osi siÄ™ po hasÅ‚o.
– A co z moim frywolnym różowym fataÅ‚aszkiem?
– ZaÅ‚atwiÄ™ to.
Rozdział 52
Galeria Handlowa
Niedziela, 11.40
Lane szedł dziarsko obok ojca w stronę radiowozów, które blokowały wejście na zatłoczony
parking.
– To klasyczny przykÅ‚ad udaremnienia napadu z broniÄ… w rÄ™ku – wyjaÅ›niÅ‚ Faroe. Patrz i ucz
siÄ™.
– Sto razy lepsze niż cykl Krebsa – stwierdziÅ‚ Lane, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ tÅ‚umowi funkcjonariuszy.
– Możesz kiedyÅ› poczujesz tÄ™ adrenalinÄ™. CoÅ› wspaniaÅ‚ego. Ale pamiÄ™taj: twoja matka jako
sędzia zrobiła więcej, żeby naprawić ten świat, niż ja, pracując dla St. Kilda.
– To dlaczego już nie jest sÄ™dziÄ…?
– Zapytaj jej.
– PytaÅ‚em.
– I co powiedziaÅ‚a?
– Å»ebym spytaÅ‚ ciebie – odparÅ‚ Lane.
– Czasami prawo jest bezsilne. Wtedy do akcji wkracza St. Kilda. JesteÅ›my facetami w szarych
kapeluszach.
– Patrz na ten karabin! Jaki to?!
– Uspokój siÄ™ – skarciÅ‚ syna Faroe. – Gliny panujÄ… nad sytuacjÄ…, ale wciąż majÄ… sporo
adrenaliny i pistolety pełne naboi. Nie wchodź im w paradę i nie rób gwałtownych ruchów.
Spojrzał na nich policjant, który opierał się o maskę swojego radiowozu z pistoletem gotowym
do strzału.
– Odsunąć siÄ™ – rozkazaÅ‚. – To miejsce przestÄ™pstwa.
Faroe stanął z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała i z otwartymi dłońmi.
Lane zrobił to samo, co ojciec. Policjant skinął głową.
– MartwiÄ™ siÄ™ o mój samochód, panie wÅ‚adzo – wyjaÅ›niÅ‚ Faroe. – Nie chciaÅ‚bym w nim dziur po
kulach.
– PaÅ„skiemu samochodowi nic nie jest. ProszÄ™ siÄ™ odsunąć.
– Już siÄ™ robi – powiedziaÅ‚ Faroe.
Pociągnął Lane'a za czerwonego forda pikapa, zza którego mogli obserwować akcję, nikogo nie
denerwujÄ…c.
– Policjanci z Arizony sÄ… przyzwyczajeni do uzbrojonych podejrzanych i do udaremniania
napadów z broniÄ… w rÄ™ku – tÅ‚umaczyÅ‚ synowi.
– Chodzi ci o prawo jawnego noszenia broni, na które mama zawsze wznosi oczy do nieba? –
spytał Lane.
– Tak. Zauważ, że policja zajechaÅ‚a chevroleta z różnych stron, ale linia strzaÅ‚u zostaÅ‚a otwarta
na wypadek, gdyby kolesie z furgonetki próbowali szczęścia. Dobra technika.
Lane przyglądał się, jak dwóch funkcjonariuszy wyciąga z furgonetki dwa karabiny
automatyczne dużego kalibru i pół tuzina magazynków amunicji.
– Dlaczego ci goÅ›cie nie walczyli? – spytaÅ‚. Zobacz, co mieli. To by im chyba wystarczyÅ‚o,
żeby wygrać z pistoletami?
– Bo to profesjonaliÅ›ci, jak gliniarze – wyjaÅ›niÅ‚ Faroe.
– SkÄ…d wiesz?
– Przeżyli udaremnienie napadu.
– Jak to?
Faroe położył dłoń na ramieniu Lane'a.
– Zwróć uwagÄ™ na wiÄ™zienne tatuaże i żelazne mięśnie na tych skutych kajdankami rÄ™kach –