Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Kilka przykładów przypomnimy w dalszej części tego rozdziału.
Niemniej zawsze tym przykładom towarzyszyła myśl o grzechu i potrzebie zbawienia. Wybitni myśliciele Kościoła dowodzili w specjalnych traktatach, że życie intymne „miało swój korzystny wpływ na psychikę duchowych”. Św. Tomasz musiał znaleźć usprawiedliwienie dla duchownych mężczyzn. W życiu grzesznym, ktoś musiał być winny za grzechy. Wszystkiemu ostatecznie winna była kobieta. W „samej jej naturze leżała lubieżność, rozwiązłość i nienasycenie. Im była urodziwsza, tym więcej miała w sobie naturalnych skłonności do grzechu”. Duchowny mężczyzna, kiedy zadawał się z taką właśnie niewiastą, mniejszą ponosi winę. O grzech można było się prawie wcale nie martwić, kiedy kontakty odbywały się z bezbożnymi i rozpustnymi prostytutkami. Gorzej było w przypadku kobiet „pełnych cnót i pobożnych”. W takich razach grzech był ciężki. Ale czy na pewno takie kobiety były „pełne cnót”. Duchowny był pewien, że nie popełnia grzechu, gdy spotyka się z prostytutkami. Ważne było, aby za każdym razem spotykał się z inną. Związek z jedną kobietą biskupi obradujący w Bazylei uznali za szczyt zepsucia.
Niezwykle interesującą ocenę dysput soborowych znajdujemy w cytowanej już pracy „Zebrani doszli do wniosku, że wytrysk nasienia jest zjawiskiem nie tylko naturalnym, lecz także zdrowym i niezbędnym dla zachowania równowagi psychicznej, w związku, z czym nierząd stanowi dla nieżonatych – w tym oczywiście dla sług Bożych – czynność nie tylko nieunikniona, lecz zgoła konieczną”.
Raz jeszcze przypomnijmy, że świeci mężowie woleli takie rozwiązanie, mając w pamięci przypomnianą już przestrogę Arystotelesa, „jeżeli żołnierze nie mają kobiet, wykorzystują mężczyzn”.
A grzechu bardziej ciężkiego niż ten nie było. Chrześcijanie, bowiem, popełniali grzech ciężki, kiedy cieleśnie obcowali z Żydami lub Żydówkami i poganami lub pogankami. Ci, bowiem utożsamiani byli z diabłem. Tak jak w Starym Testamencie – homoseksualizm był najohydniejszą z praktyk. Papież Grzegorz IX w 1232 roku uznał homoseksualizm za grzech równy kacerstwu. W ogóle odszczepieńcy od nauki chrześcijańskiej, często określani byli jako homoseksualiści lub sodomici.
W kilkakrotnie już zapowiadanym IV tomie naszej serii homoseksualizmowi księży i jego przypadkom na dworach papieskich poświęcimy specjalny rozdział.
Poczynając od pierwszych wieków wczesnego średniowiecza po renesans, przez komnaty pałaców apostolskich, na dworach biskupich i probostwach, przewinęło się sporo dzieci, których dostojnymi ojcami byli Jego Świątobliwość – papież, Jego Ekscelencja – biskup i wielebny – ksiądz. Kilkudziesięciu następców świętego Piotra zbyt dosłownie potraktowało swój urząd. Papa – znaczy przecież ojciec.
Biskup Henryk z Bazylei był ojcem dwudziestu dzieci. Biskup żył na początku XIII wieku. Inny biskup: Henryk z Lutich, żyjący pięćdziesiąt lat później, miał aż sześćdziesięciu jeden potomków. Był przy tym zwyczajnym mordercą. Zgładził, bowiem swego następcę. Sam za różne grzechy został zdjęty z urzędu. Im bliżej papieskiego tronu, tym bywało gorzej.
Szambelan dworu Bonifacego VIII, którego już w tej książce poznaliśmy, nie dość, że miał stały romans z żona swego brata, gdy został kardynałem i arcybiskupem Bolonii, miał stosunki seksualne z dwustu kobietami. Były wśród nich zakonnice.
Wróćmy jednak do pierwszych wieków papiestwa.
Anastazy I był papieżem w latach 399-401. Sam może w dziejach nie zapisał się wielką liczbą zasług. Był bardzo pobożny i ceniony przez wielkich myślicieli epoki Hieronima i Augustyna. Pontyfikat tego papieża przypadł na czas upadku cesarstwa zachodniego, zagrażającego też Kościołowi, gdyby nie kilku wybitnych jego przywódców. Wydaje się, że największą zasługą Anastazego był jego syn, Innocenty I – wybrany na biskupstwo rzymskie natychmiast po śmierci Anastazego. Innocenty I panował w latach 401-417, a fakt pokrewieństwa z poprzednim papieżem potwierdzony został przez bliskiego przyjaciela Anastazego, świętego Hieronima.
Innocenty I nie był jedynym papieżem – potomkiem innego papieża. Sto dwadzieścia lat później na tron wstąpił Sylweriusz (536-537), syn papieża Hormizdasa (514-523). Hormizdas, potomek arystokratycznej rodziny, był żonaty przed otrzymaniem święceń kapłańskich. Owocem tego małżeństwa był właśnie przyszły papież Sylweriusz. Tron papieski zawdzięczał on królowi Ostrogotów, Teodahadowi, który wymusił na duchowieństwie wybór swojego zaufanego. Protektor papieża sam zginął, uduszony przez własnych żołnierzy.
O kolejnym papieskim ojcu już na kartach tej książki wspominaliśmy. Był nim Hadrian II (867-872). Jego ojciec sam był biskupem i nic dziwnego, że Hadrian przed przyjęciem święceń kapłańskich miał żonę i dzieci. Kiedy obejmował tron miał już 75 lat. Przyszło mu jednak przeżyć jeszcze wielką tragedię, porwanie, gwałt i zamordowanie swej córki i jej matki. Papieska córka miała zostać małżonką Eleuteriusza, syna biskupa Orte. Ten jednak zgotował im inny – tragiczny los. Sam też został ścięty.
Mężem i ojcem był także Mikołaj V – antypapież Pietro Ruinalducci (1328-1330). Antypapież Mikołaj różnił się bardzo od swojego imiennika – prawowitego papieża Mikołaja V (1447-1455), który za swoje zasługi uznany został przez historyków za papieża stulecia.
Antypapież Mikołaj był żonaty. Po pięciu latach związku opuścił małżonkę i wstąpił do zakonu Franciszkanów. W domu zakonnym Świętej Marii w Aracoli w Rzymie wiódł życie ascety, dążąc do skrajnego ubóstwa. Cesarz Ludwik IV Bawarski, niezadowolony z rządów papieża Jana XXII, tuż po cesarskiej koronacji w Rzymie, kazał usunąć z tronu Jana i obrać nowego następcę św. Piotra. Wybór padł właśnie na Pietro Rainalducciego.
Kiedy zabrakło opieki protektora, Mikołaj stracił swój urząd, okazując skruchę przed prawowitym papieżem Janem. Za wielką sumę i obietnicę zachowania życia potwierdził nielegalność swojego pontyfikatu i ostatnie trzy lata swego życia spędził internowany w Awinionie.