Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.To byÅ‚o piÄ™kne, wspaniaÅ‚e - szczytowy moment w życiu każdego artylerzysty, moment, który przeżywaÅ‚ wciąż od nowa w marzeniach, na jawie i we Å›nie, przez resztÄ™...W stosunku do Willa krewni Michiko okazywali milczÄ…cÄ… pogardÄ™, widzieli w nim wroga, to byÅ‚o uwÅ‚aczajÄ…ce, ale bardziej zabolaÅ‚a go pogarda, z jakÄ… potraktowali...panowaÅ‚a ciemno , bo nie byÅ‚o okna, kopciÅ‚y wieczki; my laÅ‚em, e pr d kaput, w ko cu nawet u nas, w Warszawie, wyÅ‚ czaj , gdy brak energii, albo e te pod mod , taki...ByÅ‚o to w roku 1860 i 1861, kiedy mój stryj rozpoczÄ…Å‚ wÅ‚aÅ›nie praktykÄ™ lekarskÄ… i przed wyruszeniem na front sporo usÅ‚yszaÅ‚ o tych wydarzeniach od swoich...– Zala Embuay? – spytaÅ‚em, najbardziej oficjalnym tonem, na jaki mnie byÅ‚o stać...Pokój! Dalsza sÅ‚użba w dyplomacji i policji! Lecz czyż nie jest to zmarnowanie dwóch trzecich armii? Po pierwsze, dla nikogo nie byÅ‚o tajnym, że wÅ›ród wojska,...15~lO PIAŒCIE KO£ODZIEJU v I TAJEMNICZYCH WÊDROWCACHgwarno by³o tego dnia w chacie oracza i ko³odzieja Piasta...poczciwy Chapsal i Noël dlatego tylko jest tolerowany, że wypada przy sposobnoÅ›ci ortogra- ficznie napisać francuski bilecik, inaczej dosyć by byÅ‚o...SÅ‚oÅ„ce byÅ‚o już wysoko, jego promienie odbijaÅ‚y siÄ™ od poÅ‚aci żużlu na wypalonych terenach i przywracaÅ‚y do życia chorowitÄ… zieleÅ„ rosnÄ…cych na obrzeżach...JeÅ›li byÅ‚o coÅ› jeszcze gorszego od ohydnej wprawy, z jakÄ… skÅ‚adano ofiary, Å›wiadczÄ…cej o dÅ‚ugim doÅ›wiadczeniu, to byli to dobrze ubrani wierni,...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Trudny? Zagroził, że mnie zwiąże, zamknie w szafie i będzie karmił raz na dzień.
- Tak powiedział?
- Może odrobinę krócej.
- A teraz płacze.
- NaprawdÄ™?
- Szlocha jak trzylatek.
To natychmiast rozweseliło Marcusa. Z największą chęcią wracał do domu Rachel.
Jak się potem okazało, wyjście z domu było najlepszym rozwiązaniem, jakie Marcus mógł znaleźć. Gdyby wiedział, jak się wszystko skończy, zupełnie inaczej powitałby Willa na przystanku - pomachałby do niego, puścił oko i powiedział: "Pożyjemy, zobaczymy". Kiedy znaleźli się na powrót u Rachel, sytuacja zupełnie się zmieniła. Nikt nie udawał, że cała ta historia z lunchem jest tylko po to, żeby Ali i Marcus pograli sobie na komputerze.
- Ali chciałby ci coś powiedzieć, Marcusie - oznajmiła Rachel, gdy tylko stanęli w progu.
- Przepraszam, Marcus - chlipnął Ali. - Nie chciałem powiedzieć tego wszystkiego.
Marcus nie bardzo pojmował, jak można grozić komuś śmiercią niechcący, ale nie zamierzał rozwijać tego tematu. Widok łkającego Alego napełnił go wielkodusznością.
- W porzÄ…dku, Ali.
- To teraz podajcie sobie ręce - zakomenderowała Rachel, co też zrobili, aczkolwiek dziwne to było uściśnięcie dłoni. Potrząsali nimi w górę i w dół, aż Will i Rachel wybuchnęli śmiechem, co zirytowało Marcusa. On dobrze wiedział, jak to robić, tylko ten idiota zaczął potrząsać.
- To trudna sytuacja dla Alego.
- Dla Marcusa także. Prawda, że tak samo to odbierasz?
- Co?
Odrobinę stracił wątek, zastanawiał się bowiem nad związkiem między łzami Alego i jego groźbami. Czy z faktu, że płakał, można było wnosić, że żaden z niego twardziel, czy też raczej był to psychol, który łkając, odrywałby ci jednocześnie głowę? Może cały ten płacz był tylko dla picu, a Marcus w istocie znalazł się w znacznie większym niż przedtem niebezpieczeństwie?
- No wiesz... Takie sytuacje.
- Tak. Dokładnie tak samo - stanowczo potwierdził Marcus. Z pewnością i tak rychło się okaże, o jakie konkretnie sytuacje chodzi.
- Wiesz, jeśli istnieje jakiś układ, każda nie znana osoba, która się pojawia, jest odbierana jako zagrożenie - podrzucił Will.
- Właśnie. A poprzedni facet... - Rachela stropiła się. Przepraszam, nie porównuję cię z... Nie chodzi o to, że my... Zaplątała się zupełnie.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się Will, a Rachel spojrzała na niego i odpowiedziała uśmiechem. Marcus nagle zrozumiał, dlaczego takie osoby jak Rachel czy Suzie mogły lubić Willa. Patrzył teraz tak, jak nigdy nie spoglądał na Marcusa; w jego wzroku była jakaś taka miękkość, która musiała działać na każdego. Słuchając rozmowy, Marcus zarazem usiłował naśladować to spojrzenie: trzeba nieco zmrużyć oczy i patrzeć dokładnie w twarz. Czy to się spodoba Ellie? Raczej mu przyłoży.
- W każdym razie poprzedni znajomy, z którym się spotykałam, nie bardzo widział w tym wszystkim miejsce dla Alego i skończyliśmy... Powiedzmy, że nie na przyjacielskiej stopie.
- Świr - zwięźle oznajmił Ali.
- Bardzo mi przykro, że wszystko się tak pokomplikowało - powiedziała Rachel. - Nie miałam pojęcia, że... Wiesz, podczas sylwestra miałam wrażenie... - Skrzywiła się. - To takie niezręczne, a wszystko przez ciebie, Ali. Lepiej w ogóle zostawmy ten temat.
- Nie ma sprawy - wtrącił się Marcus. - Podobasz mu się, sam mi powiedział.
- Robi ci się coś z oczami? - spytała Ellie.
- Nie wiem, może tak - odparł Marcus, gdyż za nic by się nie przyznał, że wypróbowuje na niej wzrok Willa.
- Może potrzebne ci nowe okulary?
- Może...
- To mogą być jeszcze mocniejsze? - spytała Zoe, nie ze złośliwości, a z czystej ciekawości.
Wracali ze szkoły, po drodze mieli wstąpić do kiosku, a nie rozmawiali o niczym szczególnym. Will i Rachel siedzieli naprzeciw siebie i mówili głównie o tym, jak się nawzajem lubią. Kiedy jednak szło się ulicą, wtedy Marcus, żeby wykonać" sztuczkę Willa, musiał patrzeć w bok, co sprawiało, że wyglądał dosyć dziwnie, ale co zrobić, skoro nigdy nie siadali z Ellie naprzeciw siebie. Spotykali się przy automacie albo - tak jak dzisiaj umawiali się po szkole, żeby się trochę przejść. I jak się zachować? Jak spojrzeć komuś w oczy, skoro ciągle widzisz tylko uszy?
W kiosku pełno było uczniów, a właściciel darł się na niektórych i kazał wychodzić. To nie tak jak pan Patel, który nigdy nie krzyczał i nikogo nie wypraszał.
- Nigdzie nie idę - powiedziała Ellie. - Jestem klientką, a nie dzieckiem.
Oglądała gablotę ze słodyczami, stukaniem podkreślając, które lubiła najbardziej.
- W takim razie ty - zwrócił się sprzedawca do Marcusa. - Proszę na zewnątrz.
- Marcus, nie słuchaj - rzuciła Ellie. - On łamie prawa człowieka. Ponieważ jesteś młody, traktuje cię jak złodzieja. Można go za to pozwać do sądu.