Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
W tej sytuacji niemal z ulgą powitali pół godziny później wejście szwagierki, która sprowadziła, dumna z siebie, aż dwóch kempei. Odniosły się do siebie ze skrupulatną uprzejmością.
- Wrócę - powiedział Will Michiko po angielsku. Skłonił się jej, potem rodzinie i wyszedł. W drodze do Nagasaki, jeden z tych, którzy go schwytali, zauważył, że Will oddalił się najdalej ze wszystkich jeńców - jakby miał mu to za zasługę. Wczesnym popołudniem ich rozklekotana ciężarówka dojechała do przedmieść Nagasaki.
W jasnym świetle dnia była to przestrzeń zasypana gruzem.
Niewiarygodna dla ludzkiego oka. Czyż mogła to sprawić tylko jedna bomba? Ludzie snuli się wśród kopcących zgliszcz w poszukiwaniu najbliższych a zaginionych, przyjaciół i przedmiotów wygrzebywanych z rumowiska. Odrażający, słodki cuch gnijących i spalonych ciał, doprowadzał Willa do mdłości. Minęli szczątki fabryki nad brzegiem rzeki Urakami, z których mężczyźni i kobiety wynosili ciała lub ochłapy ciał ponad dwustu pracujących kiedyś na piętrze dziewcząt.
Gdy podjeżdżali do dworca kolejowego Nagasaki, Will ujrzał długą kolejkę mężczyzn z tobołkami na ramionach. Niektórzy nieśli popioły zmarłych towarzyszy, spalonych w krematorium przez Japończyków, inni chwiali się pod ciężarem rannych niesionych na noszach lub drewnianych drzwiach. Z bliska Will rozpoznał w nich ocalonych z Obozu 14 i kempei polecił mu do nich dołączyć. Gdy przeszli most, straż pozwoliła wyczerpanym jeńcom odpocząć. W czasie tej przerwy Will odszukał Kitanę, który powiedział, że idą do domu noclegowego Mitsubishi, kilka mil na południe za stoczniami. To będzie ich nowy dom.
Will czuł się lepiej niż większość pozostałych, stanął więc ochotniczo przy noszach. Była to karkołomna praca, z wdzięcznością przyjął rozkaz zatrzymania się po przejściu kilkuset jardów. W końcu doszli do Hirakaido i cały oddział stanął, choć nie wydano takiego rozkazu. Po lewej mieli morze, po prawej strome zbocze wzgórza. Nie opodal stała świątynia Taihei Naminodairo. Jeden ze strażników podsunął myśl, by poprosili o zgodę na złożenie w niej jenieckich prochów. Naczelny kapłan wyraził zgodę.
Gdy przechodzili tunelem wiodącym do miasta Tomachi, zapadał zmierzch. Człapali w milczeniu cichymi ulicami, aż doszli do obszernej, jednopiętrowej drewnianej budowli.
Will spał z przerwami, prześladowały go koszmary. Znowu śnił mu się uśmiechnięty szkielet na grzbiecie różowego konia, który tym razem wlókł wóz wypełniony trupami, ramionami, nogami sterczącymi na wszystkie strony. Potem widział płonącą szkołę i słyszał rozpaczliwe krzyki zatrzaśniętych wewnątrz uczniów. Obudził go ich jęk. Było ciemno, słyszał tylko ciężkie oddechy, chrapania i bełkot gadających przez sen. Nie mógł potem usnąć, martwił się o Michiko i Hajimego. Dlaczego wypadły jej włosy? Była przecież w domu, który ją osłonił, tak jak inny dom osłonił przed blaskiem pika jego. Nie powiedziała mu tylko, że widziała ze swego okna tysiące tajemniczych żółtych kul.
4.
Następnego ranka zwołano nadzwyczajną konferencję cesarską. I gdy jej członkowie zeszli się w pośpiechu w przybudówce Obunko, wyrazili oburzenie na próbę wmanewrowania ich w konfrontację, do której nie byli przygotowani i oburzenie to wylali na głowę starego premiera. Odtrącił ich skargi machnięciem dłoni, a gdy tuż przed jedenastą wszedł, ubrany w wojskowy mundur cesarz, Suzuki rzekł:
- Przepraszam Waszą Cesarską Wysokość za to, że mój gabinet jeszcze nie zatwierdził jednogłośnie zgody na przyjęcie alianckiej noty. - Zwrócił się do dowódców rodzajów wojsk, którzy byli głównymi oponentami. - Bądźcie łaskawi przedstawić swoje argumenty Jego Wysokości.
- Muszę Waszej Wysokości oznajmić, że dalsze prowadzenie wojny jest konieczne i zalecam wyrażenie zgody - powiedział Umezu. - Jeżeli kapitulacja oznacza koniec kokutai, to w decydującej ostatniej bitwie trzeba poświęcić cały naród.
Anami był tak przejęty, że go zatkało i ledwie mógł wydobyć głos.
- Ja także doradzani kontynuowanie wojny, chyba że alianci definitywnie przyrzekną zagwarantowanie bezpieczeństwa Waszej Wysokości. - Zakaszlał, żeby przeczyścić gardło. - Ciągle jeszcze mamy szansę na zwycięstwo. A nasz opór może zakończyć tę wojnę co najmniej na lepszych warunkach.
Cesarz spytał o zdanie wszystkich członków gabinetu, ale żaden nie wstał z miejsca. Skinął głową.
- Jeśli nikt już nie ma nić do powiedzenia, wyrażę sąd mój własny. Chcę, żebyście się wszyscy zgodzili z mymi wnioskami. - W komnacie panowała skupiona cisza. - Wnikliwie wysłuchiwałem wszystkich argumentów przeciwnych przyjęciu przez Japonię odpowiedzi aliantów w jej obecnej formie, ale poglądów moich nie zmieniłem. Zapoznałem się ze stanem spraw wewnątrz kraju i w skali międzynarodowej i doszedłem do wniosku, że dalej prowadzić tej wojny nie możemy.
Starł urękawiczoną dłonią spływającą mu z policzka łzę. Widok ten załamał kilku uczestników narady i ci nie potrafili pohamować siąkania nosami.
- Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, jak trudno przyjdzie lojalnym oficerom i żołnierzom armii i floty składać przed nieprzyjacielem broń, oddawać kraj pod okupację, a być może słuchać oskarżeń o popełnienie zbrodni wojennych. - Spojrzał na ministra wojny, Anamiego. - Anami, domyślam się, że jest to szczególnie trudne dla ciebie, ale musisz to znieść.
Głos mu się załamał, musiał przerwać.
- Tak wielu poległo w walce, a ich rodziny cierpią nadal. - Znowu musiał otrzeć łzę. - Wszystkie te doznania są tak dotkliwe, że nie mogę pozwolić, aby moi poddani cierpieli nadal. Pragnę ratować mój naród, własnym ryzykując życiem.
Umilkł, ponieważ dwaj ministrowie osunęli się na podłogę.
- Ludzie nic nie wiedzą, jaka jest sytuacja i zaskoczy ich moja nagła decyzja. Jestem gotów uczynić wszystko. Jeśli to posłuży narodowi, mogę przemówić przez radio. - Poprosił rząd o niezwłoczne zredagowanie cesarskiego reskryptu ogłaszającego koniec wojny.