Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Nie potrzebowali Palatynidzi żadnych lamp ani ogni nocą, bo wszystkie góry ich planety były radioaktywne, że o nowiu można było szpilki liczyć. W dzień, kiedy słońce zbyt dawało się we znaki, spali w podziemiach swoich gór i tylko nocami schodzili się w metalowych dolinach. Ale okrutny Architor kazał do kotłów, w których topiono pallad z platyną, wrzucać bryły uranu i obwieścił o tym w całym państwie. Każdy Palatynida musiał
przybyć do pałacu królewskiego, gdzie mu brano miarę na nowy pancerz i zakładano naramienniki i szyszak, rękawice i nagolenniki, przyłbicę i hełm, a wszystko samoświecące, bo odzienie to było z blachy uranowej, a najmocniej świeciły się uszy.
Odtąd nie mogli już Palatynidzi gromadzić się dla wspólnej rady, bo jeśli zbiegowisko stawało się zbyt tłoczne, wybuchało. Musieli w'ęc pędzić żywot samotnie, omijając siebie z daleka, w trwodze przed reakcją łańcuchową, Architor zaś radował się ich smutkiem i obciążał ich coraz nowymi daninami. Mennice jego w sercu gór biły dukaty ołowiane, ołowiu bowiem najmniej było na Aktynurii i największą miał cenę.
Wielką biedę cierpieli poddani złego władcy. Niektórzy pragnęli wzniecić bunt przeciw Architorowi i porozumiewali się w tym celu na migi, ale nic z tego nie wychodziło, bo zawsze znalazł się ktoś mniej pojętny, kto zbliżał się do reszty, aby zapytać, o co chodzi, i wskutek jego nierozgarnięcia spisek natychmiast wylatywał
w powietrze.
Był na Aktynurii młody wynalazca, zwący się Pyron, który nauczył się ciągnąć druty z platyny tak cienkie, że można z nich było robić sieci, w które chwytały się obłoki. Wynalazł Pyron telegraf z drutem, a potem tak cienki drut wyciągnął, że już go nie było, i w ten sposób powstał telegraf bez drutu. Nadzieja wstąpiła w mieszkańców Aktynurii, myśleli bowiem, że teraz uda się spisek zawiązać. Ale chytry Architor podsłuchiwał wszystkie rozmowy, trzymając w każdej z sześciuset rąk przewodnik platynowy, dzięki czemu wiedział, co jego poddani mówią, a ledwo doszło doń słowo „bunt" albo „rokosz", natychmiast wysyłał pioruny kuliste, które spiskowców zamieniały w płomienistą kałużę.
Pyron postanowił podejść złego władcę. Kiedy zwracał się do przyjaciół, zamiast „bunt" mówił „buty", zamiast
„spiskować" — „odlewać", i w ten sposób przygotowywaÅ‚ powstanie. Architor zaÅ› dziwiÅ‚ siÄ™, czemu jego poddani tak siÄ™ naraz szewstwem zajÄ™li, bo nie wiedziaÅ‚, że kiedy mówiÄ… „na kopyto wziąć", rozumiejÄ… przez to
„wbić na pal ognisty", a buty za ciasne oznaczają jego tyranię. Ale ci, do których zwracał się Pyron, nie zawsze go dobrze pojmowali, gdyż nie mógł im inaczej wyjaśnić swych planów, aniżeli w szewskiej mowie. Wykładał
im tak i owak, a gdy byli niepojÄ™tni, przez nieostrożność zatelegrafowaÅ‚ raz: „z plutonu pasy drzeć", niby na zelówki. Ale tu król przeraziÅ‚ siÄ™, pluton bowiem jest krewnym najbliższym uranu, a uran — toru, Architor zaÅ› brzmiaÅ‚o jego imiÄ™. WysÅ‚aÅ‚ wiÄ™c natychmiast straż pancernÄ…, która ujęła Pyrona i rzuciÅ‚a na oÅ‚owianÄ… posadzkÄ™ przed oblicze króla. Pyron nie przyznaÅ‚ siÄ™ do niczego, ale król uwiÄ™ziÅ‚ go w palladowej baszcie.
Wszelka nadzieja opuściła Palatynidów, ale nadszedł już czas i wrócił w ich strony Kosmogonik, twórca trzech planet.
PrzyjrzaÅ‚ siÄ™ z dala porzÄ…dkom, panujÄ…cym na Aktynurii, i rzekÅ‚ sobie: — Tak nie może być! — Za czym uprzÄ…dÅ‚ najcieÅ„sze i najtwardsze promieniowanie, jak w kokonie, zÅ‚ożyÅ‚ w nim wÅ‚asne ciaÅ‚o, aby czekaÅ‚o na jego powrót, a sam przybraÅ‚ postać ubogiego ciury i zeszedÅ‚ na planetÄ™.
Kiedy ciemność zapadła i tylko dalekie góry zimnym ¦ pierścieniem oświetlały platynową dolinę, Kosmogonik chciał się zbliżyć do poddanych króla Architora, ale ci unikali go z największą trwogą, obawiali się bowiem uranowej eksplozji, a on na próżno gonił za tym lub za owym, bo nie rozumiał, dlaczego tak przed nim uciekają.
Krążył więc po wzgórzach, do tarcz rycerskich podobnych, krokiem dzwoniącym, aż zaszedł do podnóża baszty, w której Architor trzymał skutego Pyrona. Zobaczył go Pyron przez kraty i wydał mu się Kosmogonik, choć w postaci skromnego robota, inny od wszystkich Palatynidów: nie świecił bowiem w ciemności ani trochę, lecz ciemny był jak trup. Działo się tak dlatego, ponieważ w zbroi jego nie było ani krzty uranu. Okrzyknąć chciał go Pyron, ale usta miał zaśrubowane, więc tylko skrzesał iskier, bijąc głową o ściany swego więzienia, a Kosmogonik, ujrzawszy ten błysk, zbliżył się do baszty i zajrzał w zakratowane okienko. Pyron nie mógł mówić, ale mógł dzwonić łańcuchami, wydzwonił więc całą prawdę Kosmogonikowi.
— Cierp i czekaj — rzekÅ‚ mu ów — a doczekasz siÄ™. Kosmogonik udaÅ‚ siÄ™ w najdziksze góry Aktynurii i szukaÅ‚
przez trzy dni kryształów kadmu, a kiedy je znalazł, na blachę je rozpłaszczył bijąc palladowymi głazami.
Wykroił z blachy kadmowej nauszniki i kładł je na progach wszystkich domostw. Palatynidzi zaś, którzy je znajdowali, zdziwieni nakładali je zaraz, bo była zima.
Nocą pojawił się wśród nich Kosmogonik i pręcikiem rozżarzonym poruszał tak szybko, że się z tego układały ogniste linie. W ten sposób pisał do nich w ciemności: ,,Możecie się już zbliżyć bezpiecznie, kadm was przed zgubą uranową ochroni." Oni jednak myśleli, że jest królewskim szpiegiem i nie ufali jego radom. Rozgniewał
siÄ™ Kosmogonik, że mu nie wierzÄ…, poszedÅ‚ w góry i zbieraÅ‚ w nich rudÄ™ uranowÄ…, wytapiaÅ‚ z niej metal srebrzysty i biÅ‚ z niego lÅ›niÄ…ce dukaty; na jednej stronie byÅ‚ profil Å›wietlisty Architora, a na drugiej — wizerunek jego szeÅ›ciuset rÄ…k.
Objuczony dukatami uranowymi powrócił Kosmogonik w dolinę i pokazał Palatynidom taki dziw: rzucał dukaty z dala od siebie, jeden na drugi, że uczynił się z nich dzwoniący stos, a kiedy dorzucił jeszcze jeden dukat nad miarę, powietrze zadrżało, z dukatów strzeliła jasność i obróciły się w kulę białego płomienia, a gdy wiatr wszystko rozwiał, tylko krater został, wytopiony w skale.
Potem drugi raz jął rzucać Kosmogonik dukaty z wora, ale już inaczej, bo co dukat rzucił, to go z wierzchu przykrył płytką kadmową, i choć powstał z tego stos sześć razy większy niż poprzednio, nic się nie stało.