Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Paolo nie poznał jej z początku, ale sprawdził emitowany przez nią kod tożsamości. Spotkał ją kiedyś w niewielkim polis - jako mężczyznę imieniem Samuel, jednego z fizyków pracującym nad międzygwiezdnym napędem termojądrowym, wykorzystywanym przez wszystkie statki diaspory. Paolo z rozbawieniem uświadomił sobie, że wielu z obecnych zobaczy jego ojca jako kobietę. Większość obywateli C-Z nadal uznawało konwencje relatywnej płci, która weszła w modę w dwudziestym trzecim wieku. Orlando zbyt głęboko zakorzenił je u swego syna, by Paolo chciał je teraz porzucić. Kiedy jednak spotykał tak wyraźne paradoksy, zastanawiał się, ile czasu jeszcze przetrwa ta tradycja. Paolo uważał Orlanda za osobę tej samej płci, widział więc partnerkę ojca jako kobietę - ich bliski związek był ważniejszy od przypadkowej znajomości z Catherine jako Samuelem. Orlando uważał siebie za heteroseksualnego mężczyznę, gdyż takie było niegdyś jego ciało... A Samuel widział siebie w ten sam sposób. Każdy dostrzegał w tym drugim heteroseksualną kobietę. Jeśli niektórzy znajomi otrzymają sprzeczne sygnały, to trudno. Był to typowy dla C-Z kompromis: nikt nie chciał zakłócić starego porządku i odrzucić płci całkowicie (jak to już uczyniła większość polis), nikt też jednak nie chciał rezygnować z elastyczności, jaką dawało istnienie w formie programu, nie ciała.
Paolo dryfował od stołu do stołu, dla zachowania pozorów kosztował potraw i żałował, że nie przyszła Elena. Niewiele mówiono o biologicznej budowie dywanów Wanga; większość gości cieszyła się ze zwycięstwa nad przeciwnikami mikropróbników i poniżenia, jakiego dozna ta frakcja teraz, kiedy stało się jasne, że obserwacje “inwazyjne” nie mogły niczemu zaszkodzić. Obawy Liesl okazały się bezpodstawne: w oceanie nie istniało inne życie, jedynie dywany Wanga różnych rozmiarów. Paolo, czując się - po fakcie - perwersyjnie obiektywny, miał ochotę przypomnieć wszystkim zadowolonym z siebie: Tam w dole mogło istnieć wszystko. Niezwykłe istoty, delikatne i wrażliwe w sposób, jakiego nigdy nie moglibyśmy przewidzieć. Mieliśmy szczęście, to wszystko.
Właściwie przypadkiem spotkał się sam na sam z Orlandem. Obaj wymykali się różnym grupkom męczących gości, kiedy ich ścieżki skrzyżowały się pośrodku trawnika.
- Jak sądzisz? - zapytał Paolo. - Jak to przyjmą w domu?
- To pierwsze życie, prawda? Prymitywne czy nie, powinno przynajmniej podtrzymać zainteresowanie diasporą, póki nie znajdziemy innej obcej biosfery. - Orlando wydawał się nieco smutny. Może próbował się pogodzić z przepaścią dzielącą ich skromne odkrycie od tęsknoty Ziemi za wynikami, które wstrząsną światem. - I przynajmniej chemia tego tworu jest niezwykła. Gdyby się okazało, że ma budowę opartą na białku i DNA, chyba połowa ziemskiego C-Z umarłaby z nudów. Powiedzmy sobie szczerze, możliwości DNA wysymulowaliśmy do końca.
Paolo uśmiechnął się, słysząc tę herezję.
- Myślisz, że gdyby natury nie było stać na odrobinę oryginalności, podważyłoby to wiarę w kartę? Gdyby solipsystyczne polis zaczęły się wydawać bardziej pomysłowe niż sam wszechświat...
- Właśnie.
Szli w milczeniu. Nagle Orlando przystanął i spojrzał na syna.
- Od dawna chciałem ci to powiedzieć: moja ziemska jaźń nie żyje.
- Co?!
- Proszę, nie rób hałasu.
- Ale... Dlaczego? Dlaczego on...?
Śmierć oznaczała samobójstwo. Nie istniała inna przyczyna... Chyba że Słońce zmieniło się w czerwonego olbrzyma i pochłonęło wszystko, aż po orbitę Marsa.
- Nie wiem dlaczego. Może miał to być dowód wiary w diasporę... - Orlando postanowił budzić się jedynie wobec odkrycia obcego życia... - Czy może stracił nadzieję, że prześlemy dobre wieści, a nie mógł znieść oczekiwania i lęku przed rozczarowaniem? Nie wyjawił powodów. Egzojaźń nadała tylko wiadomość stwierdzającą, co zrobił.
Paolo był wstrząśnięty. Jeśli pesymizmowi poddał się nawet klon Orlanda, nie potrafił sobie wyobrazić, w jakim stanie znalazły się umysły pozostałych mieszkańców ziemskiego C-Z.
- Kiedy to się stało?
- Mniej więcej pięćdziesiąt lat po starcie.
- Moja ziemska jaźń o niczym mnie nie poinformowała.
- To ja powinienem ci to powiedzieć, nie on.
- Nie byłbym co do tego przekonany.
- Wydaje mi się, że tak.
Paolo umilkł zmieszany. Jak powinien opłakiwać śmierć dalekiej wersji Orlanda w obecności tej, którą uważał za prawdziwą? Śmierć jednego klona była dziwaczną półśmiercią, czymś, co trudno zrozumieć. Jego ziemska jaźń straciła ojca; jego ojciec stracił swoją ziemską jaźń. Co to oznaczało dla niego samego?
Największą troską Orlanda był ziemski C-Z. Paolo zaczął ostrożnie:
- Hermann mówił mi, że nasiliła się fala emigracji i samobójstw... do czasu, gdy spektroskop wykrył wodę na Orpheusie. Morale wtedy się poprawiło... A kiedy usłyszą, że to nie tylko woda...
- Nie musisz mnie przekonywać - przerwał mu ostro Orlando. - Nie grozi mi powtórzenie tego czynu.
Stali na trawniku zwróceni twarzami do siebie. Paolo skomponował kilkanaście różnych kombinacji nastrojów do przekazania ojcu, ale żadna z nich nie wydawała się odpowiednia. Mógł przesłać pełną wiedzę o wszystkim, co czuje - ale czego właściwie dowiedziałby się Orlando? W końcu zawsze chodziło o zespolenie lub separację. Nie było pośrednich rozwiązań.
- Zabić się? - powiedział w końcu Orlando. - I pozostawić los transludzkości w twoich rękach? Chyba straciłeś ten swój cholerny rozum.
Ze śmiechem ruszyli dalej.
Wydawało się, że Karpal nie może skupić myśli, żeby przemówić. Paolo mógłby mu ofiarować wzorzec umysłu sugerujący spokój i koncentrację - wydestylowany z jego własnych najbardziej skupionych chwil - ale był pewien, że gość by odmówił.
- Może po prostu zaczniesz od tego, co ci najbardziej odpowiada - zaproponował. - Przerwę, kiedy przestanę rozumieć.
Karpal z wyrazem niedowierzania rozejrzał się po białym dwunastościanie.
- Tu mieszkasz?
- Od czasu do czasu.
- Ale to twoje zasadnicze środowisko? Bez drzew? Bez nieba? Bez mebli?
Paolo powstrzymał się przed zacytowaniem jednego z Hermannowych dowcipów o naiwnych robotach.
- Dodaję je, kiedy są potrzebne. No wiesz, jak... jak muzykę. Ale nie chciałbym, żeby cię coś rozpraszało.
Karpal stworzył krzesło i usiadł ciężko.
- Dwa tysiące trzysta lat temu - zaczął - Hao Wang udowodnił bardzo ważne twierdzenie. Wyobraź sobie, że rząd płytek Wanga to taśma danych maszyny Turinga.