Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.IdaPhase 2 is the addition of high-speed backbone technology and routing between switches...1– A obrona?– Obrona to nie cel, to tylko przejściowa forma działań, wymuszona przez przeciwnika...- Nie rozumiem, o czym mówisz - odrzekłam, ale zaczynałam rozumieć, Ruth, o tak, zaczynałam rozumieć...— Żartowałem...czy tamto, tylko rzucał, to idziemy dalej, zostawiając mnie w dręczącejniepewności, że może coś tam przeoczyłem...- Sami go wznieciliśmy - wyjaśnił Kevin...Pani Bogusia skierowała na nią wzrok, w którym błysnęła iskierka zainteresowania...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

„Pewna wiedza" dostatecznie często okazuje się tylko rezultatem
wnioskowania.
Zgoda, jesteśmy w stanie rozkładać światło dalekich galaktyk, metodą spektrograficzną badać
skład obłoków gazu na skraju wszechświata (to określenie samo w sobie jest kontrowersyjne)
i analizować próbki Księżyca, Ziemi i Wenus. Sondy kosmiczne nadsyłają informacje z
zewnętrznych planet Układu Słonecznego, a komputery wzmacniają je, aby można z nich
było coś wyczytać.
Tym samym weszliśmy już niepostrzeżenie na grząski grunt. Na temat makijażu
wszechświata, który śledzimy na różne sposoby, nie mamy ostatecznej wiedzy, a w tym, co
jest nam znane, panują rozbieżne opinie. Prawie codziennie trzeba wyrzucać za burtę „pewną
wiedzę".
Jeszcze niewiele lat temu sądzono, że gwiazdy powstają w drodze kondensacji z gazowego
wodoru. Symulacje komputerowe wykazały jednak, że w hipotetycznym procesie
zagęszczania z wodoru nie powstaje kula, która zaczyna płonąć pod ciśnieniem swojej
własnej masy, a więc staje się gwiazdą, ale torus, czyli bryła podobna do pierścienia.
W 1989 r. astrofizycy dokonali kłopotliwego odkrycia, że nawet pochodzenie pierwiastków
nie jest takie, jak dotychczas zakładano. Do tej pory przypuszczano - nie, było to już
dogmatem - że cała paleta pierwiastków wytapiała się w tyglu nowych, a wybuchające
supernowe wyrzucały je w kosmos. Jak wiadomo, planety, na których istnieje życie, jak
nasza, są przesycone różnymi pierwiastkami, w innym przypadku nie mogłoby być wirusów
ani laureatów Nagrody Nobla. Od niedawna wiadomo, że ta teoria nie może być słuszna, bo
żeby utrzymać ją przy życiu, powinno stale eksplodować sześćdziesiąt razy więcej słońc, niż
to faktycznie się dzieje.
Skoro już jednak istniejemy, to trzeba było sklecić jakieś nowe wyjaśnienie tego irytującego
faktu.
Wyjaśnienie takie już istnieje. Czeka je jeszcze próba praktyki, w której mogą się naprawdę
ostać tylko bardzo nieliczne hipotezy, gdyż, jak powiedział już Einstein: „Miliony
doświadczeń nie mogą w sposób absolutny udowodnić teorii względności, za to wystarczy
jedno, aby ją już jutro obalić".
Niemożność udowodnienia czegokolwiek jest bowiem ultimate crux. Bezpośrednio nie można
udowodnić ani tego, że Ziemia krąży wokół Słońca, ani że świat w ogóle istnieje. Kogo to nie
przekonuje, ten niech spróbuje obalić pogląd głoszony przez filozofię solipsyzmu, że
wszechświat istnieje tylko w naszej własnej głowie.
To była demagogia, przyznajmy, choć nie do tego stopnia, jak się z pozoru wydaje. Nawet
arcykonserwatywni fizycy natychmiast zgodzą się z twierdzeniem, że nie możemy nic
pewnego wiedzieć na temat obecnego stanu wszechświata. To całkowicie logiczne, skoro
przecież informacje na ten temat otrzymujemy drogą pośrednią. Ich przesyłanie dokonuje się -
jeśli pominąć „kosmiczny kit", ponieważ z przesyłaniem informacji nie ma on nic wspólnego
- co najwyżej z szybkością światła. W codziennym życiu opóźnienie wyrażające się w mikro-
czy nanosekundach nie gra roli. Jednak odbierany przez nas obraz Księżyca ma zawsze już
ok. 1,5 sekundy, Słońca osiem minut, a odległe układy galaktyk widzimy takie, jakie były
przed milionami albo miliardami lat. Spojrzenie w głąb kosmosu jest automatycznie
spojrzeniem w daleką i najdalszą przeszłość - aż do owej wczesnej fazy wszechświata, kiedy
był on jeszcze nieprzenikniony dla fal świetlnych, gdzie musi się kończyć wszelka
obserwacja.
Słowem, nie mamy najmniejszego pojęcia, co teraz na przykład dzieje się w mgławicy
Andromedy odległej o dwa miliony lat świetlnych ani czy ona jeszcze w ogóle istnieje.
Gdyby nasze Słońce wybuchło, moglibyśmy jeszcze przez osiem minut krzepić się jego
blaskiem, zanim Ziemia zamieniłaby się w wypaloną bryłę żużla (bez obawy: takiego obrotu
spraw należy oczekiwać dopiero za jakieś pięć miliardów lat).
Mimo tej niepewności można oczywiście zakładać, że kosmos w zasadzie jest taki, jak
oczekujemy, i że nie zmienia swojego zachowania radykalnie z dnia na dzień oraz że jego
prawa obowiązują wszędzie. Jest tylko ten problem, że bardzo niewiele tych praw znamy, a
te, które znamy, są zawsze skore do sprawiania nam niespodzianek.
Czy powinniśmy więc wylewać dziecko z kąpielą i wszystko odwracać na lewą stronę? To
jest droga „niezależnych myślicieli". Zwracają się oni do absolutnych korzeni, niekiedy do
czasów sprzed Big Bang (prawybuchu), o ile w ogóle uznają tę hipotezę; wątpią we wszystko
i zaczynają od nowa. Wskutek tego trudno jest obalić ich poglądy konwencjonalną
argumentacją, co przyznaje Patrick Moore w swojej książce.
Komu więc powinno się ostatecznie zawierzyć? „Aprobowanym" ekspertom? To by
oznaczało, że:
- księżyce Marsa są sztucznymi tworami, jak uważał czołowy astronom rosyjski dr Josif
Szkłowski;
- tradycyjna biologia i genetyka nadaje się do wyrzucenia,jak sądził naczelny biolog sowiecki
Trofim Denisowicz Łysenko (jego mętne idee o dziedziczeniu i przemianie gatunków
zdominowały rosyjską biologię od lat trzydziestych aż do upadku Chruszczowa w 1964 r. i
powodowały jedną katastrofę w rolnictwie ZSRR po drugiej, cofając tę gałąź gospodarki
Kraju Rad o wiele lat), albo
- że reakcja syntezy jądrowej przebiegająca wewnątrz Słońca da się przeprowadzić na
domowej kuchence (aby przytoczyć kolejny blamaż, tym razem z zachodu).
Takie i inne wpadki nauki równoważy ogromna góra odkryć, które także w praktyce zdały
pomyślnie egzamin, od wielokrążka po tranzystor...
A jak przedstawia się sprawa genialnej intuicji laików? Oczywiście, niewiele argumentów
można przytoczyć na poparcie tezy, że Ziemia ma kształt krążka; mało również
prawdopodobne, aby zdały się na coś przekłady dzieł Szekspira na język „wenusjański" i
„plutoński", którymi służy niejaki Mr. Bernard Byron z Romford w Anglii. Z innej strony
jednak trzeba wziąć pod uwagę, że:
- laik, nauczyciel gimnazjalny Georg Friedrich Grotefend, zdołał odcyfrować pismo klinowe,
nad którym próżno się biedziły całe legiony fachowców;
- amator Hapgood odkrył dryf kontynentów, a dyletant Boucher de Perthes kulturę paleolitu.
Z takich przypadków także można zestawić imponującą listę, na której czele prawdopodobnie
znalazłby się okazowy niefachowiec, odkrywca Troi, niemiecki kupiec Heinrich Schliemann.
A więc pat?