Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.- Oko za oko, ząb za ząb, mówi nasze prawo - rzekł ponuro Palący Promień...– Ależ pani – rzekł po cichu Eugeniusz – zdaje mi się, że jeśli zechcę być uprzejmy wobec mej kuzynki, zostanę tutaj...— Wystarczy deser i owoce, proszę pana — rzekł Piskor — dziś na obiad jest kasza z sosem...— Przełammy go — rzekł Jacek...Wołodyjowski z panem Longinem już zasiedli, rzekł: – Bo waćpan, panie Podbipięta, nie wiesz największej i szczęśliwej nowiny, żeśmy z panem...— Wierzę — rzekł, na pół przekonany...– Czyż nie mówiłam przed chwilą, że masz być moim bohaterem? Nie widział jej twarzy, ale czuł dobrze, że żartuje, rzekł więc jeszcze poważniej...– Proszę, niech pan każe to ogłosić jak najszybciej – rzekł...- Gotowe, przyjacielu - rzekł głośno, zamknął klapę kopiarki do ka­set, zaryglował ją i nakrył urządzenie kartonem, po czym, chuchając w dłonie,...— Zatem pozyskałem dziś dla swojej drużyny — rzekł Robin — trzech najtęższych chwatów w całym hrabstwie Nottingham...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Wcale nie. Masz kupę przykładów. Weź Clifforda Irvinga. Latami pisał te swoje wypociny, których nikt nie czytał, aż w końcu wyciął numer Howardowi Hughesowi. Wszystko schrzanił, od samego początku, ale wyszedł z tego nieprzyzwoicie bogaty.
- Za to John Hinckley skończył w szpitalu dla wariatów.
- My nie będziemy strzelać do prezydenta - zauważył Harry. - Na tym rzecz polega. Kiedy Ronnie Biggs obrobił wagon pocztowy Glasgow Maił, cały naród trzymał jego stronę. Albo jak ten cały D.B. Cooper załatwił linię lotniczą i potem skoczył na spadochronie w lasy Oregonu, został bohaterem ludowym. Ja wymyśliłem to samo. Kto potępi facetów, którzy przekręcili Rezerwę Federalną? To zbrodnia bez ofiar.
- Zastanawiam się, ile ten pociąg przewozi.
- Około trzydziestu pięciu milionów dolarów - odpowiedział natychmiast Harry. Daniel Pendergast od dwudziestu lat był jego najlepszym przyjacielem i Harry widział, jak ta wiadomość przyprawia go o zawrót głowy.
- Skąd się o tym dowiedziałeś?
- Zapytałem. Wymagało to zabrania się z wycieczką do mennicy. Spytałem, ile nowych pieniędzy zużywa Boston i Nowy Jork w ciągu tygodnia.
- I powiedzieli ci?
- Jasne - odrzekł Harry. - Dlaczego nie? To najwidoczniej częste pytanie.
- Trzydzieści pięć milionów dolarów?
- Trójka, piątka i potem sześć zer - potwierdził Harry.
- Kurza dupa - szepnął Daniel i w zamyśleniu pociągnął łyk Pepsi.
- Trafnie to ująłeś - przyznał Harry z krzywym uśmieszkiem. - A ryzyko znacznie mniejsze, niż kiedyśmy przerzucali kokę z Bogoty.
- Zastanawiam się - rzekł Daniel.
- Słuchaj, zrobimy tak - powiedział Harry z naciskiem, pochylając się w fotelu. - Opracujemy plan. Weźmiemy pod uwagę wszystkie warianty i przerobimy je razem krok po kroku. Jeśli w którymś momencie ryzyko okaże się zbyt wielkie, zapomnimy o całej sprawie.
- Żadnej przemocy - upewnił się Daniel. Harry przytaknął.
- Absolutnie. Wszystko musi być cacy. Po wczorajszej wycieczce do mennicy wpadłem jeszcze do Biblioteki Kongresu, żeby trochę poczytać. Tego się nawet nie kwalifikuje jako napad na bank. O ile wiem, takie przestępstwo określa się mianem “kradzieży przesyłki międzystanowej”. Maksymalny wyrok - pięć lat.
- Pomyślałeś o wszystkim - stwierdził Daniel.
- Staram się, jak mogę.
- Zdaje się, że jednak tego pożałuję - westchnął Daniel.
ROZDZIAŁ 2
 
Zainteresowanie Waltera Linberga brytyjskim raportem o terrorystach zaskoczyło jego przełożonych w USIST, lecz w geście biurokratycznej wielkoduszności, w połączeniu z chroniczną potrzebą wydatkowania nadwyżki dolarów z budżetu - byle tylko nie występować o zmniejszenie funduszy - zezwolono mu na robienie użytku z własnej głowy, przy­dzielono sekretarkę, fotokopiarkę, specjalną linię telefoniczną, a nawet skromne środki na pokrycie kosztów podróży. Na papierze ów projekt nosił nazwę “pilotażowego programu dochodzeniowego” i prawdopodob­nie zadanie Waltera miało polegać na sporządzeniu zestawu typów procedury, jaką zespoły śledcze z różnych instytucji porządku publicznego mogłyby zastosować w razie poważnego zagrożenia terroryzmem. W rze­czywistości Walter mógł robić, co mu się żywnie podoba, byleby tylko wydawał pieniądze, zbierał rachunki i nie przysparzał kłopotów.
Walter Linberg miał nosa i znał się na ludziach, a po upływie ćwierćwiecza, które spędził wyczarowując twarze i charaktery ze stosów akt sądowych, kartotek policyjnych i zestawów zdjęć, jego nos potrafił niemalże przepowiadać przyszłość. Przełożeni Waltera zrzędzili często, że “działanie na czuja” to amatorszczyzna, lecz średnia jego trafień była tak wysoka, że przeważnie nie wypowiadali głośno swoich uwag.
Po przeczytaniu brytyjskiego opracowania Linberg już czuł pismo nosem, a kiedy jeszcze skorzystał z kartoteki USIST, by uzupełnić wiadomości, zdobył pewność, że przeczucie go nie myli. Śmierdząca sprawa.