Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Na koszt wydawcy, bo na swój własny również każdy może...
Otóż niezbędne wydaje się napisanie książki. Pominę wydawnictwa albumowe i książeczki do
kolorowania, bo się na tym nie znam. Powiedzmy, że chcesz, Droga Czytelniczko, wydać
powieść dla kobiet pod tytułem „Stracone szanse".
Nie jest to harleąuin, ale nie jest to również Literatura Ambitna (bo na Literaturze Ambitnej też
się nie znam).
„Stracone szanse" są Twoją pierwszą powieścią „prawdziwą", czyli taką, jakiej nie
powstydziłabyś się przed nieznajomą, która ma zamiar wydać trzydzieści złotych nie na bluzkę
lub legginsy, ale na Twoją książkę. Oczywiście każde Twoje dzieło może się Tobie wydawać
doskonałe, przemyślane, dopracowane... nic, tylko kupować. Tobie — owszem.
Czytelniczce, która odżałuje legginsy — niekoniecznie. Jak sprawdzić, czy jest ono „czytalne"?
Tutaj każda początkująca pisarka zakrzyknie, że rodzinie i przyjaciołom się podobało!
Nie ma sprawy, wydaj, opraw i rozdaj — i rodzinie, i przyjaciołom. Bywają oni bowiem
(skrajnie) nieobiektywni. I czasem niepotrzebnie robią Ci nadzieję na pisarską karierę.
Obiektywnym sędzią Twej powieści („Straconych szans") będzie... wydawca. To recenzent
zatrudniony przez wydawcę (który, przypomnę, kupuje książki, by sprzedać je z zyskiem)
przyjmie albo odrzuci Twoją powieść. Musisz więc zebrać się na odwagę i... wysłać tekst do
wydawnictw.
Parę rad na temat: jak przygotować powieść do wysłania.
Po pierwsze: powieść/fragment powieści nie może zawierać błędów. Przykro mi bardzo, jeśli
jesteś dys-cośtam, ale nic tak nie zraża recenzenta do tekstu (co na dziewięćdziesiąt dziewięć
procent poskutkuje odrzuceniem po przeczytaniu pierwszej strony) jak byki. Ortograficzne,
interpunkcyjne, gramatyczne, logiczne... Owszem, książka przyjęta do druku zostanie poddana
gruntownej obróbce redaktorsko-korektor-skiej, a i mnie zdarzają się literówki, ortografy
(szczególnie pisowni słowa „wyrzynać" jakoś nie mogę zapamiętać), ale one się z d a r z a j ą .
Raz na kilkanaście stron. Nie co akapit.
Rażące błędy odrzucają czytelnika, zwłaszcza kogoś, kto sam posługuje się nienaganną
polszczyzną (a recenzentami są zazwyczaj absolwenci polonistyki). Wrzuć więc tekst w wor-
dowskie „sprawdź dokument pod kątem gramatyki i ortografii", a najlepiej poproś swoją panią
od polonistyki (bądź
kogokolwiek, byle znał zasady pisowni), aby rzucił łaskawym okiem na Twoje dzieło.
Swego czasu w ramach praktyk przeglądałam nadesłane propozycje wydawnicze i oto, co
rzuciło mi się w oczy: w dialogach zaimki pisane były wielką literą.
— Kocham Cię. Bez Ciebie żyć nie mogę.
Owszem, ładnie to wygląda w liście/e-mailu i esemesie, ale nie w powieści!!
Nadużywanie wielkich liter w ogóle i w szczególe: pamiętam jeden tekst, w którym postaci nie
tylko pierwszoplanowe, ale wszelakie były od razu tytułowane. I tak przewijał się tam
Listonosz, Pewien Człowiek, Przechodzień, Pies z Kulawą Nogą et cetera. Wierz mi, tego nie
dało się czytać.
Nie cierpię też wykrzykników w każdym zdaniu. Kurde, wydaje mi się wtedy, że ludzie w całej
książce na siebie wrzeszczą. A jak długo można wysłuchiwać czyjejś kłótni?
— Paulineczko, chodź na obiad!
— Już idę, droga ciociu, przynieść z kuchni widelce!?
— Tak, przynieś!
Tu wyjaśnienie: Paulineczka znajduje się w sąsiednim pomieszczeniu, a droga ciocia nie jest
jeszcze głucha jak pień.
Strasznie drażni mnie nadużywanie tych wykrzykników. Sama z kolei mam tendencję do
wielokropków, co z kolei może drażnić Czytelniczki. Ale walczę z tym nałogiem!
Co jeszcze rzuciło mi się w oczy podczas czytania nadesłanych propozycji? Czyli na co