Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
.. Potem podejmuje:
«Byłam piękna. Jestem. Spójrz.»
Wstaje, prostując się. Szybko odrzuca welon do tyłu i pozwala, by płaszcz opadł. A ja trwam w osłupieniu, bo widzę, jak z odrzuconej sterty sukna wyłania się Aglae – bardzo piękna w swoim skromnym odzieniu, z włosami splecionymi w proste warkocze, bez klejnotów, bez cennych szat, prawdziwy kwiat z ciała smukłego, a jednak doskonałego, z bardzo piękną twarzą, lekko opaloną, z oczyma aksamitnymi i pełnymi ognia. Powraca do pozycji klęczącej przed Maryją:
«Na moje nieszczęście byłam piękna i byłam szalona. W tym dniu ubrałam się w woal. Córki mojego pana pomagały mi. Lubiły patrzeć, jak tańczyłam... Ubierałam się w zakątku jasnej plaży, naprzeciw lazurowego morza. Na plaży, opustoszałej w tym miejscu, były dzikie kwiaty, białe i żółte, intensywnie pachniał migdałowiec, wanilia, czyste ciało. Od cytrusów też dolatywały fale przenikliwej woni, róże z Syrakuz wydzielały zapach, a także morze i piasek. Słońce sprawiało, że pachniało wszystko... Ogarnęła mnie lekka trema... Czułam się nimfą. Ja także adorowałam... Co? Płodną Ziemię? Słońce, które czyniło ją urodzajną? Nie wiem. Sądzę, że jako poganka żyjąca pomiędzy poganami adorowałam Zmysły – mojego despotycznego króla, o którym nie wiedziałam, że posiadam go w sobie... a który był potężniejszy niż bóg... Włożyłam na głowę róże, które zerwałam w ogrodzie... i tańczyłam... Upajało mnie światło, wonność, przyjemność bycia młodą, zwinną i piękną. Tańczyłam... i ujrzano mnie. Widziałam, że ktoś na mnie patrzył, lecz nie wstydziłam się nagości wobec pożądliwych oczu mężczyzny. Przeciwnie, znajdowałam upodobanie w zwiększaniu podskoków... Przyjemność z bycia podziwianą naprawdę dodawała mi skrzydeł... I to stało się moją zgubą. W trzy dni później zostałam sama, bo państwo odjechali, by powrócić do swego patrycjuszowskiego domu w Rzymie. Jednak ja nie pozostałam w domu... Tych dwoje podziwiających mnie oczu odsłoniło przede mną rzecz inną niż taniec... Ukazały mi zmysły i płeć.»
Maryja bezwiednie wykonuje gest niechęci, co Aglae zauważa.
«O! Ty jesteś czysta i być może jestem dla Ciebie istotą odrażającą...»
«Mów, mów, Moja córko. Lepiej, powiedz to Maryi niż Jemu. Maryja jest morzem, które obmywa...»
«Tak, lepiej będzie wyznać to Tobie – to samo powiedziałam sobie, gdy dowiedziałam się, że On ma Matkę... Najpierw, kiedy widziałam, jak bardzo różni się od każdego innego mężczyzny, jedyny, który jest samym duchem – teraz wiem, że duch istnieje i czym on jest – nie potrafiłam powiedzieć, z czego uczyniony jest Twój Syn, tak pozbawiony zmysłowości, a jednak będący człowiekiem... Pomyślałam sobie, że On nie ma matki, lecz że zstąpił na ziemię, by ocalić straszliwie nędzne istoty, pośród których ja jestem największą...
Codziennie powracałam w tamto miejsce, mając nadzieję ujrzeć ponownie tego młodego mężczyznę, pięknego bruneta... Po jakimś czasie spotkałam go. Rozmawialiśmy. Powiedział: “Chodź ze mną do Rzymu. Zawiodę cię na cesarski dwór, będziesz perłą Rzymu.” Powiedziałam: “Tak. Będę twoją wierną małżonką. Chodź do mojego ojca.” Roześmiał się kpiąco i pocałował mnie. Powiedział: “Nie małżonką, lecz boginią, a ja będę twoim kapłanem. Odkryję przed tobą sekrety życia i przyjemności.” Byłam szalona, byłam młoda... ale mimo młodego wieku, wiedziałam, czym jest życie.... Miałam doświadczenie. Byłam szalona, ale jeszcze nie zepsuta... Poczułam odrazę do jego propozycji. Wyzwoliłam się z jego ramion i uciekłam do domu... Jednak nie powiedziałam o tym matce... I nie potrafiłam zapanować nad pragnieniem ujrzenia go... Jego pocałunki uczyniły mnie jeszcze bardziej szaloną... i powróciłam. Gdy tylko wróciłam na tę samotną plażę, objął mnie, całując pożądliwie. Deszcz pocałunków, miłosnych słów, pytań: “Czyż ta miłość nie jest wszystkim? Czyż to nie słodsze niż małżeńskie więzy? Czegóż innego pragniesz? Możesz bez tego żyć?”
O! Matko!... Tego samego dnia uciekłam z tym odrażającym patrycjuszem. Stałam się łachmanem zdeptanym przez jego zwierzęcość... Nie boginką, lecz – błotem; nie perłą, lecz – gnojowiskiem. Nie odkrył przede mną życia, lecz brud, hańbę, wstręt, boleść, wstyd, nieskończoną nędzę nienależenia już więcej do siebie... A potem... zupełny upadek. Po sześciu miesiącach orgii, zmęczony mną, odszedł do innych miłości, a ja znalazłam się na ulicy. Wykorzystywałam moje talenty tancerki... Dowiedziałam się, że moja matka umarła ze zgryzoty. Nie miałam już domu, nie miałam rodziców... Pewien nauczyciel tańca przyjął mnie do gimnazjum. Udoskonalił moje [umiejętności]... Wykorzystywał mnie... Rzucił mnie – jak kwiat biegły we wszelkich zmysłowych sztukach – w środek zepsutego rzymskiego patrycjatu. Ten kwiat, już brudny, upadł do ścieku... To było dziesięć lat wpadania w otchłań. Ciągle niżej. Potem przyprowadzono mnie tutaj, by rozweselić wolne chwile Heroda, i wziął mnie nowy pan. O! Nie ma psa bardziej uwiązanego niż uwiązana jest każda z nas! I nie ma tresera psów bardziej brutalnego niż mężczyzna posiadający kobietę! Matko... drżysz! Wywołuję w Tobie przerażenie!»
Maryja – jakby zraniona – podniosła rękę do serca. Odpowiada:
«Nie, to nie ty. To zło panujące tak bardzo na ziemi budzi Moje przerażenie. Mów dalej, biedne dziecko!»