Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Hulewicz i
paru jeszcze nie znanych).
III
W ankiecie „Świata” niektórzy stawiają polskiemu dramatowi pewne konkretne wy-
magania. Pp. Makuszyński i Limanowski zgadzają się mniej więcej w tym, żeby dramat
poruszał zagadnienia budującej się Polski. Czyż nie widzą, że 90 proc. nowych sztuk już
granych dotyczą właśnie tych zagadnień? Może sposób stawiania zagadnień w tych sztu-
kach nie odpowiada ideałom obu tych uczestników ankiety, ale faktem jest, że sztuk ta-
kich płodzi się dużo. Obaj panowie po doświadczeniach paroletnich doszli już przynajm-
niej do jednego odkrycia: nie można moralizować i prawić narodowi „gorzkich prawd” a
la Wyspiański (choć Makuszyński salwuje jeszcze Rostworowskiego).
Rzecz jest raczej w tym: Rzadko poezja osiąga swój cel, gdy się nań rzuca bezpośred-
nio [3]. Centralnych zagadnień polskich mogą dotykać sztuki nawet na pozór bardzo
odległe od życia współczesnego. Związek jest zawsze podziemny, inny mało wart. Sztu-
ka chodzi kapryśnymi drogami, nie jest psem spuszczonym przez krytyków i polityków ze
smyczy na upatrzoną zwierzynę.
Ale i bezpośrednie dramatyzowanie polskich aktualności jako wysiłek świadomy, jako
komenderowanie Muzie, ma swoje uprawnienia. P. Kawecki żądał raz w odczycie, aby
dramaturdzy polscy, poeci, byli także dobrymi rzemieślnikami i zniżyli się do czegoś w
rodzaju referatów dramaturgicznych ze wszystkich głównych dziedzin życia Polski [4].
Ten rozmach jest. Epoka, w której do szlachetnego wyścigu stawali Żeromski,, Winawer,
Wroczyński - jest jedną z najświetniejszych i najciekawszych w historii dramatu polskie-
go. Że się sztuki nie udały - cóż to szkodzi? Szkodzi tylko kasie dyrektorów. Sztuka, która
się nie udała lub wywołuje sprzeczne zdania, jest ciekawszą od przeciętnej udanej; to jest
jakiś ruch, życie, podnieta dla tych, co piszą, i dla tych, co sądzą. Dziwna ulica z pewno-
ścią się nie udała, a jednak wystawienie jej było ciekawsze i bardziej pouczające od wielu
innych premier.
P. Makuszyński nie chce w dramacie goryczy i pesymizmu, chce słoneczności, radości
i Gołębnika Nikorowicza. P. Limanowski pluje na problemy erotyczne i sobkowskie.
Odrzucacie, Panowie, dwie trzecie literatury. Polska literatura, a zwłaszcza teatralna,
przewraca się od wesołych koziołków. Czy kiedykolwiek w Polsce był - poza Przyby-
szewskim - choćby ćwierć-Ibsen lub Strindberg? Jeszcze wam za ponuro? - Sobkowskim
problematem jest Ponad śnieg, Otello, Hamlet, Kordian. - Pomimo modnych haseł zbio-
rowości, unanimizmu, hasła i ugotowania się w kotle „Reduty” na jedną zupę razem z
aktorami i reżyserami, autorzy nie dadzą sobie nigdy wyperswadować pisania sztuk „sob-
kowskich”. A co do erotycznych - to prócz Niny Kampfa w ostatnich czasach nie mamy
75
prawie żadnych porządnych znanych dramatów w tej materii. Miłość w Polsce jako dra-
mat nie kwitła nigdy (komedia co innego) i nie kwitnie też teraz, zastępuje ją zdrowa fi-
zyka, co z zadowoleniem stwierdza Z. Kisielewski w swojej recenzji z ostatniej powieści
Kadena (Łuk).
Wszystko jedno jaki gatunek, byle był wzięty głęboko, umiejętnie i nowo. Zresztą
przecież wszystko i tak zaprowadzi nas do Polski - jak ten słoń ze znanej anegdotki o na-
rodowościach.
Uważam, że to wiszące nad autorami zagadnienie odbudowy Polski pęta ich twórczość
w najgłębszych korzeniach. Nie forsować się, puścić się, samo przyjdzie. Z tym jest jak z
potencją i impotencją.
Żeromski, ma jeszcze najwięcej rezerw demonizmu wewnętrznego, z którego by mógł
wydobyć dramat, lecz podejmuje niepotrzebnie największą odpowiedzialność ideową;
wypłynął na swoją powierzchnię, prawie że do owego słońca, którym nas przypieka p.
Makuszyński. Rostworowski zabrnął tak daleko w wieszczowaniu narodowi, że chyba
niebawem zostanie wybrany posłem; wypracował sobie bardzo indywidualną, lecz nie-
szczęśliwą formę i nie potrafi już zawrócić i zacząć na nowo. Katerwa ma najwięcej od-