X

Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.�****************************************************************************************�*�***** Changes made after 07/07/2004 5:15:00 PM�*�****************************************************************************************�****************************************************************************************�--------------------{Glutton} Ob|artuch{Glutton_desc}Kiedy padnie pytanie: "Dla kogo najwikszy placek?", ten czBowiek bez cienia przyzwoito[ci przystpuje do paBaszowania ciasta! Zawsze znajdzie si kto[, kto za to wszystko zapBaciZ drugiej jednak strony nie ulega w�tpliwo�ci, �e cnota moralna jako sprawno�� specyfikuje si�, czyli nabiera tre�ci gatunkowej jako cnot�i moralna (a konsekwentnie...Wyczuła bliżej nieokreślone podobieństwo — uczucie wcze­śniejszej znajomości - kiedy nawiązany został kontakt i prze­szył ją dreszcz grozy...Wyćwiczonymi ruchami odrzucając miecze ogarniętych szałem ludzi, Folko chcąc nie chcąc przypomniał sobie polną miedzę w Amorze i spokojną jesień, kiedy on,...Kilka razy się tedy zanosiło na rozlanie krwie i po staremu przyszło, bo w kilka dni potem stało się spectaculum tragiczne, kiedy niejaki Firlej Broniowski,...Kiedy znowu spotkałem się z Marią, doznałem dziw­nego i tajemniczego uczucia, wiedząc, że Herminę tak samo tuliła do serca jak mnie, że tak samo dotykała,...Dobbs i Joe Głodomór nie wchodzili w grę, podobnie jak Orr, który znowu majstrował przy zaworze do piecyka, kiedy zgnę­biony Yossarian przykuśtykał do...Kiedy T’lion wrócił, przytrzymał Tai żeby mogła oprzeć dłonie na boku Golantha, unikając śladów po pazurach na prawej łopatce, które — gdyby były...Lecz nie otworzył przytomnych oczu i kiedy świt wszedł między nas kłębami drobno roziskrzonego śniegu od okien, którymi w zadymce górskiej wył cały dom,...Jakim sposobem dotrzemy do tęczy z zasłoniętymi oczami?Kiedy nie będziesz na nią patrzył, nie będzie mogła wydawać się odległa - tłumaczył mu Arnold...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Obchodził się z papierami tak, jak powinno się obchodzić z rzeczami świętymi, osłaniając je od wiatru swoim habitem, albowiem były kruche i popękane ze starości. Miał przed sobą plik niestarannych szkiców i wykresów. Było też trochę odręcznych notatek, dwa wielkie, złożone arkusze i mała książeczka zatytułowana Memo, czyli notatnik.
Najpierw przejrzał pospiesznie notatki. Zostały nabazgrane tą samą ręką, która napisała tekst przyklejony do wieka, i charakter pisma był tak samo okropny. Funt pastrami - głosiła jedna z notatek - kraut w puszce, sześć bajgiełek - przynieść do domu dla Emmy. Inna przypominała: Pamiętać - zabrać formularz 1040, forsa dla wuja Sama. Jeszcze inna stanowiła po prostu kolumnę cyfr wraz z obwiedzioną sumą, od której odjęto następną wielkość, a na końcu obliczono procent, po czym następowało słowo “cholera!" Brat Franciszek sprawdził rachunek. Nie znalazł żadnego błędu w obliczeniach wykonanych okropnym charakterem pisma, chociaż nie był w stanie w żaden sposób wydedukować, czego te wielkości mogłyby dotyczyć.
Ze specjalnym szacunkiem obchodził się z Memo, gdyż tytuł nasuwał skojarzenie ze słowem “memorabilia". Zanim otworzył książeczkę, przeżegnał się i odmówił Błogosławieństwo tekstów. Mała książeczka przyniosła mu rozczarowanie. Spodziewał się druku, ale znalazł tylko odręczny spis nazwisk, miejsc, cyfr i dat. Daty obejmowały ostatnią część piątej dekady i pierwszą część szóstej dekady dwudziestego wieku. Raz jeszcze utwierdził się w przekonaniu, że schron pochodzi ze schyłkowego okresu wieku oświecenia. Było to naprawdę ważkie odkrycie.
Jeden z większych, złożonych arkuszy był ciasno zwinięty i zaczął się rozsypywać, kiedy Franciszek spróbował go rozprostować. Zdołał odczytać słowa: MODEL WYŚCIGOWY, ale nic ponadto. Włożył go do skrzynki z myślą o dalszych pracach rekonstrukcyjnych i zajął się drugim złożonym dokumentem. Zagięcia były tak kruche, że ośmielił się obejrzeć jedynie jego małą część, rozchylając poszczególne kartki i zaglądając między nie.
Wyglądało to na wykres, ale wykres narysowany białymi kreskami na czarnym papierze!
Znowu poczuł dreszcz podniecenia, jaki jest przywilejem odkrywcy. Była to najwyraźniej odbitka, a w opactwie nie zachowała się ani jedna oryginalna odbitka, jeśli nie liczyć wykonanych inkaustem kopii kilku takich druków. Oryginały bowiem uległy dawno temu zniszczeniu wskutek działania światła. Franciszek nigdy przedtem nie miał do czynienia z oryginałem, aczkolwiek widział wystarczająco dużo ręcznie malowanych reprodukcji, by rozpoznać odbitkę, która, choć poplamiona i wypłowiała, pozostała po tylu wiekach czytelna dzięki całkowitym ciemnościom i niskiej wilgotności schronu. Odwrócił dokument i ogarnęła go na chwilę wściekłość. Co za idiota zbezcześcił bezcenny dokument? Całą odwrotną stronę ktoś pokrył w roztargnieniu jakimiś figurami geometrycznymi i dziecinnymi karykaturami. Co za bezmyślny wandal...!
Gniew minął po chwili zastanowienia. W czasach, kiedy popełniono ten czyn, odbitki były zapewne równie powszechne jak :chwasty, a prawdopodobny winowajca to właściciel skrzynki. Swoim własnym cieniem zasłonił druk przed słońcem i spróbował rozwinąć go trochę więcej. W dolnym prawym rogu ujrzał wydrukowany prostokąt wypełniony zwykłymi wielkimi literami, którymi wpisano tam rozmaite tytuły, daty, “numery patentów", numery odsyłaczy i nazwiska. Jego wzrok powędrował na sam dół spisu i odczytał: PROJEKT OBWODU I.E. Leibowitz.
Zacisnął mocno powieki i potrząsnął głową, aż wydało musi( że coś w niej zagrzechotało. Potem spojrzał raz jeszcze. Słów były tu nadal, zupełnie wyraźne:
 
PROJEKT OBWODU I.E. Leibowitz