Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Tak, ale...Już wiem - powiedział Grundy. - Dojrzymy ją, a potem zamkniemy oczy i pójdziemy w tę stronę, a ona nie będzie mogła uciec, bo nie będziemy na nią patrzeć. Proste.Ale ktoś musi na nią patrzeć, albo zniknie - niepokoiła się Iren. - Czyż nie?Chet może na nią patrzeć - stwierdził Grundy. - Przecież nie idzie z nami.Dor nie dowierzał temu wszystkiemu, ale pozostali wydawali się zadowoleni.- Chodźmy już spać, a jutro zobaczymy, co się wydarzy - rzekł, mając nadzieję, że się im powiedzie.Spali długo, bo przecież przelotne opady przewidywano na późny ranek. Arnold, tak jak należało, poinformował Starszych o wszystkim. Jak tego oczekiwał, zachęcali go do opuszczenia Wyspy na zawsze przy najbliższej sposobności, nie mówiąc jednak wprost o tym, dlaczego stracił swe miejsce w ich społeczności. Mag nie był tu pożądany. Nie czuliby się dobrze w jego towarzystwie. Rozgłoszą, że Arnold wycofał się z powodów zdrowotnych, by ochronić jego reputację, i zadbają o wyszkolenie nowego archiwisty. Nikt nie dowie się o jego hańbie. By ułatwić mu jak najszybsze odejście, zaopatrzyli go w użyteczne w drodze zaklęcia i kontrzaklęcia, i życzyli mu powodzenia.- Hipokryci! - wykrzyknęła Iren. - Arnold służył im dobrze przez pięćdziesiąt lat, a teraz nagle, tylko dlatego... - - Mówiłem że nie zrozumiesz wszystkich niuansów społeczności centaurów - przypomniał jej Chet, ale sam nie czuł się zbyt pewnie.Iren zamilkła, nadal pełna sprzeciwu. To, co powiedziała, sprawiło, że Dor cenił ją jeszcze wyżej. Należało opuścić Wyspę Centaura - to nie tylko dlatego, że mieli zadanie do wykonania.Skondensowały się przelotne obłoki i lada moment miał spaść deszcz. Dor ułożył „dymiący stosik” i uzyskał kolumnę dymu sięgającą warstwy chmur. Natarli czarodziejską maścią stopy i dłonie, wypowiedzieli kontrzaklecie, które dostarczył im Arnold, i poszli w górę po dymie. Arnold radził sobie z tą wspinaczką znakomicie; jak na swój wiek; najwidoczniej utrzymywał się w formie dzięki wyprawom archeologicznym.Na chwilę zatrzymali się i obejrzeli w stronę Cheta, stojącego na plaży i wypatrującego tęczy. Dor miał tak ściśnięte gardło, że zdołał mu tylko pomachać ręką.Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, kuzynie – zawołał Arnold.Chet nie był z nim spokrewniony; starszy centaur miał na myśli więź spowodowaną ich magicznymi talentami.I że spotkam twego ojca! - Chet uśmiechnął się, słysząc to i doceniając intencje archeologa.Dotarli do warstwy chmur i zasłonili oczy.
Obłoki - rzekł Dor - powiedzcie nam, którędy wiedzie najlepsza ścieżka na szczyt tęczy. Nie pozwólcie, by ktokolwiek z nas znalazł się zbyt blisko waszej krawędzi.Co za tęcza? - zapytała najbliższa chmura.Ta, która właśnie ma się ukazać i którą mój przyjaciel Chet dostrzeże z ziemi.Och, ta tęcza. Jeszcze jej tu nie ma. Nie skończyła swych spraw na wschodnim wybrzeżu Xanth.No to zaprowadźcie nas tam, gdzie się pojawi!Czemu nie otworzycie oczu i sami jej nie wypatrzycie? - spytała sprytnie chmura.Nieożywione było często przewrotne, a wiele fałd i zwojów w objęciach świadczyło o ich wysokiej inteligencji.