Ludzie pragnÄ czasami siÄ rozstawaÄ, Ĺźeby mĂłc tÄskniÄ, czekaÄ i cieszyÄ siÄ z powrotem.
Wiemy, że sam naskórek jest zupełnie
niewrażliwy na podniety świata zewnętrznego. Jeśli zakończenia
naszych nerwów dotykowych na powierzchni ciała mają zostać
podrażnione jakimś oddziaływaniem świata zewnętrznego, to
proces drgania, rozgrywający się poza naszym ciałem, musi
najpierw przeniknąć warstwę naskórka. Ponadto, zanim ten
zewnętrzny proces ruchu dojdzie w zmyśle słuchu czy wzroku do
nerwu, zostaje jeszcze zmodyfikowany przez cały szereg
pośrednich narządów. Afekcja zakończeń nerwowych musi następnie
pójść dalej wzdłuż nerwu, aż do centralnego układu nerwowego i
tu dokonuje się to, dzięki czemu, na podłożu czysto
mechanicznych procesów w mózgu wytwarza się odczuwanie
wrażenia. Rzecz prosta, że skutkiem owych przekształceń, jakich
po drodze dokonuje każda zmysłowa podnieta, następuje tak
zupełna jej przemiana, że wszelki ślad podobieństwa pomiędzy
pierwszą afekcją zmysłu a pojawiającym się ostatecznie w
świadomości wrażeniem musi ulec zupełnemu zatarciu. Wynik tych
rozważań wypowiada Hartmann w następujących słowach: "Ta treść
świadomości składa się pierwotnie z momentów czuciowych,
którymi dusza odruchowo reaguje na stany ruchu w najwyższych
ośrodkach mózgu. Ruchy te nie mają jednak najmniejszego
podobieństwa do zewnętrznych ruchów molekularnych, dzięki
którym w ogóle dochodzą do skutku".
Kto tę myśl dokładnie, aż do końca przemyśli, ten musi
przyznać, że, jeśli to rozumowanie jest słuszne, to
rzeczywiście w treści naszej świadomości nie pozostaje już
najmniejszej reszty z tego, co zwiemy światem zewnętrznym.
Do tych fizykalnych i fizjologicznych zarzutów przeciwko
tzw. "naiwnemu realizmowi" dołącza Hartmann jeszcze inne
zastrzeżenia, które nazywa filozoficznymi we właściwym tego
słowa znaczeniu. Przy logicznym rozważaniu obu pierwszych można
zauważyć, że w gruncie rzeczy tylko wtedy możemy dojść do
powyższego rezultatu, jeśli założymy istnienie i związek
zewnętrznych rzeczy tak, jak to przyjmuje zwykła, naiwna
świadomość, a potem dopiero zbadamy, czy i w jaki sposób ten
świat zewnętrzny może wejść do naszej świadomości, jeśli
uwzględnimy właściwości naszej organizacji. Widzieliśmy, że
wszelkie ślady tego zewnętrznego świata gubią się nam po drodze
od podniety zmysłowej do wstąpienia w świadomość, że przeto w
świadomości nie znajdujemy nic więcej, jak tylko nasze
wyobrażenia. Musimy więc przyjąć, że dusza z materiału naszych
wrażeń konstruuje ten obraz świata zewnętrznego, który dochodzi
do naszej świadomości. Z wrażeń zmysłu wzroku i dotyku
konstruujemy najpierw przestrzenny obraz świata, a następnie
włączamy weń wrażenia innych zmysłów. Gdy czujemy się zmuszeni
do wyobrażenia sobie pewnego określonego kompleksu naszych
doznań w pewnym związku z sobą, wtedy dochodzimy do pojęcia
substancji, uważając ją za ich nosicielkę. Gdy w stosunku do
substancji zauważymy znikanie jednych doznań, a pojawienie się
innych, wtedy przypisujemy to pewnej zmianie w świecie zjawisk,
regulowanej tak zwanym prawem przyczynowości. Tak więc, wedle
tego poglądu, cały nasz obraz świata składa się z podmiotowej
treści naszych wrażeń, które porządkujemy własną czynnością
naszej duszy. Hartmann powiada: "To co podmiot postrzega, są to
zawsze tylko modyfikacje jego własnych stanów psychicznych i
nic więcej".
Zapytajmy teraz, w jaki sposób można dojść do takiego
przekonania? Szkielet tego rozumowania jest następujący: Jeśli
istnieje świat zewnętrzny, to my go nie postrzegamy, jako
takiego, tylko przemieniamy go naszą organizacją na świat
naszych wyobrażeń. Mamy tu do czynienia z założeniem, które
konsekwentnie przeprowadzone samo siebie niweczy. Czy jednak
takie rozumowanie nadaje się do uzasadnienia jakiegokolwiek
poglądu? Czyż mamy prawo uważać dany nam obraz świata za
podmiotową treść naszych wyobrażeń tylko dlatego, że ścisłe
przemyślenie założenia, przyjętego przez naiwną świadomość,
prowadzi do takiego wyniku? Przecież naszym celem jest w tym
wypadku wykazanie fałszywości tego założenia. A wtedy
musielibyśmy dopuścić taką możliwość, że pewne twierdzenie
okazuje się wprawdzie fałszywym, ale mimo to wynik, do którego
prowadzi, jest słuszny. Wprawdzie może się to gdzieś wydarzyć,
ale wtedy żadną miarą nie należy uważać rezultatu za wynik
założonego twierdzenia.
Światopogląd, który realność danego nam bezpośrednio obrazu
świata uważa za coś, nie ulegającego żadnej wątpliwości i
rozumiejącego się samo przez się, nazywamy zazwyczaj realizmem
naiwnym. Pogląd zaś przeciwny, który uważa obraz świata za
treść naszej świadomości, nazywamy realizmem transcendentnym.
Wynik poprzednich rozważań można przeto ująć w następujące
słowa: Idealizm transcendentalny wykazuje swoją prawdziwość w
ten sposób, że posługuje się środkami tego samego naiwnego
realizmu, który chce ocalić. Idealizm ten ma rację, jeżeli
naiwny realizm okaże się błędnym, ale błędność tę demaskuje
tylko przy pomocy nieprawdziwego poglądu realistycznego. Dla
kogoś, kto sobie z tego zda sprawę, nie pozostaje nic innego,
jak porzucić taką drogę do osiągnięcia światopoglądu i poszukać
innej. Czy jednak mamy dopóty próbować na los szczęścia, dopóki
przypadkowo nie trafimy na dobrą drogę? Co prawda tego zdania
jest Ed.v.Hartmann, który swoje teoriopoznawcze stanowisko
dlatego uważa za słuszne, bo ono tłumaczy zjawiska świata
podczas gdy inne tego nie czynią. Poszczególne światopoglądy
podejmują, jego zdaniem, pewien rodzaj walki o byt i ten, który
najlepiej z tej walki wychodzi, zostaje w końcu ogłoszony
zwycięzcą. Jednakże takie postępowanie wydaje mi się już
dlatego niedopuszczalne, ponieważ mogłaby zupełnie dobrze
istnieć większa ilość takich zwycięskich hipotez, któreby tak
samo zadawalająco wyjaśniały zjawiska świata. Zatrzymajmy się
więc przy powyższym rozumowaniu, dążącym do obalenia naiwnego
realizmu i zbadajmy, gdzie właściwie tkwią jego braki: Naiwny
realizm jest przecież stanowiskiem, z którego wychodzą wszyscy
ludzie i już choćby dlatego trzeba właśnie od niego zaczynać
korektę. Gdy zrozumiemy, dlaczego on nam nie wystarcza,
będziemy mogli wkroczyć na właściwą drogę z całkiem inną
pewnością, niż wtedy, gdybyśmy jej szukali na los szczęścia.
Naszkicowany tu subiektywizm polega ma myślowym
opracowywaniu pewnych faktów. Zakłada on więc, że z pewnego
faktycznego punktu wyjścia można drogą konsekwentnego myślenia
/logicznego kombinowania pewnych obserwacji/ dojść do słusznych
poglądów. Stanowisko to nie pyta jednak o prawo do takiego
stosowania naszego myślenia. I to stanowi jego słaby punkt.
Podczas gdy realizm naiwny wychodzi z nieudowodnionego
założenia, że treść naszych postrzeżeń posiada obiektywną
realność, stanowisko, które charakteryzujemy, wychodzi również