Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Rola pokrewieñstwa zdaje siê zreszt¹ znacznie wiêksza przy aktach pomocy typu wybór miêdzy ¿yciem a œmierci¹, ni¿ wybór komu wyrz¹dziæ drobn¹ przys³ugê...sie nie dawno trefiÅ‚o chodzÄ…c w jarmark lubelski miedzy kramy trzej czyÅ›ci pachoÅ‚cy, przÄ…- stÄ…pi sie żebrak do jednej zacnej wdowy, której jeden z onych...Lecz nie otworzyÅ‚ przytomnych oczu i kiedy Å›wit wszedÅ‚ miÄ™dzy nas kÅ‚Ä™bami drobno roziskrzonego Å›niegu od okien, którymi w zadymce górskiej wyÅ‚ caÅ‚y dom,...Aredhela zawróciÅ‚a wiÄ™c i odszukaÅ‚a niebezpiecznÄ… drogÄ™ miÄ™dzy nawiedzanymi przez zÅ‚e siÅ‚y dolinami Ered Gorgoroth i północnÄ… granicÄ… Doriathu, a gdy...Nikogo nie spotkaÅ‚em na schodach, tylko miÄ™dzy szóstym i siódmym piÄ™trem siedziaÅ‚ skulony na stopniach jakiÅ› maleÅ„ki, żaÅ‚osny czÅ‚owieczek, obok niego...wykluczyć sprzecznoÅ›ci miÄ™dzy twierdzeniami nauki i twierdzeniami religii...Poza kontrolÄ… koocowÄ… technolog planuje również kontrolÄ™ miÄ™dzyoperacyjnÄ… po ważniejszych operacjach...Czyżby popeÅ‚niÅ‚a jakiÅ› bÅ‚Ä…d tam na dole podczas ich Uzdrawiania? Merilille negocjowaÅ‚a traktaty i poÅ›redniczyÅ‚a w dysputach miÄ™dzy narodami; w BiaÅ‚ej Wieży... Å»yczÄ™ ci, abyÅ› nauczyÅ‚ siÄ™ rozróżniać miÄ™dzy czystymi energiami bogactwa, prosperity i sukcesu, nawet gdy bÄ™dzie im siÄ™ nadawać caÅ‚kiem inne...Rozpowszechnienie siÄ™ szacunku i jasnych relacji miÄ™dzy ludźmi prowadzi do zmniejszenia siÄ™ ich stresu i polepszenia atmosfery...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Zapyta ich pan?
Inspektor Primer uśmiechnął się.
- Zadamy wszystkie pytania, jakie będzie trzeba, pani Reed, może pani być tego zupełnie pewna.
We właściwym czasie. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. Trzeba wiedzieć, dokąd się zmierza.
Gwenda nagle wyobraziła sobie tę wymagającą cierpliwości, spokojną, pozbawioną sensacji pracę. Bez pośpiechu, nieubłaganą...
- Rozumiem - powiedziała - tak... Pan jest profesjonalistą. A Giles i ja jesteśmy tylko amatorami.
Mogło nam się udać przypadkowo na coś trafić, ale właściwie nie wiedzielibyśmy nawet, jak to wykorzystać.
- CoÅ› w tym rodzaju, pani Reed.
Inspektor znów się uśmiechnął. Wstał i otworzył drzwi balkonowe. Już miał zamiar wyjść na taras, kiedy nagle się zatrzymał. Trochę jak wietrzący zwierzynę pies myśliwski -pomyślała Gwenda.
- Przepraszam, że spytam, pani Reed. Czy ta dama to nie jest przypadkiem panna Jane Marple?
Gwenda podeszła do drzwi i stanęła przy inspektorze. W końcu ogrodu panna Marple toczyła nadal beznadziejną wojnę z powojem.
- Tak, to panna Marple. Jest tak niezwykle uprzejma, że pomaga nam w ogrodzie.
- Panna Marple - mruknął inspektor. - Rozumiem. Gwenda spojrzała na niego pytająco.
- Ona jest taka kochana - powiedziała.
- To bardzo wysoko ceniona osoba, ta panna Marple -wyjaśnił inspektor. - Ma w garści naczelników policji z co najmniej trzech hrabstw. Nie usidliła jeszcze mojego szefa, ale śmiem twierdzić, że i do tego dojdzie. A więc panna Marple macza w tym palce.
- Podsunęła nam mnóstwo pomocnych sugestii - stwierdziła Gwenda.
- O, nie wątpię. Czy to jej sugestia, gdzie należy szukać zwłok pani Halliday?
- Stwierdziła, że Giles i ja powinniśmy doskonale wiedzieć, gdzie należy szukać - odparła Gwenda. - I myślę, że bardzo głupio, iż sami na to nie wpadliśmy.
Inspektor zaśmiał się cicho, zszedł z tarasu i ruszył w stronę panny Marple.
- Chyba nie byliśmy sobie przedstawieni, panno Marple -powiedział stając obok - ale kiedyś
pułkownik Melrose pokazał mi panią.
Panna Marple wyprostowała się zarumieniona, ściskając w garści wyrwane chwasty.
- Och, tak. Drogi pułkownik Melrose. Zawsze był tak niezwykle uprzejmy. Kiedy...
- Kiedy jeden z parafian został zastrzelony w gabinecie proboszcza. To dość dawne dzieje. Ale od tamtego czasu miała pani i inne sukcesy. Problem z zatrutym piórem w pobliżu Lymstock.
- Wydaje się, że pan o mnie sporo wie, inspektorze...
- Nazywam się Primer. Przypuszczam, że była tu pani bardzo zajęta.
- No cóż, staram się jak mogę pomóc w ogrodzie. Aż przykro, jaki zaniedbany. Ten powój na przykład jest okropny. Jego korzenie - mówiąc to panna Marple spojrzała inspektorowi prosto w oczy - sięgają pod ziemią bardzo daleko. Bardzo, bardzo daleko pod warstwą ziemi.
- Myślę, że ma pani absolutną rację - przytaknął inspektor. - Bardzo daleko. Daleko w przeszłość... mam na myśli to morderstwo. Osiemnaście lat.
- A zapewne nawet dłużej - powiedziała panna Marple. -Rozchodzą się pod ziemią... i są strasznie szkodliwe, inspektorze, bo wyciskają życie z ładnych, rosnących tu kwiatków. ..
W tej chwili na dróżce pojawił się jeden z policjantów. Był spocony i miał pobrudzone ziemią czoło.
- Trafiliśmy na... coś, proszę pana. Wygląda, jakby to była właśnie ona.
I od tego momentu, pomyślała Gwenda, ten dzień stał się koszmarny. Nadbiegł Giles, dość blady.
- To... to ona tam jest, zgadza się, Gwendo - powiedział. Potem któryś z policjantów zatelefonował i przyjechał policyjny lekarz, niski, ruchliwy mężczyzna.
I to właśnie wtedy pani Cocker, spokojna, niewzruszona pani Cocker, wyszła do ogrodu, wcale nie wiedziona czczą ciekawością, jak by można tego oczekiwać, ale wyłącznie po zioła, potrzebne do potrawy, gotowanej na lunch. I ta sama pani Cocker, której reakcją na wiadomość o popełnionym poprzedniego dnia morderstwie była jedynie obawa o wpływ tego zdarzenia na zdrowie Gwendy (ponieważ pani Cocker stała na stanowisku, że po upływie określonego czasu pokój dziecinny na górze powinien mieć lokatora), wszedłszy prosto na makabryczne wykopalisko wpadła w niewiarygodną panikę.
- To zbyt straszne, proszę pani. Kości to coś, czego nigdy nie mogłam znieść. Można powiedzieć, że wszystko, tylko nie kościotrup. I to tu, w ogrodzie, tuż przy mięcie i w ogóle.
Serce mi tak wali... palpitacje... z trudem łapię oddech. I jeśli mogłabym mieć taką zuchwałą
prośbę o kropelkę brandy-
Przerażona szlochami pani Cocker i szaropopielatym kolorem jej twarzy, Gwenda pobiegła do barku, nalała do kieliszka trochę brandy i podała gospodyni.
- Tego właśnie mi było potrzeba, proszę pani - powiedziała pani Cocker, po czym nagle głos jej uwiązł w gardle. Wyglądała tak przerażająco, że Gwenda wezwała krzykiem Gilesa, a ten zawołał lekarza policyjnego.
- Jakie to szczęście, że byłem na miejscu - powiedział po jakimś czasie lekarz. - I tak zadziałało piorunująco. Bez pomocy lekarza ta kobieta umarłaby natychmiast.
A potem inspektor Primer wziął karafkę z brandy i obaj z doktorem naradzali się nad nią, a inspektor spytał Gwen-dę, kiedy ostatni raz z niej pili.