Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ale Elayne przypomniała sobie pewną zasłyszaną niegdyś żartobliwą przypowiastkę, w której występowali kupiec Domani, Mistrz Cargo Ludu Morza i Aes Sedai. Ludzie rzadko opowiadali dowcipy, w których występowały Aes Sedai, bo to nie było zbyt bezpieczne. Kupiec i Mistrz Cargo znaleźli zwykły kamień na brzegu morza i zaczęli go sobie wzajem sprzedawać, jakimś sposobem za każdym razem czerpiąc z tego zysk. I wtedy pojawiła się Aes Sedai. Domani przekonała Aes Sedai, by kupiła zwykły kamień za dwakroć więcej, niż ona sama zapłaciła ostatnim razem. A potem Atha’an Miere namówił Aes Sedai, by nabyła od niego kupiony wcześniej kamień, znowu płacąc dwa razy więcej. To był zwykły dowcip, ale pokazywał, w co ludzie wierzą. Może starszym siostrom wcale nie powiodłoby się lepiej, gdyby to one dobijały targu z Ludem Morza.
Aviendha, gdy tylko dotarła na szczyt wzgórza, od razu podeszła na skraj urwiska i teraz stała tam, zwrócona ku północy, nieruchoma jak posąg. Po jakiejś chwili Elayne zrozumiała, że przyjaciółka bynajmniej nie podziwia krajobrazu; po prostu tylko patrzyła. Zebrawszy spódnice trochę niezdarnie, bo w ręku trzymała aż trzy angreale, przyłączyła się do niej.
Zbocze opadało w dół na jakieś pięćdziesiąt stóp, aż do gajów oliwnych, strome żleby żebrowanego szarego kamienia, całkiem nagie, jeśli nie liczyć rozproszonych usychających krzaków. Groźba upadku nie była może aż tak straszna, ale równocześnie to nie to samo, kiedy patrzy się na ziemię z wierzchołka drzewa. O dziwo, od patrzenia w dół Elayne odrobinę zakręciło się w głowie. Aviendha dla odmiany zdawała się nie zauważać przepaści ziejącej tuż pod stopami.
- Coś cię niepokoi? - spytała cicho Elayne.
Aviendha nadal wpatrywała się w dal.
- Zawiodłam cię - powiedziała na koniec. Głos miała beznamiętny, martwy. - Nie umiem właściwie ukształtować bramy i na oczach wszystkich przyniosłam ci hańbę. Uznałam, że tamten sługa to jakiś Naznaczony Cieniem, i zachowałam się gorzej niż głupio. Atha’an Miere patrzą źle na Aes Sedai, a mnie ignorują, jakbym była pieskiem Aes Sedai, który ujada na ich rozkaz. Udawałam, że potrafię zmusić Służkę Cienia do gadania, ale żadnej Far Dareis Mai nie wolno przesłuchiwać jeńców, jeśli nie jest poślubiona włóczni od dwudziestu lat, a jeśli nie nosi jej przynajmniej od dziesięciu, nie ma prawa nawet uczestniczyć w przesłuchaniu. Jestem słaba i miękka, Elayne. Dłużej hańby nie zniosę. Umrę, jeśli raz jeszcze cię zawiodę.
Elayne zaschło w ustach. Zabrzmiało to trochę zbyt poważnie, przypominało prawdziwe ślubowanie. Złapała Aviendhę za ramię i odsunęła ją od przepaści. Aielowie czasami zachowywali się równie dziwacznie, jak w wyobrażeniach Atha’an Miere. Nie wierzyła wprawdzie, że Aviendha rzeczywiście skoczy w przepaść, ale nie zamierzała ryzykować. Na szczęście przyjaciółka nie stawiała oporu.
Pozostałe kobiety zdawały się pogrążone we własnych myślach albo zatopione w rozmowach ze swymi towarzyszkami. Nynaeve wdała się w jakąś dyskusję z przedstawicielkami Ludu Morza, ściskała warkocz obiema dłońmi, od tłumionego krzyku twarz jej pociemniała i przypominała z daleka ich oblicza, one zaś słuchały jej ze wzgardliwą arogancją. Merilille i Sareitha nadal piastowały Czarę, ale Careane próbowała rozmawiać z kobietami z Rodziny, jednak bez większego powodzenia. Reanne odpowiadała jej, mrugając niepewnie i oblizując wargi, Kirstian tylko stała i trzęsła się bez słowa, Garenia natomiast z całej siły zaciskała powieki. Elayne na wszelki wypadek mówiła jednak cichym głosem, bo była to sprawa tylko między nimi dwiema.
- Nikogo nie zawiodłaś, a mnie już wcale, Aviendha. Nigdy nie ściągnęłaś na mnie żadnej hańby i cokolwiek mówisz, nie wydaje mi się to możliwe. - Aviendha mrugnęła z powątpiewaniem. - A słaba i miękka jesteś, jak słaby i miękki jest kamień. - Był to chyba najdziwaczniejszy komplement, jaki komukolwiek w życiu powiedziała, jednak Aviendha wreszcie zaczęła sprawiać wrażenie uspokojonej. - I założę się, że kobiety Ludu Morza boją się ciebie do utraty zmysłów. - Kolejny osobliwy komplement, tym razem Aviendha uśmiechnęła się blado. Elayne zrobiła głęboki wdech. - A co do Ispan... - Nie miała ochoty nawet się nad tym zastanawiać. - Wydawało mi się, że potrafię zrobić, co trzeba, ale wystarczy, że o tym pomyślę, zaraz pocą mi się ręce i przewraca w żołądku. Zwymiotowałabym, gdybym bodaj spróbowała. A więc to nas łączy.
Aviendha wykonała znak w Mowie Panien, mówiący: „Zaskakujesz mnie” - zaczęła uczyć niektórych znaków Elayne, twierdząc równocześnie, że to zabronione. Najwyraźniej do prawie-sióstr ów zakaz się nie stosował. Tyle że wcale nie o to chodziło. Aviendha zaś uważała, że jej wyjaśnienie jej dostatecznie jasne.
- Nie chciałam powiedzieć, że mnie nie byłoby na to stać - odparła dźwięcznym głosem. - Tylko że nie wiem, jak się to robi. Najprawdopodobniej zabiłabym ją w trakcie. - Uśmiechnęła się nagle, o wiele szerzej i cieplej niż przedtem, musnęła dłonią policzek Elayne. - Obie nosimy w sobie słabość - wyszeptała - ale nie przysparza nam ona hańby, dopóki tylko my dwie o niej wiemy.