Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Jak jasna cholera! – wybuchnął Lash. – Jest kontrakt na Billsona, a on jeszcze żyje. Dlaczego?
– Chryste, nie wiem – odpowiedział Kissack. – Powinien nie żyć. Zastrzeliłem go w najstraszniejszej okolicy, jaką kiedykolwiek widziałeś. Nie mógł stamtąd wyjść.
– Więc ktoś mu pomógł, a zarazem ktoś daje ogłoszenie o tym przeklętym samolocie. Ogłoszenie, na Boga! Ulotki na całej tej przeklętej pustyni. Intencja była taka, Kissack, aby nie ściągać uwagi na ten cholerny samolot, ale ponieważ jesteś niezdarą, szuka go każdy Arab i jego arabski wujek.
– To nie moja wina – krzyknął Kissack. – Nie wiedziałem o Byrne’ie.
– Czy to on wypuścił ulotki?
– Tak. Pieprzony Jankes, który został tubylcem.
– Nie mam zamiaru stać tu i wysmażać sobie mózgu – powiedział Lash. – Wsiadaj do samochodu.
Gdy wsiedli, Range-Rover zakołysał się na sprężynach. Skorzystałem z okazji, aby wygodniej się ułożyć, bo kamień gniótł mnie w biodro. Przybycie Lasha zmieniło wszystko. Kissack dwukrotnie zawiódł, więc wysłał po posiłki i przybył szef. Z tego co usłyszałem, Lash był z pewnością bardziej cięty niż Kissack.
Wciąż ich słyszałem, gdyż okna mieli opuszczone. Lash powiedział:
– Kiedy dowiedzieliśmy się o ulotkach, kazałem ci nie ruszać się z Agadez. I co się dzieje? Przyjeżdżam i okazuje się, że pojechałeś na tę przeklętą pustynię. Następnie otrzymujemy wiadomość, że Bailly miał wypadek samochodowy. Co mu się stało?
– To nie był wypadek – odparł Kissack. Opowiedział Lashowi o tym, jak zasadził się na nas. – Wszystkich miałem w garści, z wyjątkiem jednego, który uciekł i sądziłem, że pieszo daleko nie zajdzie. Nie mieli szans. Właśnie wtedy Bailly zaczął wrzeszczeć jak opętany.
– Co się stało?
– Bóg jeden wie! Ten Arab coś mu zrobił. Co i jak, tego nie wiem, ale straci stopę. Bailly wił się z bólu na piasku i ryczał na całego, a ten Arab wymykał się między wydmy. Trochę go ścigaliśmy, ale zdołał uciec.
– Baliście się – zauważył Lash bezbarwnym głosem.
– Też byś się cholernie bał, gdybyś widział, co zrobił Bailly’emu – odparł Kissack. – Wrzeszczał bez przerwy. Musiałem go grzmotnąć, żeby się zamknął.
– Więc wpakowałeś go potem do samochodu i przywiozłeś do Bilmy. Kissack, jesteś durniem.
– A co innego mogłem zrobić?
– Mogłeś zabić Bailly’ego, żeby się zamknął, a później zająć się resztą. Mówiłeś, że miałeś ich w garści.
– Jezu, ty... – Kissackowi odebrało mowę. – Jesteś zimnym draniem.
– Jestem realistą – rzekł Lash. – A więc, kim byli ci ludzie, do których strzelałeś?
– Jednym z nich był Byrne, ten Jankes, który wypuścił ulotki. W Agades opowiedział mi bajeczkę, ale nie dałem się na nią nabrać. Jestem pewien, że drugim był Billson. Pozostali dwaj to Arabowie.
– Arabowie, czy Tuaredzy?
– Czy to ważne? Dla mnie wszyscy są tacy sami.
– Powtarzam, a nie lubię się powtarzać, jesteś durniem Kissack. Mieli czarczafy?
– Byrne miał, jeden z pozostałych też. Ten, który załatwił Bailly’ego nie miał. – Zapadło chwilowe milczenie. Lash przetrawiał zasłyszane wieści. Kissack zaś powiedział usprawiedliwiająco: – Co za różnica? Chryste, jak ja nienawidzę tej przeklętej pustyni.
– Zamknij się! – Lash milczał jeszcze przez chwilę, po czym zapytał: – Co się z nimi stało?
– Nie wiem. Tam ich nie ma. Nieźle podziurawiłem tę Toyotę, trafiłem trzy opony. A nikt nie wyjdzie z tych pieprzonych piasków, panie Lash.
– Mówiłeś to już przedtem o Billsonie i pomyliłeś się – rzekł Lash pogardliwie. – Idę o zakład, że znów się mylisz, bo jesteś durniem. Nim przyleciałem z Algieru, zadałem sobie trudu, aby dowiedzieć się czegoś o tym Amerykaninie, Byrne’ie. Przebywa na pustyni od trzydziestu pięciu lat, Kissack. Algierczycy nie lubią go specjalnie, ale ma przyjaciół z wpływami politycznymi, więc wciąż się tu pęta. Tak czy owak, większość czasu spędza w Nigrze. Jeśli go nie zabiłeś, to twierdzę, że wyjdzie z tego, bo wie jak. Czy go zabiłeś?
– Nie – odrzekł Kissack posępnie.
– Jutro zabierzesz mnie i pokażesz tę postrzelaną Toyotę. Jeżeli jej tam nie znajdziemy, to pożałujesz, że nie jesteś Bailly’m.
– Będzie tam, panie Lash. Wiem gdzie wpakowałem kule.