Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Super. Mogę zapalić?
– Nie.
– Dlaczego? To tylko słomki.
– Leila, nie drażnij się ze mną. I bez tego paskudnie tu śmierdzi. Opowiedz mi o Dowanie. I proszę cię, przestań się stawiać. Mam już tego dość.
– A co chcesz wiedzieć?
– Kiedy widziałaś go po raz ostatni?
– Nie zaprzątam sobie głowy takimi rzeczami.
– Pomogę ci. Dwunastego września był piątek. Emily zachorowała i odwołała wizytę, więc musiałaś wrócić. Byłaś w domu na plaży?
– Nie. Tutaj.
– Pamiętasz, co robiłaś tego wieczoru?
– Prawdopodobnie oglądałam wideo, bo zwykle to robię. A co?
– Ciekawa jestem, kiedy ostatni raz rozmawiałaś z Dowanem.
– A skąd mam to wiedzieć? Staram się w ogóle z nim nie rozmawiać.
– Musicie to robić od czasu do czasu. Jest przecież twoim ojczymem.
– Wiem, kim jest – rzuciła. – Myślałam, że nie wolno ci przesłuchiwać dziecka pod nieobecność rodziców.
– To dotyczy tylko przypadków, gdy dziecko zostaje zatrzymane przez policję.
– A ty kim jesteś?
– Prywatnym detektywem. Phillipem Marlowem w przebraniu. – Z wyrazu jej twarzy wywnioskowałam szybko, że Phillipa Marlowe’a uważa za zespół rockowy, ale jest na tyle bystra, by się do tego nie przyznawać. – Ile miałaś lat, gdy mama wyszła za Dowa?
– Jedenaście.
– Lubisz go?
– Jest w porządku.
– Jak się wam układa?
– A jak sądzisz? Jest stary. Nosi sztuczną szczękę. Śmierdzi mu z ust i wprowadza mnóstwo idiotycznych zasad: „Masz być o dziesiątej w łóżku. Nie życzę sobie, żebyś spała do południa. Pomagaj matce opiekować się bratem” – mówiła, naśladując ton Dowa. – Zaraz mu powiedziałam, że od tego jest Rand, a ja nie jestem jej pieprzoną służącą. Muszę mieć idealne stopnie, bo inaczej mam szlaban na wyjścia z domu. Nie pozwala mi nawet mieć własnego telefonu.
– Masz rację, to drań – stwierdziłam. – Gdzie twoim zdaniem teraz jest?
– W Kanadzie.
– To ciekawe. A dlaczego tak sądzisz?
Wpatrywała się w ekran, przeskakując z kanału na kanał.
– Leila?
– Co!
– Pytałam, dlaczego sądzisz, że Dowan jest w Kanadzie.
– Bo jest totalnym zerem – rzuciła. – Przejmował się tylko tym, czy dobrze wygląda. Słyszałam, jak rozmawiał przez telefon z jakąś babą. Jakieś sześć miesięcy temu w klinice zjawili się ci ludzie. Zaczęli sprawdzać sprawozdania finansowe i karty pacjentów. Myślałam, że się zesra ze strachu. Mógł chyba za to trafić do pudła, więc postanowił szybko się stąd zmyć.
– Z kim rozmawiał?
– Nie wiem. Nie wymienił jej imienia, a ja nie rozpoznałam głosu. Usłyszał wtedy, że podniosłam słuchawkę, więc nic więcej już nie powiedział, dopóki jej nie odłożyłam.
– Podsłuchiwałaś?
– Byłam u siebie w pokoju. Chciałam zadzwonić. Skąd miałam wiedzieć, że on rozmawia?
– Kiedy to było?
– Parę tygodni przed jego zniknięciem.
– Powiedziałaś o tym policji?
– Nikt mnie nie pytał, a poza tym to tylko domysły. Mogę teraz pooglądać telewizję?
– Jasne.
Przycisnęła guzik na pilocie i w pokoju zagrzmiało MTV.
Poszłam do łazienki, która wcale nie była tak obskurna, jak myślałam. Zamknęłam drzwi. Wyglądało na to, że Lloyd czynił skromne starania, by wanna i umywalka pozostawały względnie czyste. Woda w spłuczce była niebieska dzięki kostce dezynfekującej zawieszonej w zbiorniku. Kiedy już załatwiłam swoją potrzebę, zajrzałam do szafki na lekarstwa i sprawdziłam zawartość kosza na brudną bieliznę.
Po powrocie do pokoju znalazłam Leilę w tym na wpół hipnotycznym stanie, jaki zazwyczaj wywołuje oglądanie telewizji. W domku robiło się coraz ciemniej, więc włączyłam światła. Jako że Leila nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi, skorzystałam z okazji i przeszukałam biurko. Większość szuflad pełna była śmieci należących do właściciela domku. W zasadzie nie szukałam niczego szczególnego, ale nie mogłam się oprzeć pokusie, żeby nie wetknąć nosa w nieswoje sprawy. Przerzuciłam plik rachunków Lloyda; termin płatności już dawno minął. Po chwili przeniosłam się do kuchni. W lodówce nie znalazłam wiele, za to spiżarnia była o wiele lepiej zaopatrzona od mojej. Makaron, słoiki z sosem, zupy w puszkach, przyprawy, masło orzechowe, dziwne pomarańczowe kluski z serem, które znajdują uznanie wyłącznie u dzieci i psów. No cóż, muszę przyznać, że się nudziłam i byłam coraz bardziej głodna.