Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Całym sobą pragnął ciepła kobiecej siły i tajemniczości. Nabierał sił z jej ust.
Jedną ręką objął ją w talii i mocno do siebie przycisnął. Drugą ręką pieścił jej pierś kolistym ruchem. Rebeka jęknęła i przylgnęła do niego, ulegle i prowokująco.
Ich usta poznawały się powoli, bogate w subtelne niuanse. Rękami modelował jej ciało jak rzeźbiarz, ucząc się płodnych krągłości bioder i giętkości talii. Delikatności jej karku i siły zgrabnych ramion. Łagodnej krągłości brzucha. Rebeka krzyknęła lekko, gdy zsunął dłoń niżej, pieszcząc kobiecą wrażliwość schowaną pod warstwami materiału. Nagle, z uczuciem chłodu, przypomniał sobie słowa sir Anthony'ego: na pewno potrafi ją pan do siebie przekonać.
Do diabła, był niebezpiecznie bliski spełnienia sugestii sir Anthony'ego. Fakt, iż nie czynił tego z zimną krwią, nie umniejszał konsekwencji działania.
Kenneth podniósł głowę i wyprostował się, rezygnując z pożądania na rzecz czułości. Przez moment docierał do niego protest emanujący z ciała Rebeki. Po chwili znieruchomiała z głową opartą na jego piersi. Była taka mała. Niemal krucha. Zasługiwała na silnego, uczciwego mężczyznę, za jakiego uważał go sir Anthony, a nie oszusta, jakim był w rzeczywistości.
- Jeśli nie będziemy uważać - powiedział drżącym głosem - naprawdę wylądujemy przed ołtarzem.
- Niech Bóg broni, żebyśmy mieli spełnić powszechne oczekiwania - stwierdziła kwaśno Rebeka, choć wyraz twarzy przeczył głosowi.
Jej włosy znów luźno opadały na ramiona. Kenneth nie mógł się powstrzymać przed wsunięciem palców w gęste sploty. Bursztynowy jedwab, chłodny płomień.
- Jeśli znów cię pocałuję, kopnij mnie, Rebeko. Moja siła woli przy tobie nie istnieje.
Rebeka uśmiechnęła się z zadowoleniem. Gdyby miała w ustach trochę pierza, wyglądałaby jak Szary Duch po udanym polowaniu.
- Moja siła woli jest również w zaniku. Pamiętaj, że spędziłam ostatnich dziesięć lat jako kobieta upadła.
Podniosła rękę, aby przyciągnąć bliżej jego głowę. Pospiesznie ją chwycił i pocałował wewnętrzną stronę dłoni, lekko, acz stanowczo ją unieruchamiając.
- Zostałaś zrehabilitowana. Postaraj się pamiętać, że jesteś teraz porządną kobietą. Rebeka roześmiała się i pokręciła głową, sprawiając, że jej włosy stały się strumieniem falującego jedwabiu. Zmysłowość, którą w niej wyczuwał od pierwszego spotkania, nie była już ukryta, lecz paląco widoczna. Jak słusznie zauważył jej ojciec, nie była siedemnastoletnią dziewicą.
- Czy wyglądam porządnie, kapitanie? - spytała z lekką ironią. Obrzucił ją tęsknym spojrzeniem. Za każdym razem, kiedy się całowali, dowiadywał się czegoś nowego o ciele ukrytym pod suknią. Odruchowo zacisnął prawą dłoń, którą pieścił jej pierś.
- Wyglądasz jak Lilith, diablica posłana, aby kraść dusze mężczyzn. Grzeszna i porywająca. Jestem pewien, że była ruda.
Rebeka prowokacyjnie przechyliła na bok głowę.
- Odejdź więc lepiej, zanim ukradnę ci duszę. Jeszcze raz pocałował ją w rękę i ruszył do drzwi.
- Weź to - powiedziała, podając mu dzbanek z terpentyną. - Będzie ci potrzebna.
Kenneth wziął dzbanek, kiwając z podziękowaniem głową. Wychodząc, zatrzymał się w drzwiach, żeby spojrzeć na nią po raz ostatni. Opierała się rękami o stół, przyglądając mu się gorącym wzrokiem, na wpół malarskim, na wpół kobiecym. Z niepokojem pomyślał, że być może już skradła mu duszę.
Odwrócił się i wyszedł, powoli zszedł na dół. Jednego był pewien: znalazł temat do następnego obrazu. Temat, który go podniecał i mógł wciągnąć w palącą głębię rzeki ognia.
Długo jeszcze po wyjściu Kennetha Rebeka stała oparta o stół. Chciała, aby jej pragnął, i tak się stało. Nie miała zaufania do miłości ani do małżeństwa, nie widziała wspólnej dla siebie i Kennetha przyszłości. Nie będzie przez resztę życia sekretarzem. Jeśli uda mu się uratować majątek, w jego życiu utytułowanego dżentelmena nie będzie dla niej miejsca.
Jednakże przez jakiś czas, dopóki Kenneth nie opuści ich domu, być może uda jej się zażywać zakazanych owoców namiętności. Pożądała go i nie obawiała się poczęcia dziecka miłości. A nawet chętnie przyjęłaby w swoim życiu kogoś, kogo mogłaby kochać i kto kochałby ją w zamian.
A gdyby nie miała dziecka i tak pozostałyby jej wspomnienia, którymi ogrzewałaby samotne noce.
20Kenneth spędził wieczór i większą część nocy w swej małej pracowni, eksperymentując z rozcieńczonymi farbami olejnymi i wypalając mnóstwo świec. Kiedy się kładł na kilka godzin, miał zaczęty obraz, który zmaterializował mu się w głowie, gdy rozmawiał z Rebeką i ją całował.
Przygotował podstawowy szkic i położył podkład postaci i tła. Prawdziwe wyzwanie miał jeszcze przed sobą. Wiedział, że nie powinien mieć wielkich nadziei, niemniej jednak zaczynał odczuwać ostrożny optymizm co do możliwości osiągnięcia statusu prawdziwego malarza.