Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Pewnie i ciebie też będziemy musieli słuchać — złośliwie dokuczył mu Rangul, z miną na poły zirytowaną, na poły zazdrosną...W drugim przypadku w ciągu dnia TET /jest to Święto Nowego- Roku chińskiego/ Jeżeli nie ma nic innego tylko wiatr północno-zachodni tez deszczu, będzie...- Ale - przerwał mu Michael - zrozumieliście, że Adam będzie pierwszą ofiarą, jeżeli oprócz tych dwóch śledzi go jeszcze jakiś inny gestapowiec, i że nigdy nie...– Nie wiedziałem, że będzie ich tak wielu – odezwał się Atłas...– Za cztery minuty będziemy na miejscu – powiedział kierowca...— Czy będziemy musieli przez to przejść? — zapytał Thad... Żadnych kamieni w koszykuPamiętacie Liii i Charlesa, parę, która poznała się na przyję­ciu i obiecała sobie, że dobra komunikacja będzie... Życzę ci, abyś nauczył się rozróżniać między czystymi energiami bogactwa, prosperity i sukcesu, nawet gdy będzie im się nadawać całkiem inne...A jednak Jimmy nie pozwolił zgasnąć tej iskierce nadziei, dopóki nie zobaczy ciałai nie będzie zmuszony przyznać: „Tak, to ona...- Nie będzie przesadą - ciągnął czarodziej - gdy powiem, że wzruszyłeś nas do głębi, mistrzu Jaskrze, że zmusiłeś nas do zastanowienia i zadumy,...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Ten pokój jest straszliwie mały. W rzeczywistości powinienem wstąpić do cyrku Manu i zamieszkać z nimi”. - Yerba!
Nikt nie odpowiedział.
- Yerba - powtórzył łagodnie Oliveira. - Yerba, stary. Nie rób mi tego, Manu. Pomyśleć, że moglibyśmy sobie pogadać z okna do okna z tobą i Talitą, a może nadeszłaby seńora Gutusso, albo ta mała od posyłek i zagralibyśmy w cmentarz albo w jaką inną grę...
„Właściwie - pomyślał - sam mogę pograć w cmen­tarz”.
Poszedł po słownik Królewskiej Akademii Hiszpańskiej, na którego okładce słowo „Królewska” było starannie pocięte żyletką, otworzył ją na los szczęścia i przygotował dla Manu następujący zestaw:
„Korne kukle i kuczmy kleryków o klimakterycznych kontemplacjach kleszczą się klinem w klimacie klechd, klasycznie klinując ku kloakom klęskowe klempy”.
- Kurwa - zachwycił się swoim dziełem. Pomyślał, że „kurwa” także mogłaby mu posłużyć za punkt wyjścia, ale z przykrością stwierdził, że nie figuruje w „cmentarzu”. Z drugiej jednak strony kurwatura, kunopies i kuropłoch kolidowały z kurem krzewiącym kukurydzę, a kulbaczona w karcerze kurtyzana kusząc kuszerowaniem krotochwilnie kołatała koromysłem do komnaty kunktatora. „Faktycznie cmentarz - pomyślał. - Nie rozumiem, jakim cudem to świństwo jeszcze się nie rozleciało”. Zabrał się do następnej gry, ale mu nie wychodziła. Zdecydował się na klasyczne dialogi i zaczął szukać kajetu, w którym zapisywał wypo­wiedzi podsłuchane w kolejce podziemnej, w kawiarniach, w barach. Miał prawie gotów 'Typowy dialog hiszpański, więc tylko go podretuszował, wylawszy przedtem na siebie dzba­nek zimnej wody.
 
TYPOWY DIALOG HISZPAŃSKI
Lopez. Przez rok okrągły mieszkałem w Madrycie. Było to w okolicach roku pańskiego 1925.
Perez. W Madrycie? Ależ właśnie wzmiankowałem wczoraj doktorowi Garcia...
Lopez. Od 1925 do 1926 byłem profesorem literatury przy uniwersytecie.
Perez. Mówiłem mu: „Człowieku, każdy, kto kiedykol­wiek mieszkał w Madrycie, będzie to pamiętał do śmierci”.
Lopez. Na katedrze specjalnie dla mnie stworzonej, aże­bym mógł wykładać literaturę.
Perez. Właśnie, właśnie. Wczoraj, dokładnie wczoraj, mówiłem do doktora Garcia, z którym od dawien dawna się przyjaźnię...
Lopez. Oczywiście, jeżeli się tam żyło dłużej niż rok, łatwo jest zdać sobie sprawę z faktu, że poziom studiów pozostawia wiele do życzenia.
Perez. To syn Paco Garcia, tego, który był ministrem handlu i hodował byki.
Lopez. Dosłownie hańba, niech mi pan wierzy, jedna wielka hańba.
Perez. Jasne, człowieku, szkoda słów. A więc doktor Garcia...
 
Oliveirę trochę już znużył Dialog, zamknął więc zeszyt. „Siwa - pomyślał nagle. - O kosmiczny tancerzu, jakże błyszczysz, o brązie, wieczny pod tym słońcem”. Dlaczego wspomniał Siwę? Buenos Aires. Żyje się. Dziwaczne. W końcu ma się encyklopedię. De qué te sirvió el verano, oh ruiseńor. Pewno, że gorzej by było specjalizować się w czymś i na przykład przez pięć lat obserwować zachowanie szarań­czy. Ale co za niebywała lista, popatrzmyż przez chwilę... Był to żółty papierek wycięty z jakiegoś urzędowe­go dokumentu. Publikacja UNESCO czy coś w tym rodzaju, z nazwiskami członków jakiejś birmańskiej komi­sji, co wciągnęło Oliveirę tak, że nie mógł opanować się, żeby nie napisać ołówkiem następującego bezsensownego poematu:
 
U Nu,
U Tin,
Mya Bu,
Thado Thiri Thudama U E Maung,
Sithu U Cho,
Wunna Kyaw Htin U Khin Zaw,
Wunna Kyaw Htin U Thein Han,
Wunna Kyaw Htin U Myo Min,
Thiri Pyanchi U Tbant,
Thado Maha Thray Sithu U Chan Htoon.
 
- Trzy „Wunna Kyaw Htin” są może trochę monoton­ne - stwierdził przyglądając się poematowi. - Pewnie to znaczy coś ŕ la „Jego Najjaśniejsza Ekscelencja”. Niezgor­sze też jest „Thiri Pyanchi U Thant”; tak, to brzmi naj­lepiej. A jak się wymawia „Htoon”?
- Halo - zgłosił się Traveler.
- Halo - odparł Oliveira. - Ale zimno, niech to szlag.
- Przepraszam za zwłokę. Wiesz, gwoździe...
- Jasne - zgodził się Oliveira. - Co gwóźdź, to gwóźdź, a w dodatku prosty... Zrobiłeś paczuszkę?
- Nie - Treveler drapał się w brodawkę na piersiach. - Rany, co za dzień. Ogień z nieba leci.