Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Właściwie… — chłopiec aż się skurczył, zmuszony powiedzieć prawdę — właściwie… jedną czy dwie rzeczy napisałem, jak byłem...— Nimbus — powiedziałem poważnie — zwróć to zdjęcie...— Postanowiłem wreszcie dowiedzieć się — powiedział — co to są powtórne narodziny i uczestniczyć w nich...— Teraz powiedział pan coś interesującego — roześmiał się Faber — nie czytając nawet o tym...Grace dała jej swój numer i dodała:- Proszę mu powiedzieć, że chce z nim mówić doktor Grace Mitowski i że zajmę mu tylko kilka minut...Petersburgu biegają Nosy albo Raskolnikowowie z siekierami!” — Mamy tu do czynienia z jakąś formą współdziałania — powiedział...Moss znowu jedzie? Mapa Judyty i jej dzieje, milczenie Arina, mówiące więcej, niż ktokolwiek chciałby powiedzieć na głos, wszystkie demony szalejące w myślach...— Lepiej nie — powiedziała krótko Ewa..."Poczekaj aż zobaczysz co tutaj zobaczyłem, " powiedział z zadowoleniem... Jesteś niezwykle inteligentnym człowiekiem, ale…To, co powiedziałeś, jest bardzo mądre i interesujące, ale… 3...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Dellray zaczął myśleć o Lincolnie Rhymie. Ubolewał, że w taki sposób przejął sprawę, ale nie miał wyboru. Sellitto jest uparty jak buldog, a Polling to psychol, ale z nimi można sobie poradzić. Jedynie przed Rhyme’em czuł respekt. Ostry jak brzytwa (do diabła, to jego zespół znalazł odcisk palca, chociaż nie zareagowali tak, jak powinni). Kiedyś, przed wypadkiem, nikt nie mógł podskoczyć Rhyme’owi. Nikt nie potrafił go wykiwać.
Teraz Rhyme to tylko popiersie. Ze smutkiem myślał, co może przytrafić się człowiekowi. Można umrzeć i wciąż pozostać żywym. Wszedł do jego pokoju – właściwie sypialni – i bardzo go uraził. Bardziej, niż to było konieczne.
Może powinien zadzwonić. On mógł...
– Czas na przedstawienie – zawołał kierowca i Dellray zapomniał o Rhymie.
Samochody skręciły w ulicę, przy której mieszkał Pietrs. Ulice, którymi dotąd jechali, pełne były spoconych ludzi z butelkami piwa i papierosami w rękach, czekających na chłodny powiew. Ta ulica jednak była pusta i ciemna.
Samochody zatrzymały się powoli. Wyskoczyło z nich trzydziestu agentów, ubranych w czarne kamizelki i uzbrojonych w broń z celownikami laserowymi. Dwóch bezdomnych mężczyzn gapiło się na nich. Jeden z włóczęgów schował szybko za pazuchę butelkę piwa.
Dellray spojrzał na okno w budynku Pietrsa. W środku jarzyło się słabe żółte światło.
Kierowca cofnął samochód na zacieniony plac i szepnął do Dellraya:
– Perkins na linii. – Odciągnął słuchawki z uszu. – I dyrektor. Chcą wiedzieć, kto dowodzi operacją.
– Ja – burknął Kameleon. I zwrócił się szybko do grupy operacyjnej: – Stanowiska po przeciwnej stronie ulicy i w alejkach. Snajperzy: tam, tam i tam. Za pięć minut macie być gotowi do działania. Zrozumiano?
 
Schodzili po skrzypiących schodach.
Prowadził ją do piwnicy, trzymając pod ramię, była półprzytomna po uderzeniu w głowę. Gdy zeszli, pchnął ją na podłogę i zaczął się przyglądać.
Esther...
Uniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Rozpaczliwie błagała o litość. Nie zauważył tego. Widział jedynie jej ciało. Zaczął zdejmować purpurowy strój do joggingu. W tamtych czasach było nie do pomyślenia, aby kobieta wyszła na ulicę tylko w samej bieliźnie. Nie sądził jednak, żeby Esther Weinraub była kurwą. Była pracującą dziewczyną, szyjącą koszule – pensa za pięć.
Kolekcjoner Kości przyjrzał się jej wystającemu obojczykowi. Podczas gdy inni mężczyźni patrzyliby na jej piersi, on wpatrywał się w mostek z odchodzącymi od niego – jak kończyny pająka – żebrami.
– Co robisz? – zapytała, wciąż oszołomiona po uderzeniu w głowę.
Kolekcjoner przyjrzał się jej uważnie, ale nie zwrócił uwagi, że jest młodą anorektyczką; że ma zbyt szeroki nos i zbyt pełne usta oraz skórę o barwie brudnego piasku. Pod tymi niedoskonałościami widział nieskończone piękno szkieletu.
Dotknął jej skroni, lekko przycisnął. Nie pozwól, aby była złamana. Proszę...
Zakasłała, z nosa wypuściła strumień śluzu. Nie zwrócił na to uwagi.
– Nie kalecz mnie znów – wyszeptała, przekrzywiając głowę. – Po prostu mnie nie bij. Proszę.
Wyjął nóż z kieszeni i schyliwszy się, rozciął kostium. Patrzył na jej nagie ciało.
– Chcesz tego? – zapytała, wstrzymując oddech. – Okay, możesz mnie zgwałcić. Naprawdę możesz.
Przyjemności ciała, pomyślał. Trzymać się od tego z daleka.
Podniósł ją na nogi. Odepchnęła go i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę małych drzwi znajdujących się w rogu piwnicy. Nie biegła, nie chciała uciekać. Z wyciągniętą ręką, szlochając, powoli zmierzała do drzwi.
Kolekcjoner Kości z zaciekawieniem obserwował jej powolny, niepewny krok.
Drzwi, które kiedyś były przeznaczone do wrzucania węgla, teraz prowadziły do wąskiego tunelu łączącego się z piwnicą w sąsiednim, opuszczonym budynku.
Esther z trudem otworzyła metalowe drzwi. Weszła do tunelu.
Nie minęła minuta, gdy usłyszał krzyk. Potem rumor.
– Boże, nie, nie, nie... – Inne słowa zagłuszył jęk przerażenia.
Wróciła do piwnicy, poruszała się teraz znacznie szybciej. Wymachiwała rękami, jakby chciała otrząsnąć z siebie to, co widziała.
Esther, chodź do mnie.
Potykała się na nierównej podłodze, szlochała.
Chodź do mnie.
Wpadła w jego ramiona, które szybko ją objęły. Przycisnął kobietę mocno jak kochanek. Pod palcami czuł jej wspaniały obojczyk. Powoli zaczął ciągnąć przerażoną kobietę w stronę drzwi do tunelu.
 
 
Rozdział dwudziesty
Fazy księżyca, liść, wilgotna bielizna, brud. Zespół ponownie znajdował się w sypialni Rhyme’a – wszyscy z wyjątkiem Pollinga i Haumanna. Kapitan nie mógł brać udziału w operacji, która bez wątpienia nie była całkiem legalna.
– Mel, zrobiłeś chromatogram i spektrogram cieczy z bielizny?
– Właśnie byłem w trakcie, gdy przyszli federalni. Muszę powtórzyć analizę.
Pobrał próbkę i wprowadził ją do komory chromatografu. Włączył aparat. Sachs z zainteresowaniem obserwowała sygnały pojawiające się na ekranie. Wyglądały jak wskaźniki giełdowe.
Rhyme zauważył, że stoi blisko niego. Przysunęła się chyba, gdy nie patrzył na nią.
– Ja byłam... – odezwała się cicho.
– Tak?
– Byłam bardziej otwarta, niż powinnam. Mówiłam bez osłonek. Wpadłam w złość. Nie wiem dlaczego, ale wpadłam.
– Miałaś rację – powiedział Rhyme.
Patrzyli sobie w oczy. Rhyme przypomniał sobie poważne dyskusje z Blaine. Gdy rozmawiali, skupiali swój wzrok na przedmiotach znajdujących się między nimi: na jednym z ceramicznych koników, które zbierała, na książce, na prawie pustej butelce merlota lub chardonnay.
– Badam miejsce przestępstwa inaczej niż większość kryminalistyków – zaczął. – Potrzebowałem kogoś, kto nie miał z góry wyrobionego sądu. Poza tym kogoś myślącego.
Sprzeczne cechy, których szukamy bez skutku u kochanej osoby. Odporność i kruchość w odpowiedniej proporcji.
– Gdy poszłam do Eckerta, chodziło mi jedynie o moje przeniesienie. Nie sądziłam, że skontaktuje się z FBI i zabiorą nam sprawę.
– Wiem o tym.
– Nie potrafiłam utrzymać nerwów na wodzy. Przepraszam.
– Nie musisz się tłumaczyć, Sachs. Potrzebuję kogoś, kto by mi powiedział, że właśnie zachowuję się jak idiota. Thom to robi, dlatego go lubię.
– Nie rozczulaj mnie, Lincoln! – zawołał Thom z drugiego końca pokoju.