Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
.. - Nagle podskoczyÅ‚, spojrzaÅ‚ ponad ramieniem Kilczera na ekran, okrążyÅ‚ stół i Å‚upnÄ…Å‚ w automat, żądajÄ…c kolejnego kubka kawy. - Może teraz dostanÄ™ wiÄ™cej Å›rodków - rzekÅ‚, wyciÄ…gajÄ…c kubek. - ÅšwiatÂÅ‚a, a teraz to. IdÄ… jakieÅ› zmiany.
- Jakie Å›wiatÅ‚a? - spytaÅ‚a Sutter. Niby jakiÅ› potentat wyciÄ…gÂnęła siÄ™ w gÅ‚Ä™bokim nadmuchiwanym fotelu.
- W twierdzy - odparł Andrews, siorbiąc kawę. - Dlatego właśnie nie wróciłem w nocy.
- Wydaje się, że miasto, czy to, co tam jest w kalderze, samo się włączyło - dodał Kilczer, odwracając się od swojej aparatury.
- Twierdza - rzekł Andrews tonem wyjaśnienia. - Pośrodku kaldery znajduje się zawiła konstrukcja iglic i krętych pochylni, najbardziej przypominająca wielopoziomowy labirynt. Nie wiemy co to jest, ale z pewnością nie jest to miasto. Chociaż fosa mogłaby pełnić obronną rolę. Może to zatopili, zanim wymarli. W końcu na Elysium tak się stało. - Usiadł na stołku. - Tak czy owak jest tam zespół, który to bada za pomocą zdalnie sterowanej aparatury. Może coś uruchomili, a może to działa cyklicznie, ale wczoraj pojawiły się światła - rodzaj fosforescencji. Nie wiemy, jaką pełnią rolę, ale Ramaro już nad tym pracuje. A teraz pojawił się tu ten stadnik. Dorthy, czy zgodziłaby się pani na próbę wniknięcia do umysłu jednego z tych stworów?
- Chciałabym mieć to już za sobą.
- Doskonale. - Klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko. - Naprawdę doskonale. A ty, Arkady?
- Wolałbym pospać - odparł z uśmiechem Kilczer.
- Chciałbym, żebyśmy mieli na to czas. Przecież i tak pospałeś sobie w bazie, a potem podczas lotu powrotnego. Nie możesz wciąż spać. Angel, posłuchaj, kiedy odejdziemy, sprawdź las, czy nie zobaczysz tam jeszcze kilku stadników. Podejrzewam, że jest ich więcej. Dobrze byłoby zrobić rozeznanie z powietrza, ale to musi poczekać. Tylko nie zapuszczaj się za daleko w głąb lasu.
- Nie postawię nawet stopy w jego cieniu. Odbiło ci?
- No, daj spokój, jeśli odłożysz swoje klamoty na sanie, to nikt i nic cię nie dogoni. - Andrews znów się uśmiechnął. - Taką przynajmniej mam nadzieję. Jeżeli chcesz się skarżyć na nadmiar pracy, to nie do mnie powinnaś składać skargi. Sam robię co mogę. Dorthy, bierz swoje rzeczy i chodźmy. Arkady, potrzebujesz pomocy z tym twoim sprzętem monitorującym?
Podczas pakowania Dorthy słyszała głos Angel, który wznosił się i opadał, a odpowiadały mu pomruki Andrewsa. Potem Sutter parsknęła śmiechem, a gdy Dorthy wyszła ze swego sześcianu, usłyszała tylko:
- A więc tam i z powrotem wzdłuż brzegu. Chociaż nawet na to nie mam ochoty. I pewnie zaraz mi powiesz, że nie powinnam strzelać, jeśli coś mnie zaatakuje. Cholera.
- To zależy tylko od ciebie, Angel - odparł pojednawczo Andrews. - Nie ja ustaliłem zasady. Dorthy, Arkady, chodźcie już. Powodzenia, Angel.
- Jasne - powiedziała Sutter, ale uśmiechała się. Andrews oczarował ją. dokładnie tak jak Dorlhy spodziewała się. że oczaruje pułkownik Chung.
Namiot na brzegu jeziora szybko zmalał, a jezioro wtopiło się w zarys lasu.
- Czy nie powinniÅ›my polecieć na równiny? - krzyknęła Dorthy do Andrewsa, pochylajÄ…c siÄ™ ku przodowi i obracajÄ…c w ciasÂnej przestrzeni, kiedy helikopter szerokim Å‚ukiem zakrÄ™caÅ‚ nad czarÂnymi wodami.
- Tak, oczywiÅ›cie. Ale najpierw muszÄ™ sprawdzić, co siÄ™ dzieÂje w obozie na krawÄ™dzi. Ta cholerna cisza radiowa sprawia, że nieÅ‚atwo Å›ledzić rozwój wydarzeÅ„, a tam w górze sporo siÄ™ teraz dzieje.
- Proszę poczekać, sama się pani przekona, doktor Yoshida - odezwał się Kilczer. - To niewiarygodne.