Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.---------------{t_lucretius_carus} Lukrecjusz{t_lucretius_carus_desc}Wiedza o naturze i jej aspektach, jak rwnie| swoboda w poezji, czyni z tego przedstawiciela epikureizmu miBego towarzysza dla my[lcego czBowieka************************************************************************************************************************************************************************************** Changes made after 01/03/2004 5:11:34 PM*********************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************** Changes made after 21/04/2004 9:00:00 AM*********************************************************************************************************************************************************************************{actor_effects_desc}WpBywy +1{aged_retainer_effects_desc}Zarzdzanie +1, +1 do osobistego bezpieczeDstwa (zwiksza szanse odkrycia i zapobiegnicia prbie zabjstwa){agriculturalist_effects_desc}+1 do produkcji rolniczej{animal_trader_effects_desc}WpBywy +1{architect_effects_desc}10% zni|ki do kosztw budowy, -1 do ndzy (zwiksza porzdek publiczny i wzrost populacji){armourer_effects_desc}+1 do morale dla wszystkich |oBnierzy na polu bitwy{artist_effects_desc}WpBywy +1, 10% zni|ki do kosztw Bapwki{astrologer_effects_desc}Dowodzenie +1, Zarzdzanie -1---------------{barbarian_slave} BarbarzyDski niewolnik{barbarian_slave_desc}"Drobna pamitka z podr|y za granicBarles doskonale wiedział: fakt, że serbski artylerzysta, na przykład, wystrzeli z moździe­rza nabój PPK-S1A, a nie PPK-SSB i trafi w kolejkę po chleb w...Ingtar, lord Ingtar z Dynastii Shinowa (IHNG-tahr, shih­NOH-wah): Wojownik rodem z Shienaru, poznany w Fal Dara...— On tam jest, łap go! — krzyknął Wilhelm i rzuci­liśmy się w tamtą stronę, mój mistrz szybciej, ja wolniej, gdyż niosłem kaganek...Dobbs i Joe Głodomór nie wchodzili w grę, podobnie jak Orr, który znowu majstrował przy zaworze do piecyka, kiedy zgnę­biony Yossarian przykuśtykał do...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Nikt z jego nowych znajomych nie wiedział nic o zabiera­nych z ulicy i dobrze opłacanych dziewczynach, którym na Croom's Hill kazał stać nago w ogrodzie, aż...- Na litość Boga, niech mi pan nie mówi o piosen­kach, cały dzień żyję wśród muzycznych kłótni!Ale profesor zaczął już mówić, z jego ust słowa...Czy duchy, które walczyły ze sobą za życia, uważają się jeszcze po śmierci za nieprzyjaciół i czy są jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wzięte, jak za...Gdyby wciąż była wolna, mogłaby chcieć poślubić go z obowiąz­ku, bądź co bądź miała ojca pułkownika...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Co zaszło w La Grande Chartreuse?
Sheanowi zrobiło się gorąco. Nie mógł ukryć wzruszenia.
- Polecono mi podłożyć ładunek wybuchowy na poboczu krętej drogi pnącej się do klasztoru. Miejsce wybrano starannie: z jednej stroma skała, z drugiej, bliżej mnie (czekałem na przeciwległym zboczu) przepaść. Ładunek założyłem w nocy, a połowę następnego dnia zabrało mi wycofanie się wąwozami na przeciwległy stok. W gó­rach leżała gruba warstwa śniegu. Kilka kilometrów dalej, obojętne, w którą stronę, mógłbym uchodzić za narciarza. Szkoda, że nim nie byłem.
Shean pokiwał głową.
- Buty miałem mokre, kurtkę za cienką na taką pogodę. Przycu­pnąłem za krzakami, przyglądając się, jak mój oddech paruje. Bacz­nie obserwowałem krętą drogę. Niedługo potem samochód, na który czekałem, wyłonił się zza zakrętu i sunął w kierunku klasztoru. Zwiedzali okolicę, rozumiecie? Podziwiali miejscowe atrakcje tury­styczne. Oczywiście, nie wpuszczono by ich do samego klasztoru i nie zobaczyliby pustelników. Mogli jednak objechać zabudowania, wejść na główny dziedziniec i ewentualnie złożyć hojną ofiarę w zamian za degustację słynnego likieru chartreuse.
Nawet teraz Shean czuł zimno, słyszał skrzypienie śniegu pod butami, gdy przypominał sobie ciszę panującą w tamtych strasz­nych, przyprawiających go o klaustrofobię górach.
Zmrużył powieki, wrócił nagle do pokoju motelowego, do Arlene i księdza Stanisława.
- Umieściłem ładunek po wewnętrznej stronie drogi, przy skale, tak żeby siła wybuchu rzuciła wóz w moim kierunku, na krawędź urwiska. Płonący samochód musiał runąć w przepaść. I teraz nastę­puje najważniejsze. Ktoś w Skalpelu musiał długo i usilnie nad tym myśleć. Dostałem aparat fotograficzny. Kazali mi przez teleobiektyw obserwować zakręt szosy. Miałem zacząć robić zdjęcia, kiedy wóz wyłoni się zza zakrętu, kiedy odczytam numery rejestracyjne i zys­kam absolutną pewność, że to właśnie ten.
- I to wszystko, tylko pstrykać? - ojciec Stanisław wstał i zaczął przechadzać się po pokoju.
- Niezupełnie. Spust aparatu fotograficznego uruchamiał zapal­nik w ładunku wybuchowym. Aparat miał wbudowaną automatycz­ną migawkę do robienia szybkich zdjęć. Pstryk, pstryk, pstryk. Bom­ba wybuchła. Samochód zarzuciło w moją stronę. Ze zbiornika buch­nęły płomienie. Pamiętajcie, migawka wciąż przeskakiwała, a ja widziałem to wszystko przez teleobiektyw. I w momencie, kiedy sa­mochód zaczynał się przechylać przez krawędź urwiska, odskoczyły tylne drzwiczki...
- I?... - Arlene przyglądała mu się w napięciu.
- Bóg zesłał mi znak. Przesłanie - głos Sheana nabrał mocy.
- Co takiego? - ryknął ojciec Stanisław. - Chyba nie mówisz poważnie.
- Ależ tak było - powiedział Shean już spokojnie. - Wierzy ksiądz, że światłość z nieba raziła Szawła w drodze do Damaszku, prawda? Szawła, grzesznika, który natychmiast zrozumiał, że to Bóg do niego przemówił. I w tej samej chwili Szaweł odmienił swoje życie i po­dążał za głosem Boga. Mnie też poraziła światłość z nieba. Otrzyma­łem znak od Boga. Nazwałbym owo zdarzenie cudem, ale cud ma sprawić, że człowiek czuje się lepszy, a tu... Z samochodu wypadł dzieciak. Chłopiec. Wiele razy studiowałem te zdjęcia. Chłopiec był...
- Co? - głos należał do Arlene.
- ... podobny do mnie jak dwie krople wody. Arlene wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.
- Chcesz chyba powiedzieć, że dostrzegłeś podobieństwo. Może taka sama karnacja. I wzrost. Chłopcy w tym samym wieku często bywają do siebie podobni.
- Nie, to coś więcej. Mówię wam, podobieństwo było niesamowi­te. Gdyby był dorosły, mógłby pełnić rolę mojego zmiennika na uczelni, podczas gdy ja jeździłem zabijać.
- Wykonywać wyroki. Karać. Powstrzymywać przed dalszymi zbrodniami. - Glos ojca Stanisława brzmiał szorstko. - Wyrażaj się precyzyjnie i nie podniecaj. Działałeś wtedy w wielkim napięciu. Trzeba wziąć pod uwagę...
- Okoliczności? Tamtą chwilę? Proszę posłuchać. Myślę wyłącz­nie o tamtej chwili. O dzieciaku... o sobie samym... jak wylatuję z sa­mochodu. O śmiertelnym przerażeniu w jego oczach.
Shean pogrzebał w kieszeni spodni i wyszperał cztery fotografie, które zabrał do klasztoru. Cisnął je w stronę ojca Stanisława. Arlene szybko pochyliła się ku księdzu, żeby też zobaczyć.
Twarz Sheana wyrażała cierpienie.
- To jedyna pamiątka po dawnym życiu. Zanim wstąpiłem do zakonu kartuzów, pojechałem wszędzie tam, gdzie przechowywałem pieniądze, paszporty, broń. Wszystkiego się pozbyłem. Zlikwidowa­łem wszelkie dowody mojej minionej egzystencji, zatarłem po sobie ślady, posunąłem się nawet do upozorowania śmierci własnej.
Zerknął na fotografie. Znał je na pamięć.
- Na pierwszej jestem ja. W Japonii, w sześćdziesiątym roku. W ogródku za domem rodziców. Trzy dni później zostali zamordowani.
Ojciec Stanisław odłożył ją na bok.
- Na drugiej są rodzice. To samo miejsce, trzy dni przed śmiercią. Następną robiłem w siedemdziesiątym dziewiątym roku poniżej klasztoru La Grande Chartreuse. Po tym, jak zdetonowałem ładunek i chłopiec wypadł z samochodu. Kazałem powiększyć twarz. Widać oczywiście ziarnistość kliszy. Dym z wybuchu unosił się przed nim, zaczął też padać śnieg. Ale sądzę, że zrozumieliście, o co mi chodzi.