Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Prędzej, Kademie, bo za chwilę poczujesz ból, który
przekracza nawet twoje szalone wyobrażenia.
W głębi ucha Kadema mrówka wygięła grzbiet i na jej zakrzywione wyrostki spłynęła okrągła kropelka jadu.
Potem zatopiła ich poszarpane ostrza w miejsce, gdzie nerw słuchowy przebiegał tuż pod powierzchnią.
Kademem wstrząsnęły fale niewyobrażalnego bólu, straszniejszego, niż zapowiadał Batula. Wydał tylko
jeden krzyk, który zabrzmiał jak w sennym koszmarze. Później ból zmroził mięśnie i struny głosowe, a szczęki
zacisnęły się w tak straszliwym spazmie, że pękł jeden ze spróchniałych zębów, napełniając usta Kadema gorzką
ropą i odłamkami. Gałki oczu przewróciły się jak u trupa, a plecy wygięły w hak. Mansur przestraszył się, że
Kademowi pęknie kręgosłup, bo ciało trzęsło się spazmatycznie, a rzemienie wpijały głęboko w skórę.
- On umrze - zaniepokoił się.
- Szatana trudno zabić - odparł Batula.
Wszyscy trzej przykucnęli przed Kademem, obserwując jego męki. Mimo że widok był straszny, żaden nie
poczuł choćby cienia litości.
- Spójrz, panie! - rzekł Kumrah. - Pierwszy spazm mija. - Nie mylił się. Kręgosłup Kadema rozluźnił się
powoli; choć wciąż wstrząsały nim dreszcze, każdy kolejny był słabszy od poprzedniego.
- Koniec - orzekł Mansur.
- Nie, panie. Jeśli Bóg jest sprawiedliwy, niebawem mrówka ukąsi ponownie - odparł cicho Batula. - To nie
skończy się tak prędko. - Zanim dokończył zdanie, mrówka ukąsiła.
Tym razem zęby Kadema zacisnęły się, przygryzając język. Krew trysnęła strumieniem na brodę. Kadem
zatrząsł się, szarpiąc łańcuchem. Kiszki opróżniły się z głośnym plaśnięciem, i w tej samej chwili pragnienie
zemsty Mansura osłabło. Ciemne zasłony nienawiści i rozpaczy rozchyliły się i obudził się w nim dobry
instynkt.
- Dość już, Batula. Wypłucz mrówkę.
Arab wyciągnął drewnianą zatyczkę z otworu trzciny, nabrał wody w usta i wpuścił ją silnym strumieniem w
ucho Kadema; mrówka spłynęła na wygiętą szyję.
Powoli udręczone ciało Kadema rozluźniło się i zawisło bezwładnie na więzach. Oddychał szybko i
gwałtownie, co kilka minut wydając nierównomierne i chrapliwe ni to westchnienie, ni to jęk.
Cała trójka przykucnęła przed nim i uważnie mu się przyjrzała. Późnym popołudniem, gdy słońce dotknęło
szczytów drzew, Arab znowu stęknął. Otworzył oczy i powoli skupił wzrok na Mansurze.
- Batula, daj mu wody - rozkazał Mansur.
Usta Kadema były czarne od zakrzepłej krwi. Przegryziony język wystawał z ust jak strzęp zgniłej wątroby.
Batula przytknął skórzany bukłak do jego warg; Kadem pił, krztusząc się i dławiąc. W pewnej chwili
zwymiotował strugą czarnej, galaretowatej krwi, lecz później znów napił się wody.
Mansur dał więźniowi odpocząć do zachodu słońca, a potem kazał go napoić. Kadem był już silniejszy i
śledził wzrokiem ich ruchy. Mansur polecił Batuli i Kumrahowi rozluźnić więzy, żeby krew mogła popłynąć i
żeby więzień poruszył rękami i nogami, zanim gangrena zabije żywą tkankę. Ból musiał być okropny, ale
Kadem znosił go spokojnie. Po dłuższej chwili ponownie zacisnęli więzy.
Mansur stanął nad więźniem.
- Wiesz, że jestem synem księżniczki Jasmini, którą zamordowałeś - powiedział. - W oczach Boga i ludzi
zemsta należy do mnie. Twoje życie jest w moich rękach. - Kadem popatrzył na niego. - Jeśli mi nie odpowiesz,
rozkażę Batuli włożyć ci do drugiego ucha następną mrówkę. - Arab zamrugał oczami, lecz jego twarz pozostała
niewzruszona. - Kim jesteś i kto cię przysłał do naszego domu? - zapytał Mansur. - Odpowiadaj.
Spuchnięty język Kadema wypełniał jego usta, więc odpowiedź była ledwie zrozumiała.
- Jestem prawdziwym wyznawcą Proroka - odparł - i zostałem posłany przez Boga, aby spełnić jego
zamierzenie.
- Powtórzyłeś swoje słowa, ale to nie jest odpowiedź, na którą czekam - rzekł Mansur. - Batula, przygotuj
następną mrówkę. Kumrah, włóż trzcinę do drugiego ucha Kadema. - Kiedy wykonali rozkaz, znów zwrócił się
do Kadema: - Tym razem ból może cię zabić. Jesteś gotów na śmierć?
- Błogosławiony jest męczennik - wycharczał Kadem. - Całym sercem pragnę stanąć w raju przed obliczem
Allaha.
Mansur wziÄ…Å‚ BatulÄ™ na stronÄ™.
- On się nie ugnie - powiedział.
- Nie ma innego sposobu, panie - odrzekł Batula, lecz z jego oczu wyzierała niepewność.
- Myślę, że jest. - Mansur spojrzał na Kumraha. - Trzcina nie będzie potrzebna. Zostańcie z nim. Niedługo
wrócę.
Wsiadł do łodzi i popłynął z biegiem strumienia. Było prawie ciemno, kiedy dotarł do obozu, lecz księżyc już
zalewał wschodnią część nieboskłonu złotym blaskiem, przesuwając się nad wierzchołkami drzew.
- Nawet księżyc przychodzi nam z pomocą - mruknął, wysiadając z łódki na plażę nieopodal obozowiska.
Widział światło lampy w szczelinach chaty ojca. Ruszył szybko w tamtą stronę.
Tom i Sarah siedzieli przy materacu, na którym spoczywał Dorian. Mansur uklęknął obok i pocałował ojca w
czoło. Dorian poruszył się, ale nie otworzył oczu.
Mansur nachylił się do Toma.
- Stryju, skrytobójca się nie podda. Potrzebuję twojej pomocy. Tom wstał i skinieniem głowy dał znak
Mansurowi, żeby za nim poszedł. Chłopak wyjaśnił szybko, o co mu chodzi, a na koniec powiedział:
- Zrobiłbym to sam, lecz islam mi nie pozwala.