Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Podczas tych spotkań z karawanami, ciągle miałem przed oczyma postać ojca Desideriego*, któremu przed ponad dwustu laty udało się dotrzeć z podobną karawaną...terze i piętrze południowego skrzydła, budynek wyglądał jak czarna, najeżona blankami bryła piętrząca się na tle ciemniejącego, fioletowego nieba...ani tym obojgu, ani niekochanemu synowi Jakubowi, ktry liczygodziny ycia ojca, nie pozostawi zapisu, na ktry, jak uwaa,oni wszyscy nie zasugiwali...Gdyby wciąż była wolna, mogłaby chcieć poślubić go z obowiąz­ku, bądź co bądź miała ojca pułkownika...Zgodnie z informacjami kapłanów, „bogowie" zamierzali ponownie przybyć z nieba wtedy, gdy gotowe już będą wielkie budowle wzniesione według zasad kalendarza...Za to dobrze pamiętał - i sądził, że zachowa w żywej pamięci do końca życia - swoje późne powroty do domu, gdy zastawał ojca (udającego, że śpi) w rozkładanym...Boże, jakież to cudowne, że ma jeszcze ojca! Jest wprawdzie najzwyklejszym wieśniakiem, ale na pewno mimo skromnych warunków życia cechują go uczciwość oraz...Wszystko zamiast rozjaśniał się, jest jeszcze bardziej skomplikowane, ale w sekretariacie naszej szkoły, po telefonie mojego ojca, który dostał ataku furii i...W jego gabinecie prostokąt czystego nieba tkwił w ramie poziomego okna, umieszczonego zbyt wysoko, by można go było dosięgnąć...schulz bruno, sklepy cynamonowe potomstwo tej ptasiej generacji, którą ongi Adela rozpędziła na wszystkie strony nieba...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Nas także boleść przywiodła do ciebie, jak ciebie do
ojca; w cierniowej koronie spieszymy schylić się przed twym ołtarzem; dotykamy twych
krwawych stóp jeno zakrwawionymi rękami. Wycierpiałeś mękę po to, aby cię kochali zmę-
czeni.”
Pierwsze promienie słońca zaczęły wnikać do pokoju; wszystko budziło się stopniowo,
powietrze napełniało się odległym i mętnym gwarem. Wyczerpany znużeniem, opuściłem
wezgłowie Brygidy, aby spocząć trochę. Kiedym wychodził, suknia porzucona na fotelu zsu-
nęła się pod me stopy: wypadła z niej złożona ćwiartka papieru. Podniosłem ją; był to list,
poznałem pismo Brygidy. Koperta nie była zapieczętowana; otwarłem i przeczytałem co na-
stępuje:
23 grudnia 18...
„Kiedy otrzymasz ten list, będę daleko; może nie otrzymasz go nigdy. Los mój związany
jest z człowiekiem, któremu poświęcałam wszystko; żyć beze mnie jest mu niepodobień-
stwem, spróbuję więc umrzeć dla niego. Kocham cię; żegnaj, żałuj nas.”
Przeczytawszy obróciłem papier i ujrzałem adres:
„Do pana Henryka Smith, w N ***, poste restante.”
ROZDZIAŁ VII
Nazajutrz, w południe, w słoneczny dzień grudniowy młody człowiek i młoda kobieta szli
pod rękę przez ogród Palais-Royal. Weszli do złotnika, gdzie wybrali dwa jednakie pierścion-
ki, i zamieniwszy je z uśmiechem, włożyli je na palce. Po krótkiej przechadzce udali się, aby
spożyć śniadanie w wykwintnej jadłodajni, w pokoiku, skąd rozciąga się przed oczyma naj-
cudniejszy w świecie widok. Skoro służący odszedł i zostali sam na sam, oparli się o okno
ściskając się łagodnie za ręce. Młodzieniec był w podróżnym ubraniu; widząc radość na jego
twarzy, można by go wziąć za nowożeńca zapoznającego pierwszy raz młodą żonę z życiem i
uciechami Paryża. Wesołość jego miała łagodność i spokój, jak bywa u ludzi szczęśliwych.
Od czasu do czasu spoglądał na niebo, znów zwracał się do towarzyszki, wówczas łzy błysz-
czały w jego oczach; pozwalał im płynąć i uśmiechał się nie ocierając ich. Kobieta była blada
i zamyślona; patrzała wciąż na niego. W rysach jej malowało się jakby głębokie cierpienie;
nie czyniąc wysiłków, aby je kryć, nie śmiała wszakże opierać się wesołości, którą miała
130
przed oczyma. Kiedy towarzysz uśmiechał się, uśmiechała się i ona, ale nie sama z siebie; odpowiadała mu, gdy zwracał się do niej, jadła, co jej podsuwał, ale była w niej jakaś cisza,
która ożywiała się jedynie chwilami. W jej leniwej bierności łatwo można było rozpoznać
ową miękkość duszy, ową senność istoty słabszej z dwojga istot, które się kochają, a z któ-
rych jedna istnieje tylko w drugiej i ożywia się jedynie echowo. Młody człowiek odczuwał to
i zdawał się dumny i wdzięczny; ale z samej jego dumy można było wyczytać, że szczęście
jest dlań czymś nowym. Kiedy kobieta smutniała nagle i spuszczała oczy ku ziemi, on silił się
wlać w nią ducha, przybierał minę swobodną i pewną siebie; ale nie zawsze mu się udawało:
on sam mieszał się niekiedy. To skojarzenie siły i słabości, wesela i zgryzoty, niepokoju i
pogody byłoby niezrozumiałym dla obojętnego widza; mógłby, na przemian, mniemać, że to
ma przed sobą dwoje najszczęśliwszych, to znów najnieszczęśliwszych istot na ziemi; ale,
nawet nie znając ich sekretu, wyczułby, że oni cierpią wspólnie; jaką bądź była ich tajemna
udręka, widać było, iż położyli na swych zgryzotach pieczęć potężniejszą od samej miłości:
przyjaźń. Gdy się ściskali za ręce, spojrzenia ich zostawały czyste; mimo iż byli sami, mówili
półgłosem. Jak gdyby przygnieceni myślami, oparli wzajem czoła o siebie, ale ich wargi nie
stykały się. Patrzyli na siebie z tkliwym i uroczystym wyrazem, jak ludzie słabi, którzy chcą
być dobrzy. Skoro zegar wydzwonił pierwszą, kobieta wydała głębokie westchnienie i na
wpół odwracając się, rzekła:
− Oktawie, a gdybyś się mylił!
− Nie, droga − odparł młody człowiek − bądź pewna, nie mylę się. Będzie ci trzeba cier-
pieć wiele, długo może, a mnie zawsze; ale wyleczymy się oboje: ty z pomocą czasu, ja −
Boga.
− Oktawie, Oktawie − powtórzyła − czyś pewien, że się nie mylisz?
− Nie sądzę, droga Brygido, .byśmy mogli zapomnieć o sobie wzajem, ale sądzę, iż w tej
chwili nie możemy sobie jeszcze przebaczyć, a trzeba przebaczyć sobie koniecznie, nawet
gdybyśmy nie mieli nigdy się spotkać.
− Dlaczego nigdy nie spotkać? Czemu kiedyś... Jesteś tak młody! − Dodała z uśmiechem:
− Za najbliższą twą miłością spotkamy się bez niebezpieczeństwa.
− Nie, droga, wiedz, że nigdy nie potrafię cię ujrzeć obojętnie. Oby ten, któremu cię zo-
stawiam, któremu cię oddaję, okazał się godny ciebie! Smith jest dzielny, dobry i uczciwy, ale
mimo całego uczucia dla niego widzisz sama, że jeszcze mnie kochasz; gdybym chciał zostać
albo cię zabrać z sobą, zgodziłabyś się.