Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Nie! Nie chcÄ™!PrzetoczyÅ‚ siÄ™ w nim krzyk zrodzony z czarnej gÅ‚Ä™bi ciszy, w której pogrążona byÅ‚a tak znaczna część umysÅ‚u Gaynesa - krzyk rozdarÅ‚...— I ja, proszÄ™ pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiÄ…c szczerze, byliÅ›my oboje bardzo przywiÄ…zani do sir Karola, a jego Å›mierć byÅ‚a dla nas...Gdyby wciąż byÅ‚a wolna, mogÅ‚aby chcieć poÅ›lubić go z obowiÄ…z­ku, bÄ…dź co bÄ…dź miaÅ‚a ojca puÅ‚kownika...PanowaÅ‚ gÅ‚uchy spokój, jakby ziemia byÅ‚a jednym wielkim grobem! staÅ‚em tam pewien czas, myÅ›lÄ…c głównie o żyjÄ…cych, którzy - zagrzebani gdzieÅ› po...stawa³y obok czeskich przeciw cesarzowi, wtedygodnoœæ cesarska piastowan¹ by³a w³aœnie przezkrólów czeskich...opiekuna, w gÅ‚Ä™bi duszy byÅ‚a jednak rada, że może ofiarować czÅ‚owiekowi, który tak wysoko jÄ… oceniÅ‚, fortunÄ™ co najmniej równÄ… majÄ…tkowi, jaki...MusiaÅ‚ jednak wspiąć siÄ™ na górÄ™, a już miaÅ‚ duże opóźnienie w stosunku do planu, jedynym zaÅ› pocieszeniem, jakie sÅ‚yszaÅ‚ zewszÄ…d, byÅ‚a wola Allaha...Z poczÄ…tku Ayla byÅ‚a przekonana, że przypadkowe zachowania swych półdzikich przyjaciół niepotrzebnie bierze za przejaw celowego dziaÅ‚ania, lecz po dÅ‚uższej...Bohaterka ballady byÅ‚a niemoralnÄ… kobietÄ…, która wolaÅ‚a spać pod goÅ‚ym niebem niż na puchowym posÅ‚aniu...Osada byÅ‚a od nas oddalona o kilkaset jardów, lecz leżaÅ‚a na uboczu, po drugiej stronie sÄ…siedniej zatoki...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Obydwaj odwrócili się i spojrzeli na Gariona.
— Ty to zrobiÅ‚eÅ›? — zażądaÅ‚ wyjaÅ›nieÅ„ Belgarath.
— Nie on. Ja. — WychodzÄ…cy z ust Gariona gÅ‚os nie byÅ‚ jego gÅ‚osem. — Zbyt
długo mozoliłem się nad tym, aby pozwolić, by jakaś sfora psów pokrzyżowała moje plany.
— Nic a nic nie sÅ‚yszaÅ‚em — zdumiaÅ‚ siÄ™ Belgarath, ocierajÄ…c ociekajÄ…cÄ… wodÄ… twarz. — Nawet najcichszego szeptu.
— SÅ‚uchaÅ‚eÅ› w niewÅ‚aÅ›ciwym czasie — odparÅ‚ gÅ‚os wewnÄ™trznego towarzysza
Gariona. — Tego roku, wczesnÄ… wiosnÄ…, wprawiÅ‚em to w ruch. I wÅ‚aÅ›nie teraz to siÄ™ tu zbliża.
— WiedziaÅ‚eÅ›, że bÄ™dziemy tego potrzebować?
— OczywiÅ›cie. Skręćcie na wschód. W tej ulewie goÅ„czy nie bÄ™dÄ… w stanie
was tropić. Zatoczcie łuk i podejdźcie do miasta od wschodu. Na tamtej flance stróżowie są mniej liczni.
Oberwanie chmury trwało nieprzerwanie, a wrażenie potęgowały rozdzierają-
ce suche uderzenia piorunów i rozbłyski błyskawic.
— Jak dÅ‚ugo potrwa deszcz? — Belgarath przekrzykiwaÅ‚ haÅ‚as.
— WystarczajÄ…co dÅ‚ugo. Tygodniami powstawaÅ‚ nad Morzem Wschodnim.
Dziś rano dotarł do wybrzeża. Skręćcie na wschód.
— Czy podczas jazdy możemy porozmawiać? — zapytaÅ‚ Belgarath. — Mam
mnóstwo pytań.
247
— To chyba nie pora na dyskusje, Belgaracie. Musicie siÄ™ poÅ›pieszyć. Pozostali dziÅ› rano tuż przed burzÄ… przybyli do Cthol Mishrak. Wszystko jest przygotowane, wiÄ™c ruszajcie.
— To bÄ™dzie tej nocy?
— BÄ™dzie, jeÅ›li zdążycie na czas. Torak już siÄ™ prawie obudziÅ‚. SÄ…dzÄ™, że by-
łoby lepiej, abyście tam byli, kiedy otworzy oczy.
Belgarath ponownie otarł twarz. W jego oczach widać było zaniepokojenie.
— Ruszajmy — powiedziaÅ‚ ostro i rozbryzgujÄ…c wodÄ™ poprowadziÅ‚ ich w stru-
gach zacinającego deszczu ku stałemu gruntowi.
Zacinający pod wpływem przeraźliwie świszczącego wiatru deszcz lał przez
kilka kolejnych godzin. Przemoknięci, zmordowani i wpół oślepieni latającymi liśćmi i gałązkami cwałowali na wschód. Ujadanie ugrzęzłych w bagnie gończych cichło w tyle, nabierając zawiedzionego brzmienia, gdyż hucząca ulewa zamazała wszelkie ślady na bagnach i w lesie.
Z nastaniem nocy dotarli do niskiego, wysuniętego daleko na wschód łańcucha pagórków, a deszcz osłabł przechodząc w miarową, przykrą mżawkę, przerywaną od czasu do czasu szkwałami chłodnego, porywistego wiatru i przelotnymi ule-wami, które falami wędrowały znad odległego Morza Wschodniego.
— Czy jesteÅ› pewien, że orientujesz siÄ™, gdzie to jest? — zapytaÅ‚ Silk Belgaratha.
— ZnajdÄ™ — ponuro powiedziaÅ‚ Belgarath. — Cthol Mishrak ma osobliwy
zapach.
Deszcz zelżał, pojedyncze krople lekko uderzały w liście nad ich głowami,
a następnie, nim dotarli do skraju lasu, całkowicie ustał. Zapach, o którym mówił
Belgarath, nie był ostrym fetorem, lecz raczej przytłumioną, niezwykle wilgotną mieszaniną odorów. Głównym jej składnikiem zdawała się wilgotna rdza, aczkolwiek był w niej również obecny fetor stojącej wody i stęchły zapaszek grzybów.
Kiedy dotarli do ostatnich drzew, Belgarath zatrzymał konia.
— Dobrze, tam jest miasto — powiedziaÅ‚ zniżonym gÅ‚osem.
Leżąca przed nimi niecka była słabiutko rozświetlona jakimś bladym, choro-
witym blaskiem zdającym się emanować z samej ziemi, a w centrum rozległego
zagłębienia wznosiły się wyszczerbione, obrócone w gruzy pozostałości miasta.
— Co to za dziwne Å›wiatÅ‚o? — wyszeptaÅ‚ przejÄ™ty Garion.
Belgarath odchrzÄ…knÄ…Å‚.
— Fosforescencja. Bierze siÄ™ z grzybów porastajÄ…cych caÅ‚y tamten teren. Nad Cthol Mishrak nigdy nie Å›wieci sÅ‚oÅ„ce, wiÄ™c jest to naturalne miejsce dla wzrostu wszelakich roÅ›lin, które żyjÄ… w ciemnoÅ›ci. Tu zostawimy nasze konie. — ZsiadÅ‚
z konia.
— Czy to aby najlepszy pomysÅ‚? — zapytaÅ‚ go Silk zsuwajÄ…c siÄ™ z siodÅ‚a. —
MoglibyÅ›my zapragnąć poÅ›piesznie odjechać. — Drobny czÅ‚owieczek nie zdążyÅ‚
wyschnąć i dygotał.
248
— Nie — spokojnie powiedziaÅ‚ Belgarath. — JeÅ›li wszystko dobrze pójdzie, nic w mieÅ›cie nie bÄ™dzie zainteresowane sprawieniem nam jakichkolwiek kÅ‚opotów, a jeÅ›li sprawy przybiorÄ… zÅ‚y obrót, nie bÄ™dzie to miaÅ‚o znaczenia.
— Nie lubiÄ™ sytuacji, z których nie można siÄ™ wycofać — cierpko wymamrotaÅ‚
Silk.
— No to wsiadÅ‚eÅ› do wozu jadÄ…cego nie w tym kierunku — odparÅ‚ Belga-
rath. — To, czego wkrótce mamy dokonać, jest tak niezmienne, jak tylko może być. Skoro tylko zaczniemy, nie bÄ™dzie żadnej możliwoÅ›ci odwrotu.
— Niemniej jednak nie muszÄ™ tego lubić, prawda? Co teraz?
— Garion i ja przemienimy siÄ™ w coÅ› trochÄ™ mniej rzucajÄ…cego siÄ™ w oczy. Ty jesteÅ› ekspertem w poruszaniu siÄ™ w ciemnoÅ›ciach, tak aby nikt ciÄ™ nie usÅ‚yszaÅ‚, czy też dojrzaÅ‚, ale my nie jesteÅ›my tak w tym wprawieni.
— Zamierzacie użyć czarów tak blisko Toraka? — niedowierzajÄ…co spytaÅ‚
Silk.
— Mamy zamiar zrobić to bardzo cicho — zapewniÅ‚ go Belgarath. — W każ-
dym razie przemiana formy niemal caÅ‚kowicie skierowana jest do wewnÄ…trz, wiÄ™c nie wiąże siÄ™ z wielkim haÅ‚asem. — ZwróciÅ‚ siÄ™ do Gariona. — Zrobimy to powoli — powiedziaÅ‚. — Rozproszy to tÄ™ odrobinÄ™ dźwiÄ™ku i uczyni go mniej sÅ‚yszalnym. Rozumiesz?
— Chyba tak, dziadku.
— Ja zrobiÄ™ to pierwszy. Obserwuj mnie. — Starzec spojrzaÅ‚ przelotnie na
konie. — OdsuÅ„my siÄ™ nieco. Konie bojÄ… siÄ™ wilków. Nie chcemy, aby wpadÅ‚y
w szał i zaczęły wierzgać i tratować wszystko dookoła.