Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Możemy też zapytać starego Morewa, czy znajdzie trochę czasu na przejrzenie swoich licznych tablic rodowodowych — podsunął Duratan...Zapytałem Lenny'ego, dlaczego wprowadzili z Cheryl takie surowe zasady, a on odparł: „Rzecz nie w tym, jakie są te zasady, lecz w tym, że w ogóle są”...— Co to jest morska choroba, mamo? — zapytałem...– A to znaczy? – zapytał Ethan, wbijając palce nóg w ciepło futrzanego koca...— Co o nim sądzisz, Kuriku? — zapytał Sparhawk szeptem, gdy wyglądali zza zwalonej ściany...— Gdzie są twoi panowie? — zapytał Dyvim Slorm...— Czy będziemy musieli przez to przejść? — zapytał Thad...- Uważasz, że to zabawne? - zapytał Henry, a w jego głosie zamiast wściekłości wyczuwało się raczej zdumienie...- Sądzisz, że spróbują tobie również jakoś zaszkodzić? -zapytała Bair, a Egwene żywo przytaknęła...W n i o s e k: est-ce que mona uy tylko wwczas, gdy na kocu nia jest znak zapytania...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Pokiwałem głową.
- Czy możesz dla niej coś zrobić, Paul? Naprawdę coś dla niej zrobić, czy to tylko pobożne życzenia będące skutkiem tego, co zobaczyłeś wczoraj w nocy?
Pomyślałem o oczach Coffeya i o jego dłoniach, a także o hipnotycznym transie, w który mnie wprowadził. Pomyślałem o tym, jak wyciągał ręce po zdychającego Pana Dzwoneczka. “Póki jest jeszcze czas”. I o czarnych rojących się robakach, które pobielały i zniknęły.
- Jesteśmy chyba jej ostatnią szansą - powiedziałem w końcu.
- W takim razie zróbcie to - odparła, zapinając guziki mojego nowego płaszcza. Wisiał w szafie od dnia moich urodzin na początku września, ale wkładałem go dopiero po raz trzeci lub czwarty. - Zróbcie to - powtórzyła i praktycznie wy­pchnęła mnie za drzwi.
 
4
 
Tej nocy - pod wieloma względami najdziwniejszej nocy w całym moim życiu - odbiłem kartę dwadzieścia po szóstej. Miałem wrażenie, że w powietrzu wciąż się unosi niewyraźny odór spalonego ciała. To musiało być złudzenie; drzwi bloku i szopy były prawie przez cały dzień otwarte, a dwie poprzednie zmiany godzinami szorowały podłogę, nie zmieniło to jednak reakcji mojego nosa, i nie sądzę, bym był w stanie zjeść jakąś kolację, gdybym nawet tak strasznie nie bał się tego, co czekało nas wieczorem.
Brutal pojawił się na bloku za kwadrans, a Dean za dziesięć siódma. Zapytałem Deana, czy może przejść się do ambulato­rium i poprosić o kompres na mój kręgosłup, który nadweręży­łem sobie rano, pomagając znieść ciało Delacroix do tunelu. Z przyjemnością, odparł. Miał chyba ochotę mrugnąć porozu­miewawczo okiem, ale się powstrzymał.
Harry odbił kartę za trzy siódma.
- Ciężarówka? - zapytałem.
- Tam, gdzie się umówiliśmy.
Jak na razie wszystko szło dobrze. Przez kilka minut staliśmy przy biurku oficera dyżurnego, popijając kawę i celowo nie wspominając o tym, o czym wszyscy myśleliśmy i na co skrycie liczyliśmy: może Percy się spóźni, a może w ogóle nie przyjdzie. Biorąc pod uwagę krytyczne oceny, z jakimi spotkała się prze­prowadzona przez niego egzekucja, wydawało się to całkiem prawdopodobne.
Percy wziął sobie jednak najwyraźniej do serca zasadę głoszącą, że trzeba jak najszybciej dosiąść konia, który zrzucił cię z siodła. Pojawił się sześć minut po siódmej, w nieskazitelnym niebieskim mundurze, z pistoletem i hikorową pałką, tkwiącą w tym śmiesznym olstrze. Odbił kartę i potoczył po nas ostroż­nym wzrokiem.
- Zepsuł mi się rozrusznik - oznajmił. - Musiałem użyć korby.
- Biedaczysko - mruknął Harry.
- Powinieneś zostać w domu i naprawić tego swojego gra­ta - powiedział obojętnym tonem Brutal. - Byłoby fatalne, gdybyś nadwerężył sobie ramię, prawda, chłopcy?
- Wasze niedoczekanie - burknął Percy, ale widziałem, że poczuł się pewniej, słysząc w miarę łagodną odzywkę Brutala. To dobrze. Przez kilka następnych godzin musieliśmy obchodzić się z nim jak w rękawiczkach: traktować niezbyt wrogo, ale i niezbyt przyjaźnie. Po ostatniej nocy każda, nawet najmniejsza serdeczność wzbudziłaby jego nieufność. Nie liczyliśmy, że zupe­łnie odsłoni gardę, lecz mieliśmy nadzieję, że jeśli wszystko dobrze rozegramy, nie będzie zbyt czujny. Najważniejsze, byśmy załatwili to szybko, ale równie ważne - przynajmniej dla mnie - było to, żeby nikt nie został poszkodowany. Włącznie z Percym Wetmore’em.
Dean wrócił z ambulatorium i patrząc na mnie skinął lekko głową.
- Percy - powiedziałem - chcę, żebyś poszedł do maga­zynu i wymył podłogę. A także schody do tunelu. Potem możesz napisać raport na temat wczorajszej nocy.
- Popuść wodze wyobraźni - dodał Brutal, wsuwając kciuki za pasek i spoglądając na sufit.
- Jesteście cholernie dowcipni, chłopcy - burknął Percy, poza tym jednak nie protestował. Nie zwrócił nawet uwagi na oczywisty fakt, że podłoga w szopie myta była tego dnia już dwa razy. Cieszył się chyba po prostu, że nie będzie musiał przebywać razem z nami.
Przeczytałem raport poprzedniej zmiany i nie znalazłszy tam nic, co by mnie dotyczyło, podszedłem do celi Whartona. Siedział na swojej pryczy z podciągniętymi kolanami, obejmując rękoma łydki i przyglądając mi się z promiennym i jednocześnie nieprzyjaznym uśmiechem.
- Kogo ja widzę? - mruknął. - Oberklawisz we własnej osobie. Wielki jak świnia i dwa razy od niej brzydszy. Z czego pan się tak cieszy, szefie Edgecombe? Żona obciągnęła panu druta tuż przed wyjściem z domu?