Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.plenipotentem, a mnie bardzo rzadko Kaziem albo Leśniewskim, ale dość często urwisem, dopóki byłem w domu, albo osłem, kiedym już poszedł do szkół...- Jesteś uzdrowicielką? Jondalar przyprowadził do domu uzdrowicielkę? - Donier omal się nie roześmiała, ale powstrzymała się i tylko pokręciła głową,...Pani Wanda dziwnie jakoś popatrzyła na niego, a potem na psa, który swoimi kaprysami dezorgani­zował całą robotę w domu...Za to dobrze pamiętał - i sądził, że zachowa w żywej pamięci do końca życia - swoje późne powroty do domu, gdy zastawał ojca (udającego, że śpi) w rozkładanym...przyszli; to tylko powiem, iż z onego Trojańskiego konia nic wyszło nigdy tak wiele mężnych żołnierzów, jako z domu księdza Maciejowskicgo dobrych...rzy siê znowu, ¿eby tym razem poch³on¹æ jego… ale nagle dziewczê- ca, delikatna d³oñ, prawdziwa d³oñ nale¿¹ca do prawdziwej...Krytycznie aspektowany Jowisz w tym domu, albo znajdujący się w znakach wypadających na 10-ty dom, które są dla niego słabe np...G Ê B A P R E Z E S A więc do autobusu, przetrząsają wszystkim torby i nieuchronnie zbliżają się do mnie, ja zaś jestem już pewien, że nie dojadę do domu...Weszła do domu pierwsza, trzymając przed sobą w lewej dłoni bryłkę pirytu żelaza, ostrze zaś w prawej...Później, gdy wspominałam go w domu, nie mogłam znaleźć żadnego związku między tymi słowami a rzeczywistością...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Mattis żachnął się.
- Usiądź, powiedziałem! Teraz ja rozkazuję. Ten dzień także musiał nadejść, rozumiesz!
Jorgen cierpliwie usiadł.
- No, opowiadaj.
- Hege powiedziała ci wszystko o słonce, prawda? - stwierdził Mattis stanowczo.
- Mieliśmy tyle do omówienia, że nie pamiętam, czy o niej słyszałem.
Mattis patrzył na Jorgena z powątpiewaniem.
- Ona miała do opowiadania ważniejsze rzeczy niż o mo­jej słonce?
- Tak.
- Nawet nie mówiła, że słonkę zastrzelili?
- Pewno wspomniała, ale nie pamiętam. A co to za nad­zwyczajna historia z tą słonką?
Mattis, jeszcze oszołomiony po zdarzeniu z muchomorem, spojrzał na Jorgena dzikim wzrokiem.
- Było nas dwoje, słonka i ja, rozumiesz! Ona leży pod kamieniem - ale to nic nie pomoże, ona i tak przelatuje nad domem, i tak! Słyszysz! I ja, i słonka. Oboje razem fruwamy. I będziemy tu fruwali cały czas! Tylko spróbujcie...
Umilkł zalękniony.
- Ty i słonka. Naturalnie. Ty i słonka - powtórzył Jor­gen półgłosem, ostrożnie, jakby miał się na baczności.
- Czemu tak mówisz? - zawołał Mattis, który ciągle pozostawał pod wrażeniem, że się przeobraził i że rozpalił się w nim wielki płomień. - Tylko ty i Hege jesteście w domu, rozumiesz! I na to nie ma rady - mówił teraz z na­ciskiem. - Nie ma różnicy między tym, co leży pod ka­mieniem, a tym, co nie leży pod kamieniem. Tak!
- Tak - potwierdził Jorgen.
- Dlaczego powiedziałeś: “Tak”?
- Nie. - Jorgen był zbity z tropu.
Mattis bacznie wpatrzony w Jorgena powiedział:
- Czy mogę zapytać cię o coś? Przedtem nie śmiałem.
Jorgen kiwnął głową potakująco.
- Ja i słonka! To wszystko. Nic nie rozumiesz?
Jorgen zaprzeczył ruchem głowy.
Mattis błąkał się po nieznanych drogach. Wiedział, że coś się zbliża. Ale co? Coś nadchodzi. Z głębokich mroków. Ogień. Zniszczenie. Oczy mu płonęły, skierował wzrok na Jorgena i ten natychmiast zapłonął. Ma, na co zasłużył!
“Czy oszalałem? Zjadłem muchomora, to wszystko dlate­go. Chcę patrzeć złymi oczami na Jorgena. Już patrzę...”
W tejże chwili szary cień padł na Jorgena. “To szaleństwo - zjadłem trujący grzyb. Ale ja nie umrę. Jorgen musi umrzeć.”
Mattis rzucił się na Jorgena. Szybko jak dzikie zwierzę chwycił go w swoje szpony.
- Aha, chcesz mnie zabić - stwierdził Jorgen spokojnie, ozięble i jednym ruchem uwolnił się z uchwytu. Obezwład­nił Mattisa jak dziecko.
- Zachowuj się jak człowiek, ty wariacie.
Jorgen dźwignął Mattisa, zaniósł go nad brzeg strumyka płynącego w odległości kilku kroków i oblał twarz szaleńca wodą. Mattis z początku stawiał opór, lecz zimna woda stłu­miła płonący w nim ogień, zaczął się uspokajać, oprzytom­niał. Po chwili bezwładny niby wór osunął się na ziemię, zmożony wstydem i żalem.
- Ja nie chciałem cię zabić!
- O, to nie tak łatwo - odpowiedział Jorgen.
- Gdzie Hege? Czy już jej nie ma?
Jorgen aż podskoczył ze złości.
- Cicho bądź! Co za bzdury opowiadasz? Dosyć głupstw, zapamiętaj to sobie.
Słowa Jorgena mocne, ostre, uderzały niby cięcia sie­kierą.
Mattis opanował się z trudnością, wstał i zapytał:
- Co ja zrobiłem?
- Coś ci się uroiło. Zjadłeś muchomora i wpadłeś w szał.
- Nic nie szkodzi, skoro ty żyjesz! - odpowiedział Mat­tis nagle uradowany.
Jorgen miał tego wszystkiego dosyć.
- Dobrze, dobrze już...
Myśl Mattisa całkowicie zmieniła kierunek, popadł w pod­niecenie odmiennego rodzaju, musiał myśleć o rzeczach przy­jemnych i koniecznie chciał powiadomić o tym Jorgena, jak­by w podzięce za to, że drwal żyje, że trujący muchomor go nie zabił.
- Inger i Anna - powiedział z głęboką wdzięcznością, składając niejako podarunek Jorgenowi. - Czy wiesz, co to znaczy?
Jorgen nie odpowiedział, czekał.
- Czy już ci o nich opowiadałem?
- Nie. Kto to?
- Dziewczęta - odpowiedział Mattis z dumą.
- Hm, rozumiem.
- Woziłem je łodzią. Tego lata. Byliśmy na wyspie. Ca­ła wieś patrzyła, jak przybiliśmy do brzegu obok sklepiku.
- A to ci się dobrze przytrafiło - zauważył Jorgen.
Mattis aż zamrugał ze zdziwienia słysząc trafną i błyska­wiczną odpowiedź Jorgena. Ten przynajmniej wiedział, co jest ważne dla mężczyzny.
- Czy mogę cię o coś zapytać, Jorgen?
- Przecież już pytałeś. Nic z tego nie rozumiem. Ale po­wiedz, co masz do powiedzenia.
- Ano, bo ja chciałem wiedzieć - Mattis mówił z pew­nym wahaniem - czy ty myślisz o dziewczętach w po­wszedni dzień?
Pytanie było dosyć niespodziewane, niemniej jednak Jor­gen odparł bez zająknienia.
- Pewno że tak.
- Rzeczywiście?
- Bez wątpienia.
- To dobrze - Mattis westchnął z ulgą. - Ale bardzo dziwne także - dodał podnosząc na Jorgena wzrok wolny od morderczych zamysłów.
- Co takiego?
- Nic... dużo rzeczy.
- Dosyć już czasu zmarnowaliśmy - odezwał się nagle Jorgen i z energią zabrał się ponownie do pracy.
Mattis usiadł, ogarnęły go sprzeczne uczucia, bo jaźń i za­dowolenie z siebie. Zmiażdżył doszczętnie resztki muchomo­ra butem. Roześmiał się wesoło. “Uroiłeś sobie” - pomy­ślał, a słowa te miały być skierowane do władającego nim gwałtownika.
38
Ostatnie wydarzenie utkwiło głęboko w umyśle Mattisa. W pierwszej chwili odczuł pewną ulgę, później jednak przy­kre wrażenie powróciło i nie chciało go opuścić.
“O mało co nie zamordowałem Jorgena, jakże mogłem tak postąpić? Może to po prostu dlatego, że zjadłem trujący grzyb?”
Przez kilka dni chodził za Hege krok w krok w oczekiwa­niu na dobrze zasłużone słowa nagany. Hege jednak nic nie mówiła, w końcu Mattis nie wytrzymał;
- Czy Jorgen nic ci nie powiedział?
- O czym?
- O mnie, o tym, co było w lesie, o grzybie i wszystkim.
- Nie. A czy liczyłeś, że powie?
- Nie.
- Co się stało? - spytała Hege.
- Nic, przecież widzisz.
Mattis odszedł, zdumiony postępkiem Jorgena.
Następnego dnia Jorgen chciał znowu zabrać Mattisa do lasu, ten jednak odpowiedział:
- Więcej nie pójdę tam z tobą.