Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Dwign¹³ siê niezdarnie. Przepraszam, przepraszam, nie
wiedzia³em
Widzia³ teraz wyranie i dopiero teraz siê jej przyjrza³. Zobaczy³,
¿e pod pokryw¹ brudnego t³uszczu jej w³osy musia³y byæ kiedy d³u-
gie, puszyste i barwy z³ocistoblond, ¿e jej oczy s¹ b³êkitne, a twarz
delikatna i owalna, zobaczy³, ¿e
Nie jest starsza ode mnie, pomyla³.
A jeli ZARAZ czego nie wymylê, ju¿ nigdy nie bêdzie starsza.
Nie móg³ mieæ pewnoci, ¿e nogi wytrzymaj¹ jego ciê¿ar; odwró-
ci³ siê, ¿eby zaprzeæ siê stopami o wargi ¿o³¹dka, i uj¹³ w obie d³onie
przegub dziewczyny. Ci¹gn¹³ mocno, tak mocno, ¿e jej krzyk prze-
mieni³ siê w jêk bólu.
£amiesz mi RÊKÊ proszê musisz wstaæ, musisz ci¹gn¹æ mnie w GÓRÊ.
Wstaæ? Nie mia³ si³y, ¿eby ustaæ. Nie mia³ si³y, by j¹ ratowaæ.
Mia³ doæ si³ tylko na to, ¿eby j¹ jeszcze bardziej skrzywdziæ.
151
I torturowaæ fa³szyw¹ nadziej¹ w ostatnich chwilach ¿ycia.
Z trudem potrafi³ sobie wyobraziæ, przez co przesz³a, jak przega-
pi³a ewakuacjê Coruscant, przetrwa³a bombardowanie i inwazjê
Yuuzhan Vongów. Przetrwaæ wstrz¹saj¹c¹ transformacjê swojego wiata
w ich wiat, zmazanie z orbity ca³ej planety. Ukrywaæ siê w nieustan-
nym strachu przez te wszystkie tygodnie, ¿yæ w cieniu najni¿szych
poziomów, desperacko uciekaj¹c przez najedcami
A potem daæ
siê ¿ywej jaskini zwabiæ w swoj¹ gardziel
Jej serce musia³a przepe³niaæ radoæ i ulga. Wreszcie znalaz³a swoje
sanktuarium.
A potem stwierdzi³a, ¿e jedynym prawdziwym sanktuarium jest
mieræ.
Ale co to za mieræ: zjedzona ¿ywcem, strawiona w pe³ni wiado-
moci!
A kiedy podnios³a wzrok i zobaczy³a, jak przechyla siê ku niej
przez krawêd zag³êbienia jak¹ nadziej¹ musia³o wezbraæ jej ser-
ce
Nie mog³a przecie¿ wiedzieæ, ¿e cz³owiek, który przyszed³ jej z po-
moc¹, to z³amany eks-Jedi, splamiony ciemnoci¹, na pó³ oszala³y
w samobójczej rozpaczy.
Jak on móg³ staæ siê tak bezu¿yteczny?
Niesprawiedliwoæ losu wzbudzi³a w nim gniew.
Dlaczego ma patrzeæ na mieræ tej dziewczyny? Nigdy nie chcia³
byæ bohaterem. Nigdy nie prosi³ o potêgê. Od dnia, kiedy siê urodzi³,
oczy ca³ej galaktyki zwrócone by³y ku niemu w oczekiwaniu na jaki
naprawdê wielki czyn, co, co dorówna legendzie jego wspania³ych
rodziców i legendarnego wuja.
A on nie potrafi dorównaæ nawet w³asnej legendzie.
Przecie¿ tylu ludzi cieszy³o siê z jego s³aboci
co, mo¿e nie?
Otaczali go brudni, z³oliwi plotkarze, którzy z brudn¹, z³oliw¹ satys-
fakcj¹ nazywali go za plecami tchórzem, a ¿aden z tych paskudnych,
przebieg³ych, z³oliwych drani nawet nie mia³ zielonego pojêcia, co to
znaczy wisieæ w Objêciach Cierpienia czy harowaæ beznadziejnie, ¿eby
uratowaæ tych parê istnieñ ze Szkó³ki, albo spojrzeæ w twarz obojêtno-
ci o czarnym sercu, która okaza³a siê podstawow¹ prawd¹ wszech-
wiata.
Gniew rozkwit³ w jego sercu, wezbra³ i uniós³ go na znajomych
falach czerwonego przyp³ywu, lecz tym razem nie walczy³, nie opiera³
siê, nie miota³, ¿eby w koñcu uton¹æ. Przyj¹³ go radonie.
A we wzbieraj¹cych falach znalaz³ ca³¹ potrzebn¹ mu si³ê.
152
R O Z D Z I A £
WOLNY I W DOMU
Dom.
Apartamenty Solo, zlokalizowane opodal zrujnowanego masywu
Imperialnego Senatu, pozosta³y w³aciwie nietkniête.
Od kiedy obudzi³ siê pod Mostem, Jacen nieustannie zd¹¿a³ w³a-
nie tu, do domu. Gdzie zreszt¹ mia³by siê udaæ?
Czy jest co lepszego, ni¿ znaleæ wreszcie drogê do domu?
I tylko jednego pytania zapomnia³ sobie zadaæ: co zrobi, skoro ju¿
siê tam znajdzie?
Przez te wszystkie tygodnie spodziewa³ siê, ¿e dotarcie do miej-
sca, gdzie dorasta³, bêdzie mia³o jakie znaczenie, ¿e znajdzie tam choæ
cieñ otuchy. Jedn¹ czy drug¹ odpowied. Jakby wystarczy³o po³o¿yæ
siê we w³asnym ³ó¿ku i zdrzemn¹æ, ¿eby stwierdziæ, ¿e ca³y prze¿yty
koszmar utrata rodziny, m³odoci, wiary to tylko senna fantazja, za
któr¹ odpowiadaj¹ m³odzieñcze hormony i ciê¿kostrawna kolacja.
Czy jest co gorszego, ni¿ dotrzeæ do domu i przekonaæ siê, ¿e
wci¹¿ b³¹dzisz?
Od kilku godzin kr¹¿y³ po domu, kiedy nagle wszed³ Anakin.
Jacen siedzia³ na swoim miejscu, na krzele, na którym zwykle