Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Więc zorganizowała wszystko tak, żebyśmy zabrały chłopca.
Siostra i ja – wyjaśniła. – Byłby bezpieczny, a kiedy Austriacy by was zabili albo przegonili, dostarczyłybyśmy go z powrotem na zamek.
Hanna pierwsza zeszła po drabinie, by móc uspokoić malca, gdy ten obudzi się na deszczu. Ale Siggy ocknął się wcześniej i wszystko zepsuł, uciekając, a kiedy Grey przewrócił drabinę, Hanna nie miała innego wyjścia, jak oddalić się i zostawić siostrę. Ta ukryła się w zamku i wyszła zeń za dnia dzięki pomocy księżnej wdowy.
– Teraz Hanna jest bezpieczna, z rodziną – dodała.
– Pierścień. – Grey wskazał na sygnet. – To znak, że służysz księżnej wdowie.
Zapytana odsunęła półmisek ze świńskim łbem i przysiadła na stole.
– Jesteśmy Romami – odparła, prostując się dumnie. – A Romo wie nie służą nikomu. Ale ród von Lowensteinów znamy od pokoleń.
To prapradziad księżnej Gertrudy kupił dziecko, które strzeże mostu.
Był to młodszy brat mojego praprapradziadka. Pierścień był znakiem zawartego wówczas układu.
Grey usłyszał ciche chrząknięcie Toma, najwyraźniej nieco ogłupionego tym, co usłyszał. Samego go nieco zatkało z wrażenia, że coś takiego zostało opowiedziane w tak spokojny sposób. Wziął głęboki oddech i odepchnął wizję tego, co zobaczył Franz pod mostem.
Z kuchni dobiegły łomoty świadczące o tym, że obiad dobiega końca. A to oznaczało, że czasu pozostało niewiele.
– Doskonale – powiedział spokojnie. – Ostatnia sprawa: Agatha Blomberg.
– Stara Agatha? – roześmiała się Cyganka. Mimo brakującego zęba okazała się naprawdę ładna, gdy przestała być ponura. – To ci dopiero historia! Jak ktoś może sądzić, że taka stara gropa mogła zostać demonem seksu? Wiedźmowata to ona z natury była, ale to jeszcze nie wystarczy.
I parsknęła śmiechem.
Grey zerwał się na równe nogi i złapał ją za ramię.
– Bądź cicho, bo ściągniesz tu ciekawskich!
Przestała się śmiać, za to prychnęła z rozbawieniem i spytała:
– To co z tą Agatha?
– A to, że kiedy będziesz odprawiać te gusła, dla których cię tu sprowadzili, masz wyraźnie i bez cienia wątpliwości wykluczyć ją z udziału w całej sprawie. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, zostawiam to twojej pomysłowości, która, jak właśnie się przekonałem, jest niemała.
Przyjrzała mu się uważnie i strząsnęła jego dłoń z ramienia.
– I to wszystko? – spytała sarkastycznie.
– Wszystko. Potem możesz odejść.
– Tak? Łaskawe panisko – prychnęła i wstała.
I uśmiechnęła się, ale nie był to miły uśmiech.
Grey uświadomił sobie, że nie zażądała żadnych gwarancji, jak choćby jego oficerskiego słowa honoru. Albo ich nie potrzebowała, albo nie ceniła, ale było to dziwne. A potem zrozumiał, że jej na tym nie zależało, ponieważ się nie bała. Opowiedziała mu to wszystko nie ze strachu ani nie po to, by się uratować, ale z jakiegoś sobie jedynie znanego powodu. Prawdopodobnie wierzyła, że księżna wdowa ją ochroni, albo z uwagi na stare dzieje, albo nie chcąc, by na jaw wyszedł jej udział w porwaniu.
A może jej pewność siebie miała inne podłoże... nawet jeśli tak było, wolał nie zagłębiać się w ten temat. Wstał i wsunął baryłkę pod stół.
– Agatha Blomberg także była kobietą – powiedział.
Cyganka przyglądała mu się z namysłem, pocierając pierścień.
– Ano była – zgodziła się. – Cóż, może więc zrobię, jak chcesz.
Dlaczego właściwie mieliby wykopywać jej trumnę i ciągnąć zwłoki po ulicach?
Brzęk naczyń w kuchni stał się głośniejszy i choć Tom nie odezwał się, Grey doskonale czuł, że ordynans chciałby jak najszybciej stąd wyjść.
– Natomiast jeśli chodzi o ciebie...
Spojrzał na Cygankę, zaskoczony tonem jej głosu – było w nim coś, czego nie potrafił zidentyfikować: nie jad i nie ironia.
Jej oczy błyszczały w blasku świecy niczym dwie ciemne studnie bez dna, a twarz pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu.
– Powiem ci coś – odezwała się miękko. – Nigdy nie zaspokoisz żadnej kobiety. Każda, która będzie dzielić łoże z tobą, opuści cię po pierwszej nocy i będzie cię przeklinać.
Grey potarł podbródek i pokiwał głową.
– To jest wielce prawdopodobne – powiedział spokojnie. – Dobrej nocy.
Epilog Przy dźwięku trąb
Plan bitwy został ustalony i pierwsze oddziały wymaszerowały, kierując się ku mostowi w Aschenwaldzie.
Grey był w stajni. Sprawdzał osiodłanie Karolusa, poprawiał popręg i resztę, czyli zabijał czas, czekając na sygnał do odjazdu. Wydawało mu się, że każda mijająca sekunda jest niezwykle cenna.
Na zewnątrz panowało normalne zamieszanie towarzyszące wymarszowi wojska z kwater i lekka panika z racji perspektywy mającej rozegrać się w pobliżu bitwy. Mieszczanie miotali się bezładnie, nawołując żony i próbując znaleźć dzieci, co było bez sensu, jako że przynajmniej chwilowo nic im nie groziło. Grey czuł przyspieszone bicie serca, a po plecach przebiegał mu co jakiś czas dreszcz podniecenia.
W oddali rozlegał się miarowy odgłos werbli, od którego burzyła mu się krew i ściskało go w piersiach tak, iż z trudem był w stanie głęboko odetchnąć.
Na podłodze leżało pełno słomy, toteż nie tyle usłyszał, ile wyczuł, że ktoś się zbliża, i odruchowo, odwracając się, ujął rękojeść noża. Podobnie szybkie i zdecydowane reakcje już nieraz uratowały mu życie.
Okazało się, że to Stephan von Namtzen w wyjściowym mundurze i ze zdobionym złotem kapeluszem pod pachą. I z twarzą niezwykle poważną, co ostro kontrastowało ze strojem.
– Już czas – powiedział cicho. – Chciałbym z tobą porozmawiać... o ile mnie wysłuchasz.
Grey puścił rękojeść noża i wreszcie odetchnął głęboko.
– Wiesz, że wysłucham.
Von Namtzen skinął lekko głową, ale nie odezwał się natychmiast. Wydawało się, że szuka słów, choć rozmawiali po niemiecku.
– Ożenię się z Louisą – oznajmił w końcu. – Jeśli dożyję Bożego Narodzenia. Moje dzieci... powinny znowu mieć matkę i...