Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.MASKA 21 ? KONRAD I nie obra¿ê niczym uczuæ s¹siada, i oka bliŸniego nie obra¿ê - a nasycê serce moje i zmys³y moje wszystkie nasycê...- Dawaj amunicję!- Chryste, patrz, jak padają!- No, ale skurwiele ido dali!W blasku flar smrodliwy dym artyleryjski sięgał bioder niczym jesienna mgła...Nazajutrz odbyła się konferencja redakcyjna, tym razem u Piotrowicza, a ponieważ Józef posłał im kartkę, że jest chory i o niczym wiedzieć nie chce,...Spojrzała na niego, aby upewnić się, czy nie przeszkadza w niczym i odezwała się:- Mój panie, to znacznie lepsze niż wspinaczka po Drzewie i pływanie na...Odprężył się nieco i postanowił spenetrować mrok pod ławką, która górowała przy ścianie niczym dom...– Poza pewnymi przywarami osobistymi niczym się nie różnię od pozostałych ludzi...wszystko to czyni jego odosobnione, z niczym nie związane istnienie więzieniem nie dozniesienia...Zajęta oglądaniem nowych płócien wiszących na ścianach salonu, nie zauważyła, kiedy Pascal wrócił...rzyła: – Zbyszko...Po pierwsze partie nie znikają, ani też nie zostały zdecydowanie zastąpione przez inne struktury...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Skierował dziób frachtowca ku szczelinie tak, by wlecieć
pod kątem prostym do powierzchni podwójnej asteroidy. W ostatniej sekundzie wyłączył
wszystko, co miał na pokładzie. „Sokół Milenium” znieruchomiał, ukryty głęboko w
czeluści rozpadliny.
Lando dostrzegł przez bakburtowe iluminatory sylwetki kilkunastu nieprzyjacielskich
myśliwców. Maszyny przeleciały obok szczeliny, jakby piloci nie zauważyli jego kryjówki.
64 @
Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona
Przesyłając do silników manewrowych niewielkie, starannie odmierzone ilości energii,
hazardzista osadził „Sokoła” lekko jak piórko. Lufy działek, którymi mógł manewrować,
wymierzył w wycinek nieba. Do jaskini wpadała ponura, trupioblada poświata Ogniowichru,
podobna do blasku upiornych, odległych fajerwerków.
Właśnie wtedy Lando zwrócił uwagę na przyrządy i mierniki.
Sprawdził ich wskazania, jednego po drugim, i stwierdził, że znów prawie wszystkie
pokazują wiarygodne wartości. Domyślił się, że asteroida, wewnątrz której się ukrywał,
zawierała głównie związki żelaza i niklu. Dzięki temu stanowiła coś w rodzaju ekranu
i chroniła przed skutkami promieniowania. Ochrona nie była wprawdzie idealna, ale
z jej niedoskonałościami umiały poradzić sobie elektroniczne urządzenia pokładowe
„Sokoła”.
Lando zanurkował pod kontrolną konsoletę, zbliżył głowę do drzwiczek sejfu i powiedział
tak głośno i wyraźnie, jak potrafił:
- Vuffi Raa, możesz stamtąd wychodzić! Przerwa na kofeinę się skończyła!
Z uwagi na okoliczności, ponowne dołączenie macek do pięciobocznego torsu
robota okazało się niełatwe. Giętkie metalowe węże były bardzo skomplikowanymi
mechanizmami. Pod względem funkcjonalnym dorównywały wyspecjalizowanym
androidom, które na wielu innych światach kierowały pojazdami albo pisały artykuły do
miejscowych gazet. Mimo iż unieruchomione, otrzymały sporą dawkę promieniowania,
a więc po ponownym dołączeniu do torsu właściciela musiały poświęcić kilka godzin na
osiągnięcie stanu całkowitej sprawności.
Lando pozostawił Vuffiego Raa w sterowni i polecił, żeby mały android wypatrywał
zabłąkanych myśliwców nieprzyjaciela, a sam udał się korytarzem do świetlicy.
Kiedy tam dotarł, przekonał się, że panuje w niej całkowity chaos.
Pomieszczenie wyglądało, jakby przebiegło przez nie spłoszone stado ogromnych dzikich
zwierząt. Kiedy Lando zlikwidował sztuczne ciążenie, wszystkie przedmioty, które nie
zostały zamocowane, uniosły się w powietrze. Wyłączenie inercyjnych stref tłumiących
sprawiło, że przy każdej nagłej zmianie kierunku lotu przynajmniej raz obiły się o
przedmioty przymocowane na stałe. Możliwe nawet, że kilka razy.
Stwierdzenie to dotyczyło również Bassi Vobah i Waywy Fybota.
Z sufitu i ścian zwieszały się końce wyrwanych kabli. Niewielkie meble wylądowały w
najmniej prawdopodobnych miejscach. Leżąca na płytach pokładu młoda policjantka
właśnie zaczynała się poruszać. Głośno jęknęła, po czym wsparła się na łokciu i pokręciła
głową.
- Co się stało? - zapytała. - Gdzie jesteśmy?
- Dwa bardzo dobre pytania - odrzekł kapitan statku. - Zostaliśmy zaatakowani - nie
mam pojęcia, przez kogo ani dlaczego — ale uciekliśmy. Nie wiem, dokąd. Czy nic ci się
nie stało?
Podszedł do kobiety, pochylił się i pomógł jej usiąść. Funkcjonariuszka, z trudem
oddychając, pobieżnie zbadała, czy nie odniosła poważniejszych obrażeń.
- Chyba nic nie jest złamane - oznajmiła niepewnie po kilku chwilach. - To prawdziwy
cud, zważywszy na stan, w jakim znajduje się to pomieszczenie. Och, moja głowa!
- Nie martw się, w najbliższym czasie nie wybierasz się z wizytą do nikogo. To ja, Lando
Calrissian, czyniący cuda na zamówienie. Zostań tu, a ja zobaczę, jak się miewa nasz
upierzony przyjaciel.
Wyprostował się i przeskakując nad szczątkami urządzeń i mebli, podszedł do Waywy
Fybota. Stwierdził jednak, że podobna do ptaka istota nie miała tyle szczęścia. Kości obu
nóg zostały złamane, dokładnie w tych samym miejscach, co pozwalało się domyślać,
że zetknęły się z metalową poprzeczką stojaka. Widocznie projektanci urządzenia
65 @
Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona
nie przewidzieli, że użytkownik zostanie poddany działaniu dużych przyspieszeń w
pomieszczeniu o zerowej sile ciążenia.
Mimo to na obliczu gigantycznego ptaka malowała się błogość - rzecz jasna, o ile Lando
mógł polegać na własnej interpretacji wyrazów twarzy istot jego rasy. Nagle hazardzista
wyczuł, że ktoś stanął u jego boku. Stwierdził, że Bassi Vobah pozbierała się z podłogi
i także przeszła w przeciwległy kraniec pomieszczenia. Stała trochę niepewnie, ale nie
opierała ciężaru ciała na niczym ani na nikim.
Lando pomyślał, że darzy ją za to większą sympatią niż do tej pory. Ale tylko trochę
większą.
- Co się stało funkcjonariuszowi Fybotowi? - zapytała. - I dlaczego, na miłość Wiekuistego,
tak idiotycznie się uśmiecha?
- Zapewne wstrząs - wyjaśnił Calrissian. - Twój partner połamał sobie nogi - a raczej, to
ja mu je połamałem. Mimo to, zważywszy na okoliczności, nie mógłbym powiedzieć, że
odczuwam wyrzuty sumienia. Szkoda tylko, że nie mam pojęcia, co robić, aby przekonać
się, czy nie odniósł innych obrażeń. Nie wiem, w których miejscach powinno się zginać
jego ciało, nie mówiąc już o tych, w których nie powinno.