Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Przestrzegłam go przed groźną magią, przed światłami, które się zapalają i gasną, przed głosami i muzyką, które dobiegają z oddali, ale zbywa to lekceważąco jako „twory wyobraźni wyczerpanej nerwowo kobiety”. Każe mi trzymać się z dala od niebezpieczeństwa w moim „małym małpim gniazdku”, dopóki nie wróci. Wtedy powiedziałam mu otwarcie. Towarzystwo nie ma zapasów żywności ani sił, żeby wyruszyć w podróż na wybrzeże. Jeśli się lepiej nie przygotujemy, zginiemy po drodze, ze skarbem czy bez niego. Myślę, że powinniśmy zostać tutaj, dopóki nie będziemy lepiej przygotowani lub dopóki nie przybędzie tutaj po nas statek. Nie musimy się przyznawać do porażki. Możemy sobie poradzić, jeśli wszystkich mężczyzn skierujemy do zbierania żywności i znajdziemy jakiś sposób gromadzenia wody deszczowej. Nasze nadrzewne miasto może być czymś wspaniałym i pięknym. Pokręcił głową, jakbym była dzieckiem przynudzającym o skrzatach w kwietnych altankach. „Jak zwykle pochłonięta jesteś swoją sztuką” – stwierdził. – „Nawet głodna i w łachmanach nie widzisz, co jest realne”. Potem powiedział, że podziwia to, czym się zajmowałam podczas jego nieobecności, ale teraz wrócił i weźmie sprawy rodziny w swoje ręce.
Miałam ochotę plunąć mu w twarz.
Petrus nie chciał poprowadzić mężczyzn. Jest przekonany, że wieża zabrała Olpeya i że już go nie zobaczymy. O podziemiach mówi z głębokim lękiem. Carlmin powiedział ojcu, że nigdy nie był w zasypanym mieście, po czym usiadł i zaczął ssać kciuk, czego nie robił, odkąd skończył dwa lata.
Gdy Petrus próbował ostrzec Jathana, ten roześmiał się i rzekł: „Jestem innym człowiekiem niż ten delikatny arystokrata, który opuścił Jamaillię. Skrzaty waszej niemądrej matki nie martwią mnie”. Gdy powiedziałam mu ostro, że ja też jestem inną kobietą niż ta, którą zostawił, żeby sama radziła sobie w dziczy, odparł chłodno, że widzi to aż nazbyt wyraźnie i ma tylko nadzieję, iż powrót na łono cywilizacji przypomni mi zasady dobrego wychowania. Po czym zmusił Petrusa, żeby poprowadził ich do ruin.
Nie wróciłabym tam za żadne skarby świata, nawet gdyby podłogi zasłane były brylantami, a z sufitów zwisały sznury pereł. Niebezpieczeństwo nie zrodziło się w mojej wyobraźni i nienawidzę Jathana za to, że zaciągnął tam Petrusa.
Spędzę ten dzień z Marthi. Jej mąż wrócił cały i zdrowy, lecz natychmiast zostawił ją, by uganiać się za skarbami. W przeciwieństwie do mnie niezmiernie radują ją jego plany i mówi, że dzięki niemu wrócą do społeczeństwa i znowu będą bogaci. Ciężko jest mi słuchać takich bzdur. „Moje dziecko będzie się wychowywać w mieście błogosławionym przez Sa” – mówi. Jest chuda niczym sznurek, a jej brzuch wygląda jak zawiązany na nim supeł.
Dzień 8 lub 9 miesiąca złota 14 rok Satrapy Esklepiusa
Śmieszna data dla nas. Tutaj nie będzie miesiąca złotych żniw. Satrapa też już nic dla mnie nie znaczy.
Wczoraj Petrus pokazał im drogę do okna wieży, ale gdy mężczyźni weszli do środka, uciekł, zostawiając krzyczącego ze złości ojca. Wrócił do mnie blady i drżący. Mówi, że dobiegający z wieży śpiew stał się tak głośny, że nie potrafi się skupić, kiedy jest w pobliżu. Czasami w korytarzach z czarnego kamienia migały mu postaci dziwnych ludzi. Pojawiali się i znikali w okamgnieniu jak ich zapalające się i gasnące światło.
Uciszyłam go, ponieważ jego słowa wzbudzały niepokój Marthi. Pomimo planów Jathana wczorajszy dzień spędziłam na przygotowaniach do zimy. Na obydwu naszych wiszących szałasach położyłam drugą strzechę z szerokich liści powiązanych pnączami. Myślę, że nasze schronienia, szczególnie mniejsze wiszące chatki i małe piesze przejścia, które łączą je z Wielką Platformą, trzeba będzie wzmocnić przed zimowymi wiatrami i deszczami. Marthi nie pomogła mi za bardzo. Ciąża sprawiła, że jest niezgrabna i powolna, ale tak naprawdę chodzi o to, że wierzy, iż wkrótce udamy się do domu, do Jamaillii. Większość kobiet czeka teraz tylko, by ruszyć w drogę.
Niektórzy poszukiwacze skarbów wrócili ostatniej nocy, donosząc o rozległym zasypanym mieście. Bardzo różni się ono od Jamaillii, wszystko jest ze sobą połączone jak w labiryncie. Być może niektóre jego części zawsze znajdowały się pod ziemią, ponieważ w najniżej położonych komnatach nie ma okien ani drzwi. W wyżej leżących częściach budynków były domy i tereny prywatne, w usytuowanych niżej – sklepy, magazyny i rynki. Część miasta od strony rzeki się zawaliła. W niektórych komnatach ściany są wilgotne, a proces gnicia mebli daleko posunięty, ale inne wytrzymały próbę czasu i tam zachowały się dywany, tkaniny dekoracyjne i odzież. Ci, którzy wrócili, przynieśli naczynia i krzesła, dywany i biżuterię, posążki i narzędzia. Jeden z mężczyzn miał na sobie pelerynę połyskującą jak płynąca woda, miękką i lejącą. W którymś z magazynów znaleźli amfory z winem, ciągle zapieczętowane i nienaruszone. Wino ma złoty kolor i jest tak mocne, że mężczyźni niemal natychmiast się upili. Wrócili roześmiani, w oparach alkoholu, zachęcając nas, żebyśmy wszyscy poszli do miasta i świętowali winem bogactwo, które nam przypadło. W oczach mieli szalone błyski, które mi się nie podobały.
Inni wrócili przestraszeni i znękani i nie chcieli mówić o tym, co zobaczyli. Ci zamierzali wyruszyć następnego dnia o świcie, by dołączyć do ludzi w dole rzeki.
Jathan w ogóle nie wrócił.
Mający obsesję na punkcie grabieży mówią głośno, pijani starym winem i szalonymi snami. Już gromadzą skarby. Dwaj mężczyźni wrócili posiniaczeni, bo doszło do bójki o wazę. Do czego doprowadzi nas chciwość? Czuję się osamotniona w swoich ponurych przewidywaniach.