Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.hipotezy przy odczytywaniu informacji zródBowychhipotezy w toku krytyki zewntrznej i wewntrznej zródBa > hipotezy faktograficznehipotezy przy ustalaniu faktów (prostych oraz cigów genetycznych)hipotezy wyja[niajce fakty I hipotezy eksplikacyjnehipotezy ustalajce prawahipotezy scalania informacji o przeszBo[ci (dotTak mówiÅ‚ Piris - i dÅ‚ugo jeszcze wyjaÅ›niaÅ‚, jakim gatunkiem drzewa jest on sam, jakim jest Chlo, a jakim gatunkiem mÅ‚odych pÄ™dów sÄ… ich synowie...— Być może, że nie… chociaż paÅ„skie nagÅ‚e pojawienie się…— W kinematografie robiÄ… jeszcze lepsze sztuki…— WiÄ™c niech mi pan...Ale KaÅ›ka nie chce tej prawdy zrozumieć, żyje jeszcze sama za krótko i choć od dziecka widzi nÄ™dzÄ™ i ból, przez jakie podobne jej istoty przechodzÄ…, wobec...oznaki sÅ‚aboÅ›ci i ulegÅ‚oÅ›ci bÄ™dÄ… wywoÅ‚ywać współczucie i skÅ‚aniać do "fair play", a w jakich warunkach bÄ™dÄ… one po prostu pobudzać do jeszcze...to rów sys te mów i ad mi ni stra to rów sie ci i po ma ga im roz wi jaæ umie jêt no Å“ci za wo - do we, za pew nia fo rum dzie le nia siê pro ble ma mi i ich roz wi¹zy wa nia oraz po... Tego samego jeszcze miesiÄ…ca, w którym objÄ…Å‚ rzÄ…dy Pomorza, dnia 26-go Lipca 1295 roku, koronowaÅ‚ siÄ™ PrzemysÅ‚aw w Gnieźnie na króla polskiego, za...— Idź wiÄ™c, i to szybko! CoÅ› mi zaczyna Å›witać we Å‚bie! Pruski oficer w cywilnym ubraniu, szpieg Juareza i jeszcze dwaj inni, o których nic nie wiemy! To by byÅ‚...– Czyż nie mówiÅ‚am przed chwilÄ…, że masz być moim bohaterem? Nie widziaÅ‚ jej twarzy, ale czuÅ‚ dobrze, że żartuje, rzekÅ‚ wiÄ™c jeszcze poważniej...Widoczny z daleka, zbudowany bez jednolitego planu dom na farmie wciąż jeszcze zdawaÅ‚ siÄ™ maÅ‚y, kiedy Tam Å›ciÄ…gnÄ…Å‚ wodze i zamachaÅ‚ do Aielów, by przyÅ‚Ä…czyli...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Drewno
nie zdążyło posrebrzeć w słońcu, nie były stare, a jednak, sądząc po ich wyglą-
dzie — czÄ™sto używane. Czym prÄ™dzej minÄ…Å‚em szubienice. PamiÄ™taÅ‚em, jak maÅ‚o
brakowało, bym sam skończył jako wisielec. Ocaliła mnie królewska krew bękarta
i pradawne prawo, że członków królewskiego rodu nie wolno wieszać. Pamięta-
łem także oczywistą przyjemność księcia Władczego, gdy się przyglądał, jak mnie bito.
I zaraz z drżeniem serca zastanowiłem się, gdzie jest teraz Cierń. Jeśli żołda-
kom księcia Władczego udało się go pochwycić, z pewnością samozwaniec szyb-
ko z nim skoÅ„czyÅ‚. PróbowaÅ‚em sobie nie wyobrażać Ciernia, jak stoi — wysoki,
szczupÅ‚y, szary — pod palÄ…cymi promieniami sÅ‚oÅ„ca na szafocie.
A może książę Władczy pragnął dla niego powolnej śmierci?
PotrzÄ…snÄ…Å‚em gÅ‚owÄ…, chcÄ…c siÄ™ wyzbyć ponurych myÅ›li, i szedÅ‚em dalej —
obok powieszonych skazańców, pozostawionych na słońcu niczym zapomnia-
ne pranie. Jakieś wisielcze poczucie humoru kazało mi zauważyć, że nawet oni
odziani byli lepiej niż ja.
Tego dnia często ustępowałem drogi wozom i stadom bydła. Najwyraźniej
wymiana handlowa pomiędzy dwoma miastami kwitła. Zostawiwszy za sobą Ja-
błonki, wędrowałem jakiś czas obok zamożnych wieśniaczych chat wzniesionych
pomiędzy polem a sadem. Jeszcze nieco dalej pojawiły się majątki ziemskie, z peł-
nymi przepychu domami z kamienia, stawianymi pomiędzy cienistymi drzewami.
W ogrodach przy solidnych stodołach rosły warzywa, na pastwiskach widziałem
też konie do zaprzęgu i do polowania. Niejeden raz rozpoznałem okazy ze stadni-
ny w Koziej Twierdzy. Po jakimś czasie majątki ziemskie ustąpiły miejsca rozle-
154
głym polom, w większości obsianym lnem i konopiami. W końcu zacząłem mijać bardziej nowoczesne dzierżawy, a wreszcie dotarłem do przedmieść Kupieckiego
Brodu.
Późnym popołudniem znalazłem się w centrum miasta, na ulicy brukowanej
kamieniami, pośrodku tłumu ludzi pędzących w najróżniejszych kierunkach, za-
przątniętych własnymi sprawami. Rozglądałem się wokół, zadziwiony. W życiu
nie widziałem podobnego miasta. Sklep tuż obok sklepu, gospody, tawerny i staj-
nie na każdą kieszeń, a wszystko to rozciągało się daleko jak okiem sięgnąć. Żad-ne miasto w Księstwie Kozim nie było tak wielkie i ludne. Wszedłem na teren,
gdzie królowały ogrody, fontanny, świątynie, teatry, szkoły. W ogrodach wyty-
czono ścieżki wysypane kamykami oraz wyłożone brukiem podjazdy, wijące się
pomiędzy krzewami, statuami i drzewami. Ludzie spacerujący po parku, pieszo
lub w powozach, poubierani byli tak strojnie, że mogliby bez wahania wziąć
udział w najokazalszym święcie w Koziej Twierdzy. Niektórzy mieli na sobie sza-
ty w barwach KsiÄ™stwa Trzody — zÅ‚ocie i brÄ…zie — a przecież nawet ci sÅ‚użący
byli bardziej wystrojeni niż ja kiedykolwiek w życiu.
Oto gdzie książę Władczy spędzał każde lato swego dzieciństwa. Zawsze gar-
dził Kozią Twierdzą, traktował stolicę jak byle mieścinę. Próbowałem sobie wy-
obrazić chłopca wyjeżdżającego stąd jesienią, wracającego do zimnego, pełnego
przeciągów zamku na morskim klifie chłostanym deszczami i wstrząsanym przez
sztormy, wzniesionego nad brudnym portowym miasteczkiem. Nic dziwnego, że
gdy tylko mógł zdecydować, wraz ze dworem przeniósł się tutaj. Zaczynałem
rozumieć księcia Władczego. Rozzłościło mnie to, bo powinno się dobrze znać
człowieka, którego zamierza się zabić, ale nie wolno go rozumieć. Przypomnia-
łem sobie, że zabił własnego ojca, mojego króla, i umocniłem się w postanowieniu osiągnięcia celu.
Wędrując po bogatych dzielnicach, przyciągnąłem niejedno współczujące
spojrzenie. Gdybym był zdecydowany prowadzić żywot żebraczy, tutaj by mi się
dobrze wiodło. Ja jednak szukałem skromniejszych miejsc, gdzie mógłbym usły-
szeć coś o księciu Władczym, o tym jak jest zorganizowana i obsadzona obrona
pałacu. Ruszyłem ku brzegowi rzeki; miałem nadzieję, że nad wodą będę się czuł
swobodniej.
Znalazłem prawdziwą przyczynę istnienia Kupieckiego Brodu. Rzeka zmie-
niała się tutaj w potężne płycizny wysypane żwirem na skalnym podłożu. Roz-
lewała się tak szeroko, że przeciwległy brzeg niknął we mgle, a wody zdawały
się sięgać horyzontu. Widziałem, jak cale stada bydła i owiec przeprawiały się
brodem przez Rzekę Winną. Nieco w dół biegu płaskodenne barki na linach ko-
rzystały z głębszej wody, by przeprawiać nieprzerwany łańcuch najróżniejszych
towarów. W tym właśnie miejscu Księstwo Trzody handlowało z Księstwem Rol-
nym; tutaj wyładowywano dobra płynące w górę rzeki z Księstwa Koziego lub
Niedźwiedziego oraz z dalekich lądów zamorskich, przeznaczone dla bogaczy,
155
którzy mogli sobie na nie pozwolić. W lepszych czasach do Kupieckiego Brodu docierały towary z Królestwa Górskiego i z krain leżących jeszcze dalej. Tutaj
także sprowadzano len, by tkać z niego słynne delikatne płótna, tutaj z konopi
wyrabiano włókna na liny i żagle.
Zaoferowano mi pracę przy wyładowaniu worków z ziarnem z małej barki
i załadunku na wóz. Przyjąłem ją bardziej dla sposobności rozmowy niż tych kil-
ku miedziaków. Niewiele się dowiedziałem. Nikt nie wspominał o szkarłatnych
okrętach ani o wojnie toczącej się na wybrzeżu inaczej, niż w formie żalów: z wybrzeża docierały towary złej jakości, drogie i na dodatek było ich mało. Niewiele mówiono o samozwańcu, tylko pochwały, że świetnie sobie radzi z kobietami,
a i głowę ma mocną do używek. Ku memu zdumieniu mówiło się o księciu Wład-
czym jako o królu z rodu Podniosłych, to jest z linii jego matki. Wreszcie zdecydowałem, że dla mnie lepiej, iż nie nazywał siebie Przezornym. Niech nic mnie
z nim nie Å‚Ä…czy.
Usłyszałem za to wiele o królewskiej arenie, a to, co dotarło do moich uszu,
budziło obrzydzenie.
Idea walki w obronie własnych słów jest w Królestwie Sześciu Księstw znana