Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
..?
- Nie, to inna. Też gruba, tylko ogólnie. Równomiernie. Miała czarne włosy, sztywne jak drut i dużo ich było. Farbowała sobie.
- A...! To już wiem! Myślałam, że ma sztuczne i dlatego ją pamiętam, chociaż widziałam ją wszystkiego trzy razy.
- Zgadza się. Razem chodziłyśmy do szkoły, razem odrabiałyśmy lekcje i ona też wzięła te gorzkie żale od mojej babci. Bezpośrednio. Mogła przekazać młodszemu pokoleniu. Miała córkę, a umarła nie tak dawno, jakieś pięć lat temu, byłam na jej pogrzebie. Nazywała się Kalińska, z męża Drążakowa, a córka wyszła za mąż za jakiegoś Miąśkiewicza czy coś podobnego. Możliwe, że się rozwiodła, tego już nie wiem. To jedna.
Babcia złapała oddech i Elunia zdołała się wtrącić.
- A w jakim wieku była ta córka?
- W jakim wieku...? Czekaj... Pięć lat starsza od twojej matki, bo Klara Kalińska wcześnie zaczęła, nawet szkoły nie skończyła, na małej maturze stanęła, wtedy jeszcze była mała matura. To teraz ma pięćdziesiąt.
- Miała dzieci?
- Miała, dwoje, syn i córka, widziałam je na pogrzebie. Syn trzydziestka na oko, córka młodsza. Więcej o nich nie wiem. Tylko adres znam, bo córka została w mieszkaniu po Klarze.
Elunia grzecznie poprosiła o ten adres i zapisała go sobie. Pogawędka z babcią odpowiadała stanowi jej ducha znacznie bardziej niż twórcza praca.
- Druga osoba, to nasza gosposia, ta co była parę lat w dzieciństwie twojej matki, kiedy pracowałam w redakcji. Młodą dziewczyną ze wsi przyszła, głupia była beznadziejnie, ale przez te parę łat bardzo się wyrobiła. Gorzkie żale złapała od razu i potraktowała je poważnie, widocznie jej się spodobały, zdaje się, że uważała je za elegancką formę anonsu. Nie dość, że mówiła to do telefonu, jak nikogo w domu nie było, dowiedziałam się od znajomych, powtarzali mi oczywiście, to jeszcze, jak otwierała komuś drzwi, mówiła to samo. Wszyscy byli, goście przychodzą zaproszeni, a ona w tych drzwiach rąbie: „Nie ma państwa w domu, wzięli gorzkie żale, poszli na roraty, proszę dalej, proszę dalej”. I wpuszczała ich oczywiście, bo chyba jej brakowało skojarzeń.
- Myślisz, babciu, że jej to zostało?
- Jestem pewna. W nałóg jej weszło.
- I co się z nią stało?
- Po tych paru latach, ośmiu chyba, wyszła za mąż za jakiegoś Władka, który węgiel rozwoził. Przy węglu go właśnie poznała. Nic nie mówiłam, bo dzięki temu dostawaliśmy najlepszy węgiel i prawie uczciwie.
- A jak się nazywała?
- Helenka. A nazwisko... jakoś od drobiu. Kaczka...? Gąska...? O, już wiem, Kurak! Helenka Kurakówna z Sokołowa Podlaskiego.
- Sekundę, babciu! Ja sobie muszę daty zapisać. Kiedy to było?
- Twoja matka miała cztery lata, jak ona przyszła, oblicz sobie. Po co ci to w ogóle?
Elunia wahała się krótko.
- Wszystko ci powiem, babciu, ale najpierw odwalmy te osoby. Już są dwie, rozwojowe. Kto trzeci?
- Trzeciego, szczerze mówiąc, nie jestem taka bardzo pewna - wyznała babcia z westchnieniem. - Bo rozumiesz, moje dziecko, siedziałam tak i przypominałam sobie, do kogo jeszcze ja to mogłam mówić, w końcu nie codziennie człowiek wypowiada takie głupie słowa. No i przypomniałam sobie. Nie tak dawno, wyszło mi, że ze trzy lata temu, byłam u jednych takich. Znajomi znajomych. Głupia historia w ogóle, mieliśmy sobie zagrać w małego pokerka w pięć osób i ledwo przyszłam, wyskoczył im jakiś kłopot. Coś tam rodzinnego, nie pamiętam dokładnie, bo zresztą nikt chyba tego dokładnie nie powiedział, ale w grę wchodziła jakaś mamusia, a może siostra, coś tam, w każdym razie, do załatwienia krótkiego. Może im się dom palił, może ta mamusia zgubiła klucze, a może zamknęła się w piwnicy, naprawdę nie wiem. Dość, że pan domu z jednym gościem pojechali, ochapia mi się, że ten gość, to był jakiś szwagier. Myśmy zostali, to znaczy ja i jeszcze jeden gość, piątego nie było, bo tamci mieli zaraz wrócić, a poker, to poker, nikt z niego nie będzie rezygnował dla głupiego pożaru. Ten piąty przyszedł, zdążył usiąść, znów dzwonek do drzwi. To już był ktoś nadprogramowy, niepotrzebny, ten gość, co ze mną został, poszedł otworzyć, a ja wtedy powiedziałam: „Nie ma państwa w domu, wzięli gorzkie żale, poszli na roraty”. Bo zła byłam, miałam ochotę pograć. Ten siedzący usłyszał, bo zachichotał. No i tyle. Mogło mu się też spodobać, tak jak Helence Kurakównie, i mógł sobie zapamiętać. Więcej możliwości z życiorysu nie wydłubałam i rób sobie z tym, co chcesz.
- A ten siedzący, co chichotał, to w jakim był wieku? - spytała Elunia na wszelki wypadek. - Jak wyglądał?
- Tak zwyczajnie, że go wcale nie pamiętam. No, śliczny nie był. Gówniarz poza tym. Trzydziestu lat nie miał...
Elunię nagle coś tknęło.
- Babciu, a czy przypadkiem on nie miał nosa...
- Miał nos, moje dziecko, gdyby nie miał nosa, każdy by go zapamiętał. Nawet stara sklerotyczka.