Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Teraz rozumiem. Mężczyzna usiłował się uwolnić.
- Boże, ty zwariowałeś!
Shean wpatrywał się w niego.
- Nie wzywaj lepiej imienia Bożego nadaremno.
II.
Dotarli na pusty parking. Za gęstą zasłoną drzew Shean cofnął furgonetkę tak starannie, że prawie dotykała pnia kasztanowca. Zgasił silnik i uśmiechając się wysiadł.
- Zaraz wracam - powiedział i wesoło pomachał gumowym wężem.
Nasadził jeden koniec na rurę wydechową, otworzył tylne drzwiczki i przygiął wąż tak, że drugi znalazł się w środku. Znowu włączył silnik i cofnął samochód. Tylne drzwiczki były teraz unieruchomione i przytrzymywały gumowy przewód. Silnik cały czas pracował. Wnętrze furgonetki zaczęło wypełniać się gęstymi gryzącymi spalinami.
- Chryste! - zawołał mężczyzna. - Miałem rację! Pieprzony świr z ciebie!
- Jeżeli się będziesz tak podniecać - ostrzegł go Shean zimno - nie uda ci się wstrzymać oddechu.
Mężczyźnie oczy się rozszerzyły. Otoczony siną mgiełką zaczął kasłać.
Shean uszczelnił śpiworami szpary w tylnych drzwiczkach i sprawdził, czy okna są dobrze zamknięte. Pod wpływem impulsu włączył na odchodnym radio.
Spodziewał się czegoś bardziej przeraźliwego niż heavy-metal rock, a usłyszał zapowiedź: “Linda Ronstadt i orkiestra Nelsona Riddla”.
Ronstadt, której gardłową interpretację “When Will I Be Loved” i ”Back in the USA” miał żywo w pamięci, zaczęła śpiewać standardy z lat czterdziestych w zupełnie odmiennej aranżacji niż ckliwe zagrania Franka Sinatry dokonywane dla firmy Capitol w latach pięćdziesiątych. Poczuł zawrót głowy.
Kasłanie więźnia sprowadziło go z powrotem na ziemię. Spaliny v furgonetce zgęstniały.
- Nie mam już czym oddychać - charczał mężczyzna. - Nie...
Shean zamknął drzwi. Przeszedł się białą, widoczną z samochodu ścieżką do mostku nad strumykiem. Wrzucił do wody kilka kamyków, powietrze było chłodne i słodkawe.
Z wyraźną obojętnością zerknął za siebie na samochód. Gęsty dym w kabinie przesłaniał to, co się działo w środku. Shean dostrzegł jednak, że mężczyzna szarpie się w fotelu. Ale ważniejsze, że więzień też go mógł widzieć. Shean rozprostował ramiona i oparł się i poręcz. Usłyszał krzyki z samochodu.
Chwilę potem, kiedy wołanie zaczęło słabnąć, niespiesznie zszedł mostku i białą ścieżką wrócił do samochodu. Otworzył drzwiczki id strony kierowcy i zgasił silnik.
- Jak się masz?
Twarz więźnia była sina, powieki półprzymknięte. Wiatr wywiał kabiny trochę spalin i Shean łagodnie poklepał go po policzkach.
- Nie zasypiaj. Pytam, jak się czujesz.
Mężczyźnie zbierało się na wymioty.
- Ty skurwysynu.
- Co, aż tak dobrze się trzymasz?
Agent zaniósł się kaszlem, rozpaczliwie próbując oczyścić płuca.
- Dałeś mi słowo, ty draniu.
- Jakie słowo?
- Przyrzekłeś, że obejdzie się bez tortur i zabijania.
- Przecież dotrzymałem obietnicy. Jeśli cierpisz, sam jesteś sobie winny. Uduszenie spalinami uchodzi za środek łagodny. Jak zasypianie. Odpręż się i daj się nieść fali. Nie dręcz sam siebie.
Mężczyzna charczał, oczy miał czerwone, załzawione.
- I dalej twierdzisz, że nie chcesz mnie zabić.
Shean wyglądał na obrażonego.
- Oczywiście. Nie mam najmniejszego zamiaru pozwolić ci umrzeć.
Mężczyzna zmrużył oczy.
- To w takim razie co?
- Mam kilka pytań. Jeśli nie odpowiesz, zaaplikuję ci następną dawkę spalin. A jeśli będzie trzeba, to jeszcze jedną. Tlenek węgla odniesie skutek. Ale jedynie ty będziesz mógł ocenić jego działanie, chociaż zawsze istnieje ryzyko, że twój umysł na tyle osłabnie, że przegapisz moment, w którym powinieneś przestać milczeć.
- Myślisz, że boję się śmierci?
- Powtarzam, tu nie o śmierć chodzi. Przeżyjesz.
- To po co, do cholery, miałbym mówić?
- Bo czeka cię coś gorszego niż śmierć. Jeśli nie zaczniesz mówić - Shean podrapał się w brodę - grozi ci uszkodzenie mózgu. Trwałe.
Mężczyzna zbladł.
- Będziesz jak roślina.
- Powinni byli mnie uprzedzić.
- O czym?
- Jak dobrze znasz się na tej robocie. Od kiedy się ocknąłem, nie przestajesz mącić mi w głowie. Już z pół tuzina razy zmieniłeś twarz. Cały czas nie dajesz mi dojść do siebie. Wariat? Do diabła, jesteś tak samo normalny jak każdy.
Shean ponownie włączył silnik i zamknął drzwi.
III.
Po dwóch następnych seansach agent zaczął odpowiadać na pytania. Trwało to trochę. Mówił bezładnie, urywanymi zdaniami. Shean zmuszał się do zachowania cierpliwości, ale przynajmniej miał pewność, że więzień mówi prawdę. Tlenek węgla do tego stopnia go oszołomił, że znikły jakiekolwiek opory. Pod tym względem działał podobnie jak amytal sodu. W dwie godziny później Shean dowiedział się mniej więcej wszystkiego, co spodziewał się z rannego wydobyć.