Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
To było coś jak potworny balon,
wypełniający do ostatnich granic wszystkie pomieszczenia, w jakich się znajdowałam,
otaczający mnie dookoła jak powietrze, gnębiący mnie bez przerwy i bez chwili wy-
tchnienia. Musiałam się go wreszcie pozbyć! Gdyby nie znienawidzony artykuł, niewąt-
pliwie już wcześniej wymyśliłabym coś głupiego, zrobiłabym to co wymyśliłam, zepsu-
łabym wszystko, bo miałam stanowczo za mało danych, żeby zadziałać inteligentnie.
Nie włączyłam się więc jeszcze, tylko zaczęłam myśleć między jednym a drugim prze-
pisywanym zdaniem, co nie wpływało najlepiej ani na przepisywanie, ani na rezultaty
myślenia.
Sensu w tym wszystkim nie ma za grosz. Dzwoni do mnie banda przestępców, z du-
żym uporem informując mnie o jakiejś idiotycznej akcji i domagając się poleceń. Można
z tego wywnioskować, że zostałam mianowana zaocznie hersztem szajki opryszków.
Akcja jest niewątpliwie nielegalna, bo żadna legalna instytucja tak głupio nie działa.
„...zespoły artystyczne prowadzą ożywioną działalność przestępczą”. Zatrzymałam
się, wyiksowałam „przestępczą” i pisałam dalej, równocześnie usiłując myśleć logicz-
nie. Co on rozumiał, mówiąc „schodzimy”? Skąd mógł schodzić w warunkach war-
szawskich? Ze statku nie, za zimno, statki nie kursują, szczytu góry w Warszawie nie ma.
Schodów, owszem, jest do diabła i trochę, mogli schodzić na przykład z jakiegoś stry-
chu, na którym byli zaczajeni... „ruchome ścianki pozwalają na dowolną synchroniza-
cję pomieszczeń...”
Do diabła, nie synchronizację, tylko użytkowanie! Albo zrezygnuję na razie z jednej
z dwóch wykonywanych równocześnie czynności, albo dostanę fijoła! Po namyśle zre-
84
85
zygnowałam z przepisywania.
Uznałam, że muszę się zająć zagadnieniem poważnie. Jedna nie wyjaśniona tajem-
nica w życiu w zupełności mi wystarczy, drugiej sobie stanowczo nie życzę. A być może
uda mi się wykryć jakieś wspaniałe przestępstwo i ojczyzna będzie mi wdzięczna do
grobowej deski.
Oczywiście uczyniłam to, co się zawsze w takich wypadkach robi. Dokonałam szcze-
gółowego spisu posiadanych wiadomości, które, utrwalone czarno na białym, wydały
mi się niesłychanie głupie, ponieważ nic z nich nie mogłam zrozumieć.
Doszłam jedynie do pewnych oderwanych spostrzeżeń.
Użyłam słowa „stanowiska”, a mój rozmówca nie okazał zdziwienia. Wobec tego na-
leży przyjąć, że schodzili nie ze schodów, tylko ze stanowisk. Stanowiska były w rejonie.
Co to jest rejon? Takie określenie dotyczy zazwyczaj miejsca, ale to miejsce to może być
równie dobrze fragment ulicy, dzielnica miasta, jak i wszystkie pola, lasy i łąki na tere-
nie całego kraju. Powietrza pod uwagę nie brałam, bo byłam zdania, że przy ustalaniu
wysokości nad poziomem morza, podawaliby jakieś informacje o pogodzie, tak jak na
przykład dla szybownictwa.
Banda jest liczna, bo po pierwsze za każdym razem dzwoni do mnie ktoś inny, a po
drugie mówili o sobie w liczbie mnogiej. Mają jakiegoś szefa. Szefa...
Przy szefie coś mnie tknęło, ale nie wiedziałam co. Ten szef powinien mi dać coś
do zrozumienia. Myślałam przez chwilę, nic nie wymyśliłam i zostawiłam szefa w spo-
koju.
Nadmiar znaków pisarskich, którym mnie cały czas uszczęśliwiają, to może być
wszystko, od materiałów budowlanych począwszy, a na szpiegach wrogiego państwa
skończywszy. Szczerze mówiąc, wolałabym szpiegów niż cegły. Trzeba będzie zrobić
sobie spis wszystkich odpowiednich słów na M, na A i na B i zobaczyć, co z tego wy-
niknie...
Jedyna rzecz, jaką podają wyraźnie, to czas. Jestem świetnie zorientowana, kiedy
się coś dzieje, tylko nie mam pojęcia, co i gdzie. Przez krótką chwilę błysnęła mi myśl,
żeby może dzwonić do wszystkich komend milicji w całej Polsce, pytając, czy się przy-