Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Jest to już wprawdzie postęp w porównaniu z innymi ssakami, u których samice wykazują gotowość do przyjęcia samca tylko w ciągu krótkiego okresu właściwej owulacji, ale u naszego gatunku ta charakterystyczna dla prymatów tendencja do przedłużania okresu receptywności osiągnęła postać skrajną, bo kobieta zachowuje pobudliwość seksualną właściwie nieprzerwanie. Ponadto u samic małp wszelka aktywność seksualna wygasa zaraz po zajściu w ciążę i nie zostaje wznowiona przez cały okres karmienia niemowlęcia. U nas natomiast życie płciowe rozciąga się na obydwa te okresy: spółkowanie ulega poważniejszemu ograniczeniu tylko na krótki czas bezpośrednio przed i po porodzie.
Nie ma więc wątpliwości: naga małpa jest "najerotyczniejszym" ze wszystkich dzisiejszych prymatów. Przyczyn tego stanu rzeczy musimy szukać w historii ewolucyjnej naszego gatunku. Co takiego właściwie tam zaszło? Po pierwsze, małpa ta, by przeżyć, musiała zacząć polować. Po drugie, musiała mieć sprawniejszy mózg, żeby nadrobić brak przystosowań swego ciała do łowieckiego trybu życia. Po trzecie, musiała wydłużyć swe dzieciństwo, żeby mózg zyskał czas wystarczający na rozrost i na edukację. Po czwarte, samice musiały "zostawać przy dzieciach", gdy samce ruszały na łowy. Po piąte, samce musiały zacząć ze sobą współdziałać w trakcie łowów. Po szóste, musiały przyjąć postawę wyprostowaną i używać broni, by łowy były skuteczne. Nie próbuję tu sugerować, że wszystkie te zmiany zachodziły w tej właśnie kolejności; przeciwnie, postępowały one niewątpliwie stopniowo i równoległe, w ten sposób, że jedna modyfikacja ułatwiała drugą. Wyliczam tu po prostu sześć głównych, zasadniczych przeobrażeń, które dokonały się w toku ewolucji małpy drapieżnej. W przeobrażeniach tych, jak sądzę, zawarte są wszystkie składniki konieczne do wytworzenia dzisiejszej złożoności naszych zachowań seksualnych.
Zacznijmy przede wszystkim od stwierdzenia, że łowcy, oddalając się od obozowiska, musieli być pewni wierności pozostawionych tam samic. U samic zatem musiała wytworzyć się skłonność do wiązania się z jednym partnerem w trwałą parę. Ponadto, jeśli słabsze samce miały współpracować z innymi w łowach, trzeba im było dać więcej uprawnień seksualnych. Organizacja seksualna musiała ulec demokratyzacji, samice trzeba było bardziej sprawiedliwie "rozdzielić" pomiędzy samców. U samców też rozwinąć się musiała gotowość do współżycia z jedną partnerką, tym bardziej że samce te były już uzbrojone, wskutek czego rywalizacje seksualne byłyby znacznie niebezpieczniejsze. Wreszcie, powolny rozwój niemowląt wymagał znacznie zwiększonej opieki ze strony rodzicielskiej; obowiązki te musieli wziąć na siebie i matka, i ojciec, co także sprzyjało wytwarzaniu się trwałej więzi między partnerami.
Biorąc tę sytuację za punkt wyjścia, możemy teraz przyjrzeć się dalszemu biegowi rzeczy. N aga małpa musiała nabyć zdolności do zakochania się, do silnego przywyknięcia do jednego tylko seksualnego partnera. Jakkolwiek by to ująć -wychodzi więc zawsze na jedno. Ale jak tego udało się dokonać? Jako przedstawiciel prymatów, istota ta miała już tendencję do tworzenia krótkotrwałych związków -na okres kilku godzin, być może nawet kilku dni -ale teraz związki te trzeba było zintensyfikować i przedłużyć. Jednym z czynników, który do tego dopomógł, było jej własne długotrwałe dzieciństwo. Ten wieloletni okres rozwoju dawał sposobność do wytworzenia głębokiej więzi uczuciowej z rodzicami, więzi znacznie silniejszej i trwalszej niż cokolwiek, czego doświadczyć mogą w młodości inne małpy. Utrata tej więzi z rodzicami po osiągnięciu dojrzałości i samodzielności zostawiałaby "pustkę uczuciową"; rodziła się zatem silna potrzeba wypełnienia tej luki nową, równie potężną więzią.
Opisana sytuacja mogła wystarczyć do pojawienia się i zintensyfikowania takiej potrzeby, ale żeby ową nowo powstałą więź utrzymać przez czas dostatecznie długi do założenia rodziny i wychowania potomstwa, niezbędne były dodatkowe zabezpieczenia. Trzeba było nie tylko móc się zakochać, ale i trwać w miłości. Wydłużona i skomplikowana faza zalotów sprzyjała zakochaniu się, lecz do utrzymania trwałości owego zakochania trzeba było czegoś więcej. Najprościej cel ten osiągnąć można było przez uczynienie współżycia pary nagich małp źródłem większej satysfakcji. Innymi słowy sprawić, by seks musiał stać się bardziej nasycony erotyką.