Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Wieprzowe kiełbaski od rzeźnika zawierają wiele żywych świńskich komórek. Przy możliwościach dzisiejszej biotechnologii można by nawet wyklonować z nich dorosłą świnię. Mózg człowieka mógł przestać funkcjonować, ale jego ciało -z pomocą medycyny -działa dalej. Istnieje przynajmniej tuzin różnych kombinacji chromosomów płciowych w ciele człowieka, z których tylko XX reprezentuje tradycyjną kobietę, a XY tradycyjnego mężczyznę.
Wprawdzie historia Wielkiego Wybuchu to naukowa opowieść o rozpoczynaniu się, jednak nasuwa poważne pytania o stawanie się. Teoria Wielkiego Wybuchu to piękny kawałek nauki -prawie idealnie zgodny z dzisiejszym obrazem świata atomowego i subatomowego, z różnymi rodzajami atomów, ich protonami i neutronami, chmurami elektronów, a także bardziej egzotycznymi cząsteczkami, jakie dostrzegamy, kiedy promieniowanie kosmiczne trafia w naszą atmosferę albo kiedy drażnimy bardziej typowe cząsteczki, zderzając je ze sobą bardzo mocno. Teraz, gdy fizycy “odkryli”, a może wynaleźli, rzekomo “podstawowe” składniki tych typowych cząsteczek (bardziej egzotyczne obiekty nazywają się kwarkami, gluonami... przynajmniej nazwy brzmią znajomo), zaczynają się zastanawiać, czy istnieją kolejne warstwy, głębsze, jeszcze bardziej “podstawowe”.
Żółwie coraz dalej w dół?
Czy fizyka sięga do samego dołu, czy też zatrzymuje się na pewnym poziomie? Jeśli się zatrzymuje, to czy jest to Ostateczna Tajemnica, czy po prostu punkt, poza którym zawodzi sposób myślenia fizyków?
Występuje tu poważnym problem koncepcyjny, gdyż wszechświat jest “stawaniem się”, procesem, a my chcemy go sobie wyobrażać jako rzecz. Nie tylko dziwi nas, że wszechświat był kiedyś całkiem inny, że cząsteczki zachowywały się inaczej, że wszechświat “wtedy” stał się wszechświatem “teraz”, a może kiedyś przestanie się rozszerzać i skurczy do punktu w Wielkim Zgniocie. Wszyscy obserwujemy, jak niemowlęta stają się dziećmi, a potem dorosłymi, ale takie procesy zawsze nas zaskakują - lubimy, kiedy rzeczy zachowują ten sam charakter. Dlatego właśnie naszym umysłom tak trudno poradzić sobie ze “stawaniem się”.
* * *
W tych pierwszych chwilach wszechświata pojawia się kolejny element, który jeszcze trudniej sobie wyobrazić. Skąd się wzięły Prawa? Dlaczego istnieją takie obiekty jak protony, elektrony, kwarki i gluony? Zwykle rozbijamy procesy na dwa koncepcyjnie odmienne zjawiska przyczynowe: warunki początkowe i reguły, w myśl których ulegają zmianie w miarę upływu czasu. Weźmy dla przykładu Układ Słoneczny. Warunki początkowe to pozycje i prędkości planet w pewnym wybranym momencie. Reguły to prawa grawitacji i ruchu, które mówią nam, w jaki sposób te pozycje i prędkości będą się zmieniać. Ale na początku wszechświata... Warunków początkowych, jak się zdaje, w ogóle tam nie było. Nawet “tam” wtedy nie było. Czyli wszystko stało się dzięki regułom. Skąd się wzięły? Czy musiały być wymyślone? Czy tkwiły po prostu w jakimś niewyobrażalnym, bezczasowym pseudoistnieniu, czekając, aż zostaną przywołane? Czy może rozwinęły się w najwcześniejszych chwilach, kiedy Coś się pojawiło - tak że wszechświat tworzył własne reguły równocześnie z czasem i przestrzenią?
W trakcie stawania się jego pierwszych chwil, nasz wszechświat zmieniał swój stan, zmieniał reguły, do których się stosował. W tym względzie przypominał trochę płomień, który zmienia stan według własnej dynamiki, i materiał, który ulega spalaniu. Wszystkie płomienie są mniej więcej tego samego kształtu, ale nie dziedziczą go po “rodzicach”. Kiedy podpalimy kawałek papieru, płomień tworzy się od zera, wykorzystując zasady zewnętrznego świata.