Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Jednego zabili Saksoni, miaÅ‚ na imiÄ™ Konstantyn, po królu, który nawróciÅ‚ tÄ™ wyspÄ™. Drugi zmarÅ‚ na gorÄ…czkÄ™, kiedy miaÅ‚ zaledwie dwanaÅ›cie lat. Ambrozjusz wciąż powtarzaÅ‚, że ja staÅ‚em siÄ™ synem, jakiego chciaÅ‚ mieć... – Uther ukryÅ‚ znów twarz w dÅ‚oniach i zaszlochaÅ‚. – ChciaÅ‚ zrobić mnie również swym spadkobiercÄ…, ale inni królowie nie chcieli o tym sÅ‚yszeć. Uznawali mnie jako diuka wojny, ale byli zazdroÅ›ni o moje wpÅ‚ywy, najgorszy byÅ‚ ten przeklÄ™ty Lot. Być Najwyższym Królem... Nie dla ambicji, Igriano, przysiÄ™gam, ale po to, by dokoÅ„czyć to, czego nie zdążyÅ‚ Ambrozjusz!
– MyÅ›lÄ™, że wszyscy to wiedzÄ… – powiedziaÅ‚a, gÅ‚aszczÄ…c jego dÅ‚oÅ„.
Czuła się porażona jego rozpaczą.
– Nie myÅ›lÄ™, by Ambrozjusz mógÅ‚ być szczęśliwy, nawet w niebie, jeÅ›li patrzy w dół i widzi ten smutek i zamieszanie, królów już spiskujÄ…cych, a każdy patrzy tylko, jak zagarnąć dla siebie najwiÄ™cej wpÅ‚ywów i wÅ‚adzy! Zastanawiam siÄ™, czy byÅ‚oby zgodne z jego wolÄ…, żebym zamordowaÅ‚ Lota, by przejąć wÅ‚adzÄ™? KiedyÅ› kazaÅ‚ nam zaprzysiÄ…c braterstwo krwi i tej przysiÄ™gi nie zÅ‚amiÄ™ – powiedziaÅ‚ Uther.
Jego twarz była wilgotna od łez. Igriana chwyciła swój cienki welon i osuszyła mu oczy, jakby był jej dzieckiem.
– Wiem, że cokolwiek zrobisz, Utherze, zrobisz zgodnie z honorem. Nikomu innemu Ambrozjusz nie ufaÅ‚ tak, jak tobie.
Oślepił ich nagły blask pochodni. Igriana zamarła na gałęzi, welon wciąż trzymała przy twarzy Uthera.
– Czy to ty, panie Pendragonie? – spytaÅ‚ ostry gÅ‚os Gorloisa. – Czy nie widziaÅ‚eÅ›... o! Pani, ty tutaj?
Igriana zaskoczona i wobec tego ostrego głosu Gorloisa ogarnięta nagle poczuciem winy, zeskoczyła z gałęzi. Jej suknia zahaczyła o wystający sęk i zadarła się, odsłaniając jej lniane pantalony. Pospiesznie pociągnęła suknię w dół i usłyszała trzask rozrywanej tkaniny.
– MyÅ›laÅ‚em, że siÄ™ zgubiÅ‚aÅ›, nie byÅ‚o ciÄ™ w naszej kwaterze – powiedziaÅ‚ Gorlois ochryple. – Co ty tu robisz, na niebiosa?
Uther ześlizgnął się z gałęzi. Człowiek, którego widziała przed chwilą bezbronnego, łkającego nad utratą swego króla i przybranego ojca, przytłoczonego ciążącą na nim odpowiedzialnością, zniknął w mgnieniu oka. Jego głos zabrzmiał mocno i zdecydowanie:
– Cóż, Gorloisie, znudziÅ‚y mnie te księże zawodzenia i wyszedÅ‚em poszukać Å›wieżego powietrza, wolnego od pobożnych pieÅ„. A twoja pani, która stwierdziÅ‚a, że trajkotanie dobrych niewiast niezbyt leży w jej guÅ›cie, tu siÄ™ na mnie natknęła. Pani, dziÄ™kujÄ™ ci – powiedziaÅ‚, oddajÄ…c jej ukÅ‚on, i odszedÅ‚.
Spostrzegła, że uważał, by trzymać twarz bezpiecznie poza światłem pochodni. Gorlois, teraz sam na sam z Igrianą, spojrzał na nią podejrzliwie. Gestem rozkazał jej iść przed sobą.
– Moja pani, powinnaÅ› być ostrożniejsza, by uniknąć plotek. PowiedziaÅ‚em ci, byÅ› trzymaÅ‚a siÄ™ z daleka od Uthera. On ma takÄ… reputacjÄ™, że żadna cnotliwa kobieta nie powinna być przyÅ‚apana na rozmowie z nim na osobnoÅ›ci.
Igriana odwróciła się ze złością.
– To tak wÅ‚aÅ›nie o mnie myÅ›lisz, że jestem kobietÄ…, która ukradkiem wymyka siÄ™, by parzyć siÄ™ z obcym mężczyznÄ… na dworze, jak zwierzÄ™? Czy myÅ›lisz może, że Å‚Ä…czyÅ‚am siÄ™ z nim na tej gaÅ‚Ä™zi drzewa jak jakiÅ› ptaszek? A może chcesz obejrzeć mojÄ… szatÄ™, czy nie jest pognieciona od leżenia z nim na ziemi?
Gorlois podniósł rękę i uderzył ją, niezbyt mocno, w usta.
– Nie bÄ™dziesz przede mnÄ… odgrywaÅ‚a zÅ‚oÅ›nicy, pani! KazaÅ‚em ci go unikać i masz mi być posÅ‚uszna! WierzÄ™, że jesteÅ› uczciwa i cnotliwa, ale nie ufam temu mężczyźnie. Nie chcÄ™ też, byÅ› dostaÅ‚a siÄ™ na jÄ™zyki kobiet!
– O, z pewnoÅ›ciÄ… nikt nie ma bardziej zdrożnych myÅ›li niż te wasze dobre kobiety! Gorsi sÄ… jeszcze tylko księża! – powiedziaÅ‚a z wÅ›ciekÅ‚oÅ›ciÄ…. MasowaÅ‚a usta w miejscu, gdzie uderzenie Gorloisa rozcięło jej wargÄ™ o zÄ™by. – Jak Å›miesz podnosić na mnie rÄ™kÄ™! JeÅ›li ciÄ™ zdradzÄ™, możesz mi nawet odbić miÄ™so od koÅ›ci, ale nie bÄ™dÄ™ bita za sÅ‚owa! Czy ty sobie wyobrażasz, na wszystkich Bogów, że my rozmawialiÅ›my o miÅ‚oÅ›ci?
– A o czym, na Boga, mogÅ‚aÅ› o tej porze rozmawiać z tym mężczyznÄ…?
– RozmawialiÅ›my o wielu rzeczach – powiedziaÅ‚a Igriana – najwiÄ™cej o Ambrozjuszu w niebie, tak... o niebie i o tym, czego czÅ‚owiek może siÄ™ spodziewać po Å›mierci.
Gorlois rzucił jej podejrzliwe spojrzenie.
– Nie bardzo w to wierzÄ™, przecież on nawet nie potrafiÅ‚ okazać zmarÅ‚emu szacunku, zostajÄ…c na Å›wiÄ™tej mszy.