Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Gundhalinu ruszyÅ‚ od razu, patrzyÅ‚a, jak klÄ™ka kolejno przy zatrzymanych i szuka u nich broni...Opat zszedÅ‚ z muru i ruszyÅ‚ przez dziedziniec w stronÄ™ domu goÅ›cinnego...Nie ruszy³y ani na podkowê wprzód...RuszyÅ‚ w dalszÄ… drogÄ™...Osoby, które sÄ… w Klubie po raz pierwszy mogÄ… podać adres i telefon...– Ksi, ksi, ksi, Poiret! – krzyknÄ…Å‚ malarz...Nagle zwolnili kroku, wydawaÅ‚o im siÄ™, że toczÄ… przed sobÄ… ciężki gÅ‚az...A potem nadeszÅ‚a groza...Majora Majora od poczÄ…tku przeÅ›ladowaÅ‚y trzy nieszczęścia: jego matka, jego ojciec i Henry Fonda, do którego major Major byÅ‚ nieco podobny...nabycia pożytków, § 113, 2 • bonorum — oddzielenie majÄ…tków (w inte- resie wierzycieli spadkodawcy), § 161, 4a...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Kiedy tam dojechaÅ‚, kustosz - ruchliwy, promienny Rosjanin niewielkiego wzrostu, w oku­larach o grubych soczewkach - wÅ‚aÅ›nie otwieraÅ‚ muzeum. WszedÅ‚ za nim do starego budynku o kopulastym dachu, gdzie unosiÅ‚o siÄ™ stÄ™chÅ‚e powietrze, a ich kroki odbijaÅ‚y siÄ™ gÅ‚oÅ›nym echem.
- Chciałbym się dowiedzieć, czy odwiedziło was dziś rano trzech ludzi? Miałem się tu z nimi spotkać, ale jak sami widzicie, spóźniłem się.
- Mieli szczęście, że pracowaÅ‚em rano - odrzekÅ‚ kustosz. -1 jeszcze wiÄ™ksze, że ich wpuÅ›ciÅ‚em. Rozumiecie, muzeum otwarte jest od ós­mej trzydzieÅ›ci. Ale skoro siÄ™ tak spieszyli... - UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ o wzru­szyÅ‚ ramionami.
- Bardzo się więc... spóźniłem? - Dołgich udał rozczarowanie.
- Może z dziesięć minut. - Kustosz ponownie wzruszył ramionami. . - Mogę wam przynajmniej powiedzieć, dokąd pojechali.
- Byłbym bardzo wdzięczny, towarzyszu - powiedział Dołgich, idąc za nim do jego prywatnych apartamentów.
- Towarzyszu? - Kustosz przyjrzaÅ‚ mu siÄ™ uważniej, wytrzeszczajÄ…c oczy, ukryte za grubymi szkÅ‚ami. - NieczÄ™sto sÅ‚yszy siÄ™ to sÅ‚owo w tych stronach, że tak powiem, na pograniczu. MogÄ™ spytać, kim jeste­Å›cie?
Dołgich pokazał legitymację KGB.
- Pomówmy zatem oficjalnie - rzekł. - Nie mam zbyt dużo czasu, jeśli więc nie powiecie mi, czego tutaj szukali i dokąd pojechali... Kustosz przygasł, nie wyglądał na uszczęśliwionego.
- Czy sÄ… poszukiwani?
- Nie, jedynie pod obserwacjÄ….
- OburzajÄ…ce. A wyglÄ…dali tak sympatycznie...
- W dzisiejszych czasach trzeba uważać - stwierdziÅ‚ DoÅ‚gich. - Cze­go chcieli?
- Zobaczyć mapę. Szukali pewnej wioski u podnóża gór - Mufo Aldo Ferenc Jaborow.
- Cholernie długie! - skomentował agent. - A powiedzieliście im, gdzie to jest?
- Nie. - Kustosz pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…. - Tylko, gdzie to kiedyÅ› byÅ‚o, a i tego nie jestem pewien. Popatrzcie tutaj. - PokazaÅ‚ DoÅ‚gichowi plik starych map, rozÅ‚ożonych na stole. - Pod żadnym wzglÄ™dem nie sÄ… dokÅ‚adne. Najstarsza liczy sobie okoÅ‚o czterystu pięćdziesiÄ™ciu lat. OczywiÅ›cie, to kopie, a nie oryginaÅ‚y. Ale jeÅ›li spojrzycie tutaj, zoba­czycie KoÅ‚omyjÄ™. - PoÅ‚ożyÅ‚ palec na jednej z map. - A tutaj...
- Ferengi?
- Jeden z tej trójki, jak sądzę, Anglik, chyba wiedział, gdzie szukać - potwierdził kustosz. - Ledwie zobaczył na mapie nazwę "Ferengi", bardzo się ożywił. I zaraz potem odjechali.
Dołgich potakiwał, studiując uważnie mapę.
- To na zachód stąd - zastanawiał się. -1 nieco na pomoc. Jaka skala?
- OkoÅ‚o jednego centymetra na pięć kilometrów. Ale, jak już mó­wiÅ‚em, nie można ufać jej wiernoÅ›ci.
- Czyli niespełna siedemdziesiąt kilometrów - agent skrzywił się. -U podnóża gór. Macie współczesną mapę?
- O tak - westchnął kustosz. - Jeśli zechcecie pójść tędy...
Od KoÅ‚omyi wiodÅ‚a na północ, do Iwano-Frankowska, nowa, nie wykoÅ„czona jeszcze trasa. SmoÅ‚owana nawierzchnia zapewniaÅ‚a do­brÄ… jazdÄ™, co Krakowiczowi, Quintowi i Gulcharowowi wydawaÅ‚o siÄ™ przyjemnÄ… odmianÄ… po wyboistych drogach, prowadzÄ…cych tu z Bu­karesztu przez RumuniÄ™ i MoÅ‚dawiÄ™. Na zachodzie wznosiÅ‚y siÄ™ Kar­paty, mroczne, pokryte lasami i niewyraźne nawet w Å›wietle poranka,
Na wschodzie zaś, aż po odległy, przymglony horyzont rozciągała się łagodna szarozielona równina.
OsiemnaÅ›cie mil dalej, jadÄ…c w kierunku Iwano-Frankowska, mi­nÄ™li zjazd w lewo, prowadzÄ…cy ku mglistym górom. Quint poprosiÅ‚ Gulcharowa, aby zwolniÅ‚. Sam nakreÅ›liÅ‚ na schematycznej mapce, którÄ… naszkicowaÅ‚ w muzeum, jednÄ… UniÄ™.
- To szlak, jakiego szukamy - stwierdził.
- Tu jest barierka - zaoponował Krakowicz. -1 zakaz wjazdu. Ta droga to ślepy zaułek.
- Mimo to czuję, że powinniśmy w nią skręcić - nalegał Quint. Krakowicz też to odczuł. Jakiś wewnętrzny czujnik ostrzegał go, że nie należy tędy jechać, a więc prawdopodobnie Quint miał rację.
- Czyha tam jakieś niebezpieczeństwo - powiedział Rosjanin.
- Mniej więcej tego się spodziewaliśmy - odparł Quint. - Po to tu jesteśmy.
- Zgoda. - Krakowicz zacisnÄ…Å‚ wargi i pokiwaÅ‚ gÅ‚owa. OdwróciÅ‚ siÄ™ do Gulcharowa, ale byÅ‚y żoÅ‚nierz już zwalniaÅ‚. Dalej bliźniacze pasma autostrady zbiegaÅ‚y siÄ™ w jedno. Zobaczyli brygadÄ™ drogowców, pra­cujÄ…cÄ… nad poszerzeniem trasy. Walec parowy, sunÄ…cy tuż za wylewa­jÄ…cÄ… smoÅ‚Ä™ ciężarówkÄ…, prasowaÅ‚ dymiÄ…cy makadam. Gulcharow za­wróciÅ‚ samochód. Krakowicz poleciÅ‚ mu stanąć.
Sam wysiadł, żeby znaleźć brygadzistę i porozmawiać z nim.
- Co jest grane? - zawołał do niego Quint.
- Grane? Mhm! ChcÄ™ siÄ™ dowiedzieć, czy znajÄ… te strony. Może uda mi siÄ™ zwerbować ich do pomocy? PamiÄ™taj, że jeÅ›li odkryjemy za­mek, trzeba bÄ™dzie zniszczyć to, co tam znajdziemy!
Quint został w samochodzie. Patrzył jak Krakowicz zbliża się do robotników i rozmawia z nimi. Wskazali na barak, stojący nieco dalej. Szef Wydziału E udał się w tamtym kierunku. Po dziesięciu minutach wrócił z brodatym olbrzymem w wypłowiałym kombinezonie.