Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Rola pokrewiestwa zdaje si zreszt znacznie wiksza przy aktach pomocy typu wybr midzy yciem a mierci, ni wybr komu wyrzdzi drobn przysug...Dobbs i Joe Głodomór nie wchodzili w grę, podobnie jak Orr, który znowu majstrował przy zaworze do piecyka, kiedy zgnę­biony Yossarian przykuśtykał do...Przy przydziaach do pracy nie uwzgldniano ycze pracownikw Polakw poza specjalistami niektrych dziedzin co do rodzaju i miejsca pracy...Na koszuli noszono suknię-kaftan, przy czym wypada rozróżnić dwie odmiany: zwykłą, prostą tunikę opadającą do połowy łydek, i bardziej wymyślną, która...Stos ca³y listów i rozmaitych papierów le¿a³ przy nim na niskim stoliku, ca³a œwie¿o nadesz³a poczta dzisiejsza, któr¹ zwykle sam odbiera³...Uwagi odnoszce si do interwau sukcesywnego s w duej mierze aktualne przy rozpatrywaniu interwau symultatywnego...Ze swego krzesła na podwyższeniu widział dokładnie stół z mapami, przy którym podporucznicy bez hełmów na głowach sprawdzali raporty zwiadowców i przesuwali...poczciwy Chapsal i Noël dlatego tylko jest tolerowany, że wypada przy sposobności ortogra- ficznie napisać francuski bilecik, inaczej dosyć by było...Osobną grupę stanowią tutaj testy projekcyjne, polegające na nieświadomym przenoszeniu własnych emocji, postaw, nastawień przy interpretowaniu materiału...Sonia Karnell odgarnęła krótko przycięte ciemne włosy z czoła i żeby przy- podobać się Berlinowi, zabrała się do swego melona...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Czekając, aż skończy, spojrzała na ofiarę leżącą bezradnie na boku; skrzywiła się i podeszła bliżej, by spojrzeć jej w twarz.
- Och... - W mętnym świetle dojrzała młodą twarz o rudych włosach i zbielałych z przerażenia oczach, usłyszała nierówny, szarpany oddech. Opadła obok na kolana. Gundhalinu przeszukiwał ostatniego z pojmanych. - BZ, znajdź kluczyki do kajdanek, którymi skuli chłopca. Nieźle oberwał, przyda mu się coś przeciw paraliżowi. - Otworzyła zawieszony przy pasie pakiet pierwszej pomocy i wyjęła strzykawkę ze środkiem pobudzającym. - Nie wiem, czy mnie widzisz, mały, ale wyobraź sobie szeroki uśmiech. Wszystko będzie dobrze. - Uśmiechając się rozpięła koszulę chłopca i wstrzyknęła mu lekarstwo w mięśnie piersiowe. Jęknął cicho z bólu lub sprzeciwu. Podniosła mu głowę i położyła na swych kolanach, podczas gdy Gundhalinu zbliżył się z kluczykiem do kajdanek. Ręce chłopca opadły bezwładnie wzdłuż boków.
- Wiem, co można z nimi zrobić. - Uśmiechnął się Gundhalinu, unosząc kajdanki.
Kiwnęła głową.
- Dobra. Użyj ich. - Odpięła i podała swoje. - Masz. Równe traktowanie wobec prawa.
Gundhalinu wstał ponownie. Patrzyła, jak skuwa trzech pojmanych. Przez ciało chłopca przeszło drżenie. Gdy opuściła oczy, zobaczyła, jak z ulgą łapie powietrze. Powieki skryły jego dzikie oczy barwy morza. Odsunęła mu z twarzy mokre kosmyki rudych włosów.
- Lepiej idź do radia, BZ; nie zmieścimy tego tłumu na tylnym siedzeniu. Nasz młody przyjaciel chyba wyjdzie z tego cało.
Gundhalinu pochylił głowę.
- Tak jest, pani inspektor. - Pętany przez niego napastnik uniósł twarz i splunął.
- Baba! Pieprzona Sinica. Jak może ci się to podobać! Ulec babie. - Gundhalinu szturchnął go mocno butem, aż jęknął.
Jerusha oparła się plecami o ścianę, opierając ogłuszacz na kolanie.
- Nigdy o tym nie zapominaj, sukinsynie. Może nie wolno nam sięgnąć do sedna tego, co psuje to miasto, lecz możemy mu odciąć kilka palców.
Gundhalinu wrócił alejką do patrolowca. Jeśli nawet zaszłe wydarzenia kogoś zdziwiły, to nikt o nic nie pytał. Jerusha wiedziała, że wszyscy naprawdę zainteresowani zostali już powiadomieni. Chłopiec jęknął cicho na próbę i położył ręce na piersiach. Otworzył oczy i zaraz je zmrużył w świetle lampy.
- Czy zdołasz usiąść?
Kiwnął głową i wyciągnął ręce. Szarpnęła je i oparła go o ścianę. Na pierś chłopca skąpy wała krew z nosa. Grzebał między wiszącymi mu na szyi sznurami jaskrawych, połamanych paciorków.
- Cholera. Och, cholera... właśnie je kupiłem! - Oczy miał nadal szkliste.
- Nie martw się o opakowanie, skoro towar jest ca... - przerwała na widok bujającego się wśród paciorków zmatowiałego medalu. - Skąd to masz? - zapytała z niezamierzoną natarczywością.
Zacisnął pięść na krążku.
- To moje!
- Nikt temu nie przeczy. Stój! - Kącikiem oczu dojrzała jakiś ruch i wyszarpnęła broń. Leżący najbliżej wylotu alejki jeniec zachwiał się, niemal zdołał się wyprostować pomimo skutych na plecach dłoni. - Padnij i czołgaj się, bo dostaniesz tak jak chłopak. - Położył się na brzuchu, miotając na nią obelgi.
- Chciał... - zaczął chłopiec i przycisnął dłoń do ust. - Chciał... mi obciąć. Chcieli mnie sprzedać! Powiedzieli, że... będę... - Zadrżał.
Patrzyła, jak stara się opanować.
- Niemi nie opowiadają... choć tam, dokąd miałeś trafić, i tak nikt by cię nie zrozumiał. Zresztą, nikogo by to nie obeszło... To niezbyt miła myśl, co? - Łagodnie ścisnęła jego chude ramię. - Tak jednak dzieje się ciągle, tylko że już bez udziału tych poczciwców. Jesteś z innego świata?
Znów chwycił za medal.
- Taa... to znaczy nie. Moja matka jest stąd. Ojciec nie. - Mrużył mocno oczy.
Ukryła zdziwienie.
- Medal masz od niego - stwierdziła rzeczowo, nie interesując się, gdzie go zdobył, węsząc teraz za większym przestępstwem. - Ale wychowałeś się tutaj? Uważasz się za obywatela Tiamat?'
Ponownie potarł usta.
- Chyba tak - powiedział z nutą wahania lub podejrzliwości.
Alejką wracał Gundhalinu; światła ich lamp połączyły się, odganiając cienie.
- Zaraz po nich przyjadą, pani inspektor. - Kiwnęła głową. - Jak się czujesz? - zapytał chłopca.
Ten zapatrzył się w ciemną, pomarszczoną twarz Gundhalinu, zapominając na chwilę o właściwych manierach.
- Chyba dobrze. Dziękuję... dziękuję - Zwrócił głowę w stronę Jerushy i napotkawszy jej wzrok, spuścił oczy, by znów je zaraz podnieść. - Sam nie wiem jak... mogę tylko... podziękować.
- Chcesz się nam odwdzięczyć? - Uśmiechnęła się, gdy kiwnął głową. - Bardziej uważaj, gdzie chodzisz. Przysięgnij też podczas nagrywanego przesłuchania, że jesteś obywatelem Tiamat. - Zwróciła się do Gundhalinu. - Nie tylko porwanie i napad, lecz i próba zabrania obywatela planety obłożonej zakazem. Czuję się coraz lepiej.
Gundhalinu wybuchnął śmiechem.
- A niektórzy coraz gorzej. - Wskazał głową na pojmanych.
- Co to znaczy? - Chłopiec dźwignął się na nogi i oparł ciężko o ścianę. - Czy nigdy nie będę mógł wyjechać na inną planetę, choćbym tego chciał?
Gundhalinu podtrzymał go wyciągniętą ręką.
Jerusha spojrzała na zegarek.
- Tobie może się udać, bo masz ojca nie stąd; jeśli tylko zdołasz tego dowieść. Gdy odlecisz, nie będziesz mógł oczywiście nigdy tu wrócić... Musisz się poradzić prawnika.