Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Gdy zakoDczyB si sezon oratoryjny 1750, w ramach którego prawykonana zostaBa Teodora, Handel po raz ostatni wyprawiB si do Rzeszy, której granice przekroczyB akurat w dniu [mierci Bacha (niewiele wcze[niej i jego |ycie znalazBo si podobno w niebezpieczeDstwie -w zwizku z wypadkiem powozu, którym podró|owaB przez Holandi)Rola pokrewieñstwa zdaje siê zreszt¹ znacznie wiêksza przy aktach pomocy typu wybór miêdzy ¿yciem a œmierci¹, ni¿ wybór komu wyrz¹dziæ drobn¹ przys³ugê...Dobbs i Joe GÅ‚odomór nie wchodzili w grÄ™, podobnie jak Orr, który znowu majstrowaÅ‚ przy zaworze do piecyka, kiedy zgnÄ™­biony Yossarian przykuÅ›tykaÅ‚ do...Przy przydzia³ach do pracy nie uwzglêdniano ¿yczeñ pracowników Polaków —• poza specjalistami niektórych dziedzin — co do rodzaju i miejsca pracy...Na koszuli noszono sukniÄ™-kaftan, przy czym wypada rozróżnić dwie odmiany: zwykÅ‚Ä…, prostÄ… tunikÄ™ opadajÄ…cÄ… do poÅ‚owy Å‚ydek, i bardziej wymyÅ›lnÄ…, która...Stos ca³y listów i rozmaitych papierów le¿a³ przy nim na niskim stoliku, ca³a Å“wie¿o nadesz³a poczta dzisiejsza, któr¹ zwykle sam odbiera³...Uwagi odnosz¹ce siê do interwa³u sukcesywnego s¹ w du¿ej mierze aktualne przy rozpatrywaniu interwa³u symultatywnego...poczciwy Chapsal i Noël dlatego tylko jest tolerowany, że wypada przy sposobnoÅ›ci ortogra- ficznie napisać francuski bilecik, inaczej dosyć by byÅ‚o...OsobnÄ… grupÄ™ stanowiÄ… tutaj testy projekcyjne, polegajÄ…ce na nieÅ›wiadomym przenoszeniu wÅ‚asnych emocji, postaw, nastawieÅ„ przy interpretowaniu materiaÅ‚u...By myÅ“l tê równie¿ móc w sobie intensywnie odczuæ, nale¿y prze¿yæ j¹, rozpamiêtywaæ w spokoju, nie dopuszczaj¹c przy tym myÅ“li innych, które by temu...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Każdy marker miał postać maleńkiej papierowej chorągiewki, na której podstawie wypisane były atramentem siła i skład danej jednostki. Znalezienie na tych ziemiach przyzwoitej mapy graniczyło z cudem, jednak ta, którą przekopiowano na planszet, była w zasadzie wystarczająca. Za to rysującą się na niej sytuację należało uznać co najmniej za niepokojącą. Z położenia ciemnych kółek oznaczających wysunięte posterunki łatwo było wywnioskować, że ich siły są atakowane lub poszły w rozsypkę. Zbyt wiele ich skupiło się na terytorium wschodniej części łańcucha Venir. Tam też równie gęsto tłoczyły się czerwone trójkąty oznaczające ruchome punkty dowodzenia, wskazując wysuniętymi wierzchołkami na Ebou Dar. Wśród czarnych krążków oczy kłuła śnieżna biel siedemnastu markerów. Kiedy przyglądał się planszetowi, młody oficer w czerniach, i brązach morat’torm pieczołowicie umieścił na nim osiemnasty. Siły wroga. Kilka krążków mogło oznaczać ten sam oddział zaobserwowany dwukrotnie, jednak większość znajdowała się w zbyt wielkiej odległości od siebie, a odstęp między kolejnymi raportami był zbyt krótki, by złożyć wszystko na karb pomyłki zwiadowców.
Pod ścianami namiotu siedzieli pisarze w prostych brunatnych kaftanach, różniących się tylko insygniami rang na szerokich kołnierzach, i czekali z piórami w dłoniach na rozkazy Miraja, które mieli natychmiast kopiować i przekazywać do rozesłania. Zdążył już wydać wszystkie ważne polecenia. W górach musiało być co najmniej dziewięćdziesiąt tysięcy żołnierzy wroga, czyli niemal dwa razy tyle, ilu on był w stanie zgromadzić tutaj, uwzględniając nawet wojska zaciężne lokalnych mieszkańców. Zbyt wielu, by dać wiarę tym liczbom, wyjąwszy fakt, że zwiadowcy nie kłamali - kłamcom ich właśni towarzysze podcinali gardła. Zbyt wielu, a na dodatek pojawiali się jakby spod ziemi, niczym robaki-podkopniki z Sen T’jore. Optymizmem napawał tylko fakt, że tamtym pozostało do pokonania przynajmniej sto mil przez góry, jeśli zdecydują się zaatakować Ebou Dar. A prawie dwieście, jeśli wziąć pod uwagę białe dyski najdalej wysunięte na wschód. Zresztą, nawet jeśli pokonają góry, to jeszcze im zostanie sto mil pofałdowanego terenu. Z pewnością generał wroga nie miał zamiaru dopuścić, by jego rozproszone siły musiały stawać do samodzielnej walki, niemniej jednak zgromadzenie ich wszystkich razem zabierze kolejne dni. A zatem przynajmniej czas działał na jego korzyść.
Klapa namiotu odskoczyła gwałtownie i do środka weszła Wysoka Lady Suroth z czarnymi włosami dumnie spływającymi na plecy śnieżnobiałej sukni z kołnierzem i bogato haftowanej narzutki, których jakimś sposobem nie tknęło zalegające wszędzie błoto. Miraj sądził, że ona wciąż przebywa w Ebou Dar - musiała chyba przylecieć na grzbiecie to’rakena. Towarzyszyła jej stosunkowo niewielka, jak na jej zwyczaje, świta. Dwóch żołnierzy ze Straży Skazańców, z czarnymi chwostami przy rękojeściach mieczy, podtrzymywało usłużnie klapy wejścia, przez które widział jeszcze innych, czekających na zewnątrz: mężczyzn o kamiennych obliczach, odzianych w zielenie i czerwienie. Ucieleśnienie samej Imperatorowej, oby żyła wiecznie. Nawet członkowie Krwi liczyli się z nimi. Suroth jednak z łabędzią gracją i obojętnością przeszła obok nich, jakby byli równie nieistotną służbą jak da’covale o ciele przeznaczonym dla rozkoszy, w pończochach i przezroczystych białych szatach, której miodowożółte włosy zaplecione były w gęstwę cienkich warkoczyków i która dwa kroki za Wysoką Lady niosła inkrustowany pulpit do pisania. Głos Krwi przysługujący Suroth, ponura kobieta imieniem Alwhin, w zielonej szacie, z ogoloną lewą połową czaszki i resztą jasnokasztanowych włosów zaplecioną w cienki warkocz, trzymała się zaraz za swoją panią. Kiedy Miraj zszedł ze swojego podwyższenia, zobaczył drugą da’covale idącą za Suroth i przeżył wstrząs, gdy zdał sobie sprawę, że ta niska i ciemnowłosa, szczupła kobieta w przezroczystych szatach to damane! Nikt nigdy nie słyszał o damane odzianej w szaty niewolnicy, a jeszcze dziwniejsze było to, że to Alwhin prowadziła ją na a’dam!
Nie pozwolił jednak, by choć ślad tego zdumienia odbił się na jego twarzy, przyklęknął na jedno kolano i cicho oznajmił:
- Niech Światłość przyświeca Wysokiej Lady Suroth. Wszelka cześć Wysokiej Lady Suroth. - Wszyscy pozostali padli na płótno wyścielające podłogę namiotu, twarzą ku ziemi, i nikt nie odważył się unieść oczu. Miraj jednak pochodził z Krwi, nawet jeśli jego szlachectwo było niezbyt znaczące, by chociaż mógł golić obie połowy czaszki jak Suroth. Miał prawo tylko do lakierowanych paznokci przy małych palcach obu dłoni. Zbyt niska była jego pozycja, by miał prawo wyrazić zdumienie widokiem Głosu Wysokiej Lady, która wciąż zachowywała się jak sul’dam, mimo iż wyniesiona została do pozycji so’jhin. Ale zdążył się już poniekąd przyzwyczaić do dziwnych widoków na tych dziwnych ziemiach, które przemierzał Smok Odrodzony, a żyjące na swobodzie marath’damane należało dopiero pozabijać. Lub zniewolić, jeśli będzie to możliwe.