Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Na kilka sekund wszyscy zastygli w bezruchu.
W końcu Christian uśmiechnął się z przymusem.
- Powodzenia - powiedział cicho. - Nie wydamy was.
Flick opadła z ulgą na siedzenie.
- Dziękuję - odparła. - Tak się cieszę, że jesteście po naszej stronie.
- Zawsze byłem przeciwko Niemcom. - Christian wyprężył z dumą pierś. - W mojej pracy mogłem w dyskretny sposób oddać ważne usługi ruchowi oporu.
Flick ani przez chwilę mu nie wierzyła. Najwyraźniej jednak Christian widział, z której strony wieje wiatr, i nie zamierzał na kilka dni przed inwazją przekazywać gestapowcom alianckich agentek.
Pociąg zwolnił i Flick zobaczyła, że wjeżdżają na Gare d’Orsay.
Kiedy wstała. Christian pocałował ją w rękę.
- Jest pani dzielnÄ… kobietÄ…. Powodzenia
Flick pierwsza wyszła z wagonu. Stawiając stopę na peronie, zobaczyła robotnika, który naklejał plakat z jej podobizną.
Serce jej stanęło. Nigdy wcześniej nie widziała tej fotografii i w ogóle nie pamiętała, by ktoś robił jej zdjęcie w kostiumie kąpielowym. Na plakacie widniało jej nazwisko i informacja, że jest morderczynią. Robotnik przykleił plakat, zabrał rulon i wiadro z klejem i poszedł dalej.
Flick uświadomiła sobie, że cały Paryż musi być oblepiony tymi plakatami. Przez chwilę stała bez ruchu na peronie, a potem wzięła się w garść. Najważniejsze teraz było wydostanie się z dworca. Przed sobą zobaczyła posterunek obsadzony gestapowcami. Musieli widzieć jej zdjęcie. Jak ich ominąć?
Odwróciła się. Ruby, Diana i Maude wysiadły już z pociągu. Zaraz powinni się pojawić Christian i Jean-Marie. Flick przypomniała sobie nagle kajdanki w kieszeni Christiana. Wskoczyła z powrotem do wagonu i wepchnęła żandarma do przedziału.
- O co chodzi? - zapytał, uśmiechając się niepewnie.
- Posłuchaj. Na peronie jest plakat z moją podobizną. Musisz mi pomóc przejść przez posterunek. Nie będą podejrzewać policjanta w mundurze. Załóż mi kajdanki. Udawaj, że mnie aresztowałeś. Powiedz, że zabierasz mnie na Avenue Foch, numer osiemdziesiąt cztery. - Pod tym adresem mieściła się siedziba gestapo.
Christian był przerażony. Flick widziała, że chce się wycofać. Nie bardzo jednak mógł, po wszystkich swoich opowieściach o pomocy dla ruchu oporu.
Jean-Marie był spokojniejszy.
- To powinno się udać.
Do wagonu wbiegła z powrotem Ruby.
- Flick! Na tym plakacie...
- Wiem.
Żandarmi przeprowadzą mnie przez punkt kontrolny, a potem uwolnią. Jeśli coś pójdzie nie tak, ty dowodzisz operacją. - W tym momencie przerzuciła się na angielski. - Zapomnij o tym tunelu kolejowym, to zmyłka. Prawdziwym celem jest centrala telefoniczna w Sainte-Cecile. Ale aż do ostatniej chwili nie mów tego pozostałym. Teraz sprowadź je tu z powrotem, szybko.
Kilka chwil później wszystkie zgromadziły się w wagonie.
Flick przedstawiła im swój pian wyjścia z dworca.
- Gdyby to się nie udało - dodała - pamiętajcie, że najważniejsze jest wykonanie zadania. Zostawcie mnie, spotkajcie się w hotelu i kontynuujcie misję. Ruby będzie wami dowodzić. Załóż mi kajdanki - zwróciła się do Christiana. - A wy idźcie już.
Christian przykuł prawą rękę Flick do lewej Jeana-Marie i pomaszerowali w trójkę peronem. Christian niósł walizkę Flick i jej torbę z pistoletem.
Przed posterunkiem stała kolejka.
- Proszę się odsunąć - powiedział głośno Jean-Marie. - Prowadzimy więźnia.
Podeszli do czoła kolejki.
Dwaj żandarmi zasalutowali gestapowcom. Kapitan dowodzący posterunkiem przyjrzał się uważnie Flick.
- To ta z plakatu.
- Tak jest, kapitanie - przyznał Jean-Marie. - Mamy rozkaz dostarczyć ją na Avenue Foch.
Kapitan skinÄ…Å‚ w odpowiedzi.
- Ci Brytyjczycy. Wysyłają małe dziewczynki, żeby wygrały za nich wojnę. - Potrząsnął głową. - Przechodźcie.
Flick i żandarmi minęli posterunek i wyszli na skąpany słonecznym światłem plac.
KIEDY Paul Chancellor dowiedział się o depeszy od Briana Standisha, zrobił awanturę Percyemu Thwaiteowi.
- Oszukałeś mnie! - krzyczał.- Dopilnowałeś, żeby nie było mnie w pobliżu, kiedy pokazywałeś ją Flick!
- Obawiałem się, że odwołasz lot.
- Może i tak...może powinienem był go odwołać.
- Ale zrobiłbyś to z miłości do Flick, a nie dlatego, że operacja nie rokuje powodzenia.
W tym momencie Percy trafił w czuły punkt Paula, co jeszcze bardziej rozzłościło Amerykanina.
Dwaj mężczyźni spędzili na lotnisku całą noc, paląc papierosy, chodząc w tę i z powrotem i martwiąc się o kobietę, którą każdy z nich na swój sposób kochał. Paul miał w kieszeni koszuli drewnianą francuską szczoteczkę do zębów, której razem z Flick używali w piątek rano po wspólnie spędzonej nocy. Normalnie nie był przesądny, ale teraz bez przerwy jej dotykał, tak jakby dotykał samej Flick, i upewniał się, że nic się jej nie stało.
Kiedy samolot wrócił i pilot opowiedział im, że Flick nabrała podejrzeń w Chatelle i w końcu wyskoczyła koło Chartres, Paul odczuł tak głęboką ulgę, że o mało się nie popłakał.
Kilka minut później Percy dostał telefon z szefostwa SOE w Londynie. Brian Standish chciał wiedzieć, co się stało. Paul zdecydował, że wyślą mu wiadomość, którą Flick napisała w samolocie, że Kawki wylądowały i rychło się z nim skontaktują. Nadal jednak nie wiedzieli dokładnie, jaka jest tam sytuacja. Trudno było znieść tę niepewność. Flick musiała wrócić do Reims, nie było jednak gwarancji, że nie wpadnie tam w pułapkę. Chyba był jakiś sposób, żeby sprawdzić, czy depesze Briana są autentyczne?
Zdaniem Perc’yego, istniały pewne subtelne metody. Tutaj trzeba było się zdać na intuicję dziewcząt ze stacji nasłuchowej. Paul pojechał do nich.
Grendon Underwood byt kolejnym zajętym przez wojsko wiejskim dworem, z którego musieli się wyprowadzić właściciele. Pracowało tam czterysta radiotelegrafistek i szyfrantek z FANY. Na rozległych terenach posiadłości stały zgrupowane w wielkie łuki anteny przechwytujące depesze z całej Europy.
Paula oprowadziła po terenie kierowniczka, Jean Bevis, potężnie zbudowana kobieta w okularach. Zabrała go do sali transmisji, gdzie siedziało mniej więcej sto dziewcząt. Na dużej tablicy widniały pseudonimy agentów, wyznaczone terminy transmisji oraz ich częstotliwości.
Jean przedstawiła mu Lucy Briggs, ładną blondynkę z wyraźnym akcentem z Yorkshire.
- Helikopter? - zapytała. - Tak, przypominam go sobie, jest całkiem nowy.
- Czy rozpoznałabyś jego "styl"?
Na twarzy Lucy odbiło się powątpiewanie.
- Nadawał tylko trzy razy. W środę był trochę nerwowy, być może dlatego, że to był pierwszy meldunek, ale nadawał w równym tempie, jakby wiedział, że ma dużo czasu.
- A druga depesza?