Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Gdy zakoDczyB si sezon oratoryjny 1750, w ramach którego prawykonana zostaBa Teodora, Handel po raz ostatni wyprawiB si do Rzeszy, której granice przekroczyB akurat w dniu [mierci Bacha (niewiele wcze[niej i jego |ycie znalazBo si podobno w niebezpieczeDstwie -w zwizku z wypadkiem powozu, którym podró|owaB przez Holandi)PÅ‚aski-stan-naprężenia-o-taki-stan PÅ‚aski stan naprężenia o taki stan, dla którego wszystkie jego skÅ‚adowe leżą w jednej pÅ‚aszczyźnie, np... Sila Woli Poczatkowa Sila Woli twojego bohatera rowna jest jego Odwadze, wiec miesci sie w przedziale od 1 do 5...Nauczyciel-wychowawca - podmiot wychowaniaKim jest? Kim być może? Kim być powinien nauczyciel-wychowawca jako podmiot wychowania i jednoczeÅ›nie...PoÅ›redniczy ona pomiÄ™dzy gÅ‚owÄ… koczujÄ…cego ludu a ludem, pomiÄ™dzy kaganem (chanem) turaÅ„skim a jego ludami-puÅ‚kami, pomiÄ™dzy ksiÄ™ciem czy królem...— I ja, proszÄ™ pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiÄ…c szczerze, byliÅ›my oboje bardzo przywiÄ…zani do sir Karola, a jego Å›mierć byÅ‚a dla nas...Nikt z jego nowych znajomych nie wiedziaÅ‚ nic o zabiera­nych z ulicy i dobrze opÅ‚acanych dziewczynach, którym na Croom's Hill kazaÅ‚ stać nago w ogrodzie, aż...- Na litość Boga, niech mi pan nie mówi o piosen­kach, caÅ‚y dzieÅ„ żyjÄ™ wÅ›ród muzycznych kłótni!Ale profesor zaczÄ…Å‚ już mówić, z jego ust sÅ‚owa...– Co pan tu robi, kryje siÄ™ po kÄ…tach?Houston zbliżyÅ‚ siÄ™ i gdy jego twarz znalazÅ‚a siÄ™ zaledwie o centymetry od twarzy Johna, szepnÄ…Å‚:–...Mimo ekumeniczno[ci synodu trullaDskiego, jego postanowienia nie byBy W caBo[ci uznawane na Zachodzie, poniewa| negowaBy one niektóre zachodnie praktyki tagime i tamcine2
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Rand wziął głęboki oddech, aby uspokoić żołądek.
- Ten Pomor tam niezbyt dobrze się bawił, Ingtar. Co mogło przygwoździć Myrddraala do drzwi? Żywego?
Ingtar wahał się, potrząsał głową, potem włożył duże zawiniątko w ręce Randa.
- Weź. Moiraine Sedai kazaÅ‚a dać ci to podczas pier­wszego noclegu na poÅ‚udnie od Erinin. Nie wiem, co jest w Å›rodku, ale powiedziaÅ‚a, że możesz tego potrzebować. PowiedziaÅ‚a też, aby ci przekazać, żebyÅ› dbaÅ‚ o to, od tego może zależeć twe życie.
Rand wziął tobołek niechętnie, pod dotykiem brezentu dostał gęsiej skórki. W środku było coś miękkiego. Jakby ubranie. Trzymał je ostrożnie.
"O Myrddraalu też nie chcę myśleć. Co się stało w tej izbie?"
Zdał sobie nagle sprawę, że woli myśleć o Pomorze, nawet o zdarzeniu w izbie, niż o tym, co Moiraine mogła mu przekazać.
- Wtedy kazano mi również powiedzieć, że jeśli coś mi się stanie, lansjerzy pójdą za tobą".
- Za mnÄ…!
Randa zatkaÅ‚o. ZapomniaÅ‚ o zawiniÄ…tku i caÅ‚ej reszcie. Ingtar odpowiedziaÅ‚ na niedowierzajÄ…ce spojrzenie spokoj­nym skinieniem gÅ‚owy.
- To szaleÅ„stwo! Nigdy nie prowadziÅ‚em niczego wiÄ™­cej niźli stada owiec, Ingtar. Poza tym, Moiraine nie mogÅ‚a ci wyznaczać zastÄ™pcy. A twoim zastÄ™pcÄ… jest Uno.
- Uno i ja zostaliśmy wezwani do lorda Agelmara tego ranka, kiedy wyruszyliśmy. Moiraine Sedai również tam była, ale to lord Agelmar wydał rozkaz. Jesteś moim zastępcą, Rand.
- Ale dlaczego, Ingtar? Dlaczego?
W tej całej sprawie można było jasno i wyraźnie dostrzec dłoń Moiraine, jej oraz Amyrlin. Popychały go drogą, którą wybrały.
Shienaranin wyglÄ…daÅ‚, jakby również niczego nie rozu­miaÅ‚, byÅ‚ jednak żoÅ‚nierzem, przyzwyczajonym - w tra­kcie niekoÅ„czÄ…cej siÄ™ wojny na Ugorze - do wykonywa­nia rozkazów.
- SÅ‚yszaÅ‚em plotki wychodzÄ…ce z komnat kobiecych, że jesteÅ› naprawdÄ™... - RozÅ‚ożyÅ‚ odziane w rÄ™kawice dÅ‚o­nie. - Nieważne. Wiem, że zaprzeczysz. Tak jak prze­czysz temu, co przypomina twoja twarz. Moiraine Sedai powiada, że jesteÅ› pasterzem, ale nigdy nie widziaÅ‚em pa­sterza noszÄ…cego na ostrzu miecza znak czapli. Nieważne. Nie bÄ™dÄ™ twierdziÅ‚, że sam ciebie wybraÅ‚em, jednak sÄ…dzÄ™, iż masz w sobie coÅ› takiego, co pozwoli ci zrobić to, co konieczne. SpeÅ‚nisz swój obowiÄ…zek, gdy bÄ™dzie trzeba.
Rand chciał powiedzieć, że nie jest to jego obowiązek, ale zamiast tego wyrwało mu się:
- Uno wie o tym. Kto jeszcze, Ingtar?
- Wszyscy lansjerzy. Kiedy my Shienaranie jedziemy na wyprawÄ™, każdy czÅ‚owiek wie, kto jest nastÄ™pny w hie­rarchii, na wypadek gdyby dowodzÄ…cy padÅ‚. Nieprzerywalny Å‚aÅ„cuch, aż do ostatniego żywego czÅ‚owieka, nawet gdyby to byÅ‚ tylko ten, który opiekuje siÄ™ koÅ„mi. W ten sposób, rozumiesz, nawet jeÅ›li rzeczywiÅ›cie zostanie jako ostatni z oddziaÅ‚u, nie bÄ™dzie wtedy zwykÅ‚ym maruderem, ucieka­jÄ…cym i szukajÄ…cym ocalenia. Jest dowódcÄ… i obowiÄ…zek wzywa go do zrobienia tego, co zrobione być musi. JeÅ›li obejmie mnie ostatni uÅ›cisk matki, obowiÄ…zek przechodzi na ciebie. Ty odnajdziesz Róg i zabierzesz go tam, gdzie jego miejsce. Ty to zrobisz!
Ostatnie słowa wymówił ze szczególnym naciskiem.
ToboÅ‚ek w rÄ™kach Randa zdawaÅ‚ siÄ™ ważyć dziesięć ka­mieni.
"ÅšwiatÅ‚oÅ›ci, jest sto mil stÄ…d, a wciąż może wyci4gnąć dÅ‚oÅ„ i szarpnąć smycz. TÄ™dy, Rand. TamtÄ™dy. JesteÅ› Smo­kiem Odrodzonym, Rand".
- Nie chcÄ™ obowiÄ…zków, Ingtar. Nie wezmÄ™ ich na sie­bie. Jestem tylko pasterzem! Dlaczego nikt w to nie wierzy?
- SpeÅ‚nisz swój obowiÄ…zek, Rand. Kiedy zawiedzie czÅ‚o­wiek na szczycie Å‚aÅ„cucha, wszystko pod nim rozpadnie siÄ™. Zbyt dużo rzeczy siÄ™ ostatnio rozpada. Zbyt wiele już runęło. Pokój niech spÅ‚ynie chwaÅ‚Ä… na twój miecz, Randzie al'Thor.
- lngtar, ja...
Lecz Ingtar już odszedÅ‚, mówiÄ…c tylko, że chce spraw­dzić, czy Uno wysÅ‚aÅ‚ już zwiadowców.
Rand spoglÄ…daÅ‚ na zawiniÄ…tko, które trzymaÅ‚ w ramio­nach i oblizywaÅ‚ wargi. ObawiaÅ‚ siÄ™, że wie, co jest w Å›rod­ku. ChciaÅ‚ zajrzeć do Å›rodka, a jednoczeÅ›nie pragnÄ…Å‚, nie otwierajÄ…c je, rzucić w ogieÅ„; pomyÅ›laÅ‚, że nawet mógÅ‚by tak postÄ…pić, gdyby byÅ‚ pewien, iż spali siÄ™ w taki sposób, aby nikt nie zobaczyÅ‚, co jest w Å›rodku, gdyby byÅ‚ pewien, że to co jest w Å›rodku, w ogóle siÄ™ spali. Lecz nie mógÅ‚ zajrzeć tutaj, gdzie mogÅ‚y go zobaczyć oczy pozostaÅ‚ych.
RozejrzaÅ‚ siÄ™ po obozowisku. Shienaranie rozÅ‚adowywali juczne zwierzÄ™ta, niektórzy przygotowywali zimnÄ… kolacjÄ™ zÅ‚ożonÄ… z suszonego miÄ™sa i prasowanego chleba. Mat i Per­rin zajmowali siÄ™ swoimi koÅ„mi, a Loial siedziaÅ‚ na kamie­niu i czytaÅ‚ książkÄ™, fajka o dÅ‚ugim ustniku zwisaÅ‚a mu miÄ™dzy zÄ™bami, nad jego gÅ‚owÄ… unosiÅ‚a siÄ™ wstÄ™ga poskrÄ™­canego dymu. ÅšciskajÄ…c zawiniÄ…tko, jakby baÅ‚ siÄ™, że je upu­Å›ci, Rand wÅ›lizgnÄ…Å‚ siÄ™ miÄ™dzy drzewa.
PrzyklÄ™knÄ…Å‚ na maÅ‚ej polanie, otoczonej przez gÄ™sto sple­cione gaÅ‚Ä™zie i poÅ‚ożyÅ‚ zawiniÄ…tko na ziemi. Przez pewien czas tylko na nie patrzyÅ‚.
"Nie powinna. Nie mogła. - A cichy głos wewnątrz odpowiadał. - O tak, mogła. Mogła i powinna".