Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Z punktu widzenia, dostatecznie rozleg³ego, ca³y dzisiejszy moment
kulturalny mo¿e byæ rozpatrywany, jako rozk³ad katolicyzmu. Katolicyzm
zakreœli³ plan tej wielkiej zbiorowej kultury ludzkiego gatunku, który nie
przestanie nigdy ci¹¿yæ nad cz³owiekiem, jak zadanie. Katolicyzm poj¹³, ¿e
indywidualne ¿ycie jest zawsze zwi¹zane z ¿yciem ludzkiego gatunku, ¿e nie
mo¿e byæ odrywane od zbiorowego, powszechnego procesu, zrozumia³, ¿e
indywidualna œwiadomoœæ jest zawsze wytworem historyi, i ¿e w zwi¹zku z
histori¹ jedynie sam¹ siebie poznaæ i zrozumieæ mo¿e. Na tym zrozumieniu
zasadniczej historycznoœci psychiki ludzkiej zasadza siê wy¿szoœæ filozoficzna
katolicyzmu nad protestantyzmem i wszelkimi teologiami wolnej myœli. Gdzie
abstrakcyjna indywidualna myœl przeciwstawia siê historycznej budowie
katolicyzmu, tam zwyciêstwo musi pozostaæ zawsze po stronie katolicyzmu.
Zasadniczym i tragicznym brakiem katolicyzmu by³o przekonanie, ¿e cz³owiek
styka siê z pozaludzkim œwiatem i utwierdza w nim swoje istnienie poza
produkcj¹, by³o przeoczenie, ¿e praca, wytwórczoœæ s¹ jedynymi organami prawdy
cz³owieka, ¿e s¹ one jedyn¹ drog¹, poprzez któr¹ wychodzi on poz¹ siebie,
ustala siê w tym, co nim nie Jest. St¹d, miejscem, gdzie rozlega siê g³os
g³êbszy, ni¿ cz³owieczy, g³os absolutnej powagi, jest linia zetkniêcia pracy z
¿ywio³em: tu tworzy siê trwa³a tradycja. Katolicyzm, dziêki historycznym
przes³ankom, z jakich wyrós³, musia³ umieœciæ swoje kryteria, swoj¹ zasadê
powagi w ciele myœl¹cym: skutki widzieliœmy ju¿ w poprzednim rozdziale. To
martwe cia³o i jego martwa dialektyka wytworzy³y jednak tê wspólnotê umys³ow¹,
pod której ciê¿arem gnie siê myœl. W za³o¿eniu ca³a œwiadomoœæ gatunku
ludzkiego stanowi pewn¹ jednoœæ, pierwiastki nale¿¹ce do niej dzia³aj¹ na
siebie. Na czym polega jednak ta jednoœæ? Zasada poza¿yciowej powagi tradycji
katolickiej posiada w³adzê nad mniejszoœci¹ i to mniej czynnych umys³ów: nie
jest w stanie byæ z natury swej organem ¿ycia. Wytwory kultur
najró¿norodniejszych przelewaj¹ siê ciê¿ko w bezplanowej œwiadomoœci
nowoczesnej. Jednoœæ jest zadaniem. Istotnie ca³y gatunek ludzki prowadzi
wielk¹ zbiorow¹ walkê o istnienie: walka to nasza najg³êbsza rzeczywistoœæ;
je¿eli kiedyœ ustali siê jednoœæ, obejmuj¹ca w sobie kultury narodowe,
powstanie ona ze stosunków pomiêdzy narodowymi grupami pracy: - œwiadomoœæ
pracuj¹cego cz³owieka stanowiæ mo¿e dla niej jedyn¹ podstawê.
Dzisiaj za kulturê uwa¿a siê ustalenie stosunków miêdzy indywidualn¹ psychik¹
a œwiatem wytworów minionej historyi: z w³asn¹ nasz¹ dzia³alnoœci¹ umys³ow¹
stykamy siê w ten sposób: wytworzone nawet przez nas samych pojêcia ukazuj¹
siê nam, jako coœ istniej¹cego poza nami, poznawanego tylko przez nas.
RzeczywistoϾ nasza jest poza tymi martwymi stosunkami: tkwi ona w stosunku do
œwiata walki i pracy.
Nic nie wydobêdziemy ¿ywego ze stosunków z œwiatem skamienia³ej psychiki.
Wzywaj¹c siê w ni¹, przystosowuj¹c siê do niej, prze¿ywamy w istocie ten sam
proces, który stanowi³ istotê klerykalnego typu ¿ycia. Kultura jest wci¹¿
jeszcze klerykatur¹, obrzêdem odprawianym ponad niewypowiedzianie rzeczywistym
¿yciem. Boæ rzeczywistym nie przestaje ono byæ ani na chwilê; ka¿dej chwili
wejœæ w nie mo¿emy i zapewniam, nie od tego jest to zale¿ne, czy bêdziemy
g³osowali na socjalistycznych pos³ów; - w tym momencie, gdy walczyæ zaczniemy
w samych sobie o zwyciêstwo cz³owieka nad ¿ywio³em, gdy zbudzi siê w nas opór
przeciwko porywaj¹cej nas swoim ciê¿arem, niby lawina - historyi, utajonej w
naszym ja, - nie bêdziemy zabezpieczeni wprawdzie od pomy³ki (jedna Jest tylko
przeciw pomy³kom przystañ, o której pisa³ Leopardi: l i e t a - no, ma s i c u
r a), ale staniemy siê uczestnikami ¿ywego boju, ¿ywej walki: bo ka¿dy okruch
¿ywio³u, bezwiednoœci przezwyciê¿onej - jest zwyciêstwem. Nie jest zamkniêtym,
skoñczonym nasze ¿ycie, póki ¿yjemy; - gin¹ w nas bezp³odnie akty, wybory,
porywy, marzenia; - gdy skojarzymy to nasze czynne ja z walk¹ pracy,
usi³uj¹cej zaw³adn¹æ ca³ym aparatem nowoczesnej techniki i wykuæ w sobie wolê,
zdoln¹ nim w³adaæ, ka¿dy moment nasz bêdzie mia³ znaczenie ¿ywe, walka bêdzie
klêsk¹ albo zwyciêstwem - czymœ jedynym, mêstwu naszemu, stanowczoœci raz na
zawsze powierzonemu. ¯ycie nasze, ja nasze to jest posterunek, gdy my go
opuœcim- utraæ i go ju¿ ca³a ludzkoœæ na zawsze. Poczucie walki i
odpowiedzialnoœci - epicki stan duszy niezbêdne s¹ do moralnego zdrowia.
Dziêki Bergsonowi i Sorelowi zmieni³y siê ca³kowicie pogl¹dy na zagadnienie
swobody. Swoboda nie jest zagadnieniem teoretycznym (nichts zum Erkennen,
alles zum Erobern, kein Erkenntnis-eineThat), lecz zadaniem praktycznym: mo¿na
je rozwi¹zaæ tylko czynem. Od czasu pomnikowych prac Bergsona determinizm
bytowy, dogmatyzm - nale¿¹ raz na zawsze do przesz³oœci, do rzêdu przes¹dów i
zabobonów filozoficznych.
Tu w zasadniczych liniach mogê streœciæ tê argumentacjê.
Obrazy œwiata, jakie wytwarza nasza myœl, s¹ zawsze pewnego rodzaju planami
dzia³ania, s¹ to jak gdyby szematy instrumentów, którymi umiemy siê
pos³ugiwaæ. S³owo utrwala tu szematy, nadaje im spo³eczn¹, niezale¿n¹
konsystencjê. Obrazy œwiata obejmuj¹ zawsze i spo³eczeñstwo, do którego
nale¿ymy: ono te¿ stanowi jeden z naszych instrumentów, którymi musimy siê
pos³ugiwaæ, dzia³aj¹c. W spo³eczeñstwie tym dostrzegamy i samych siebie.
Doœwiadczenie spo³eczne, praktyka ¿yciowa pouczaj¹ nas o spo³ecznie wa¿nych,
po¿ytecznych i szkodliwych sposobach dzia³ania, gdy myœlimy o sobie i
pos³ugujemy siê s³owem, utrwalonymi przez nie pojêciami, mo¿emy pos³ugiwaæ siê
tymi tylko ustalonymi charakterystykami. Ja nasze staje siê w naszych oczach
przedmiotem s¹dów spo³ecznych, czymœ, co istnieje na zewn¹trz nas, w tej
ponadindywidualnej dziedzinie, któr¹ utrwala mowa. Sami dla siebie stajemy siê
cz¹stk¹ jakiegoœ mechanizmu; prawid³a, okreœlaj¹ce jego funkcje, okreœlaj¹ i
nas samych w naszych w³asnych oczach. W ten sposób plan dzia³ania odrywa siê
od ¿yciowej podstawy, która go zrodzi³a i zaczyna istnieæ jako coœ
samoistnego, jako "przyroda", obejmuj¹ca nas, ¿ycie nasze, spo³eczeñstwo. Ale
ten tak uniezale¿niony od nas œwiat jest naszym dzie³em: choæ obejmuje on