Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Zakryła ręką uszy, żeby nie słyszeć odgłosów dochodzących z sąsiedniej izby. Niebawem wszystko ucichło, lecz bynajmniej nie poprawiło jej to nastroju. Stwierdziła z niepokojem, że jest zawiedziona i wtrącona z równowagi.
Dlaczego niby miałoby ją obchodzić, jak często i z kim Wilk z Lochaber dzieli łoże? Westchnęła ciężko i wtuliła twarz w poduszkę.
Gdzie też siÄ™ podziewa Peg? – pomyÅ›laÅ‚a poirytowana. Nagle dodaÅ‚a dwa do dwóch i w jej gÅ‚owie zrodziÅ‚o siÄ™ podejrzenie, które nie dawaÅ‚o jej spokoju.
Nie zmrużyła oka do samego świtu. Rozgrzewała dłonie przy kominku, gdy Peg wreszcie wróciła do izby.
– Czemuż to siÄ™ tak skradasz? – zapytaÅ‚a szyderczo. ByÅ‚a tak rozsierdzona, że panowaÅ‚a nad sobÄ… z najwiÄ™kszym trudem. –
Czyżbyś miała coś na sumieniu? Dajmy na to zdradę?
– Ależ, Margaret…
– Ani siÄ™ waż! Milcz, kiedy do ciebie mówiÄ™! – Meg
chwyciÅ‚a Å›wiecÄ™ i przysunęła jÄ… do twarzy pokojowej. Natychmiast tego pożaÅ‚owaÅ‚a. SÅ‚użąca byÅ‚a rozczochrana i miaÅ‚a odzienie w nieÅ‚adzie, ale promieniaÅ‚a niezwykÅ‚ym blaskiem – blaskiem kobiety, która zostaÅ‚a zaspokojona.
– Masz czelność dzielić Å‚oże z moim najwiÄ™kszym wrogiem,
a potem przychodzić tu jak gdyby nigdy nic? I pomyśleć, że byłaś mi przyjaciółką!
– Nie miaÅ‚am wyboru! – Po policzkach Peg popÅ‚ynęły Å‚zy. –
Musiałam to zrobić!
– Zawsze jest wybór. Obie doskonale wiemy, że do niczego
cię nie przymuszał. Nie wziął cię siłą. Poszłaś do niego z własnej woli i z tego, co słyszałam, byłaś więcej niż chętna.
– Prawda, nie wziÄ…Å‚ mnie siÅ‚Ä…, ale nie mogÅ‚am mu odmówić.
Klnę się na Boga! Nie potrafiłam…
– Rozum ci odjęło, dziewczyno? JesteÅ› u mnie na sÅ‚użbie, a on siÅ‚Ä… odebraÅ‚ mi dom! Bóg raczy wiedzieć, jak dÅ‚ugo bÄ™dzie nas tu wiÄ™ziÅ‚! Gdzie twoja lojalność? Gdzie twoja godność?!
Pokojowa załamała ręce i rozpłakała się na dobre.
– PosÅ‚aÅ‚ po mnie, kiedy byÅ‚aÅ› chora. Wcale tego nie
chciałam, schodziłam mu z oczu, ale uwierz mi, Margaret, już on wie, jak dogodzić kobiecie!
Comynówna zakipiała z gniewu. Niewiele myśląc, uniosła
dłoń i wymierzyła służącej policzek.
– Jak mogÅ‚aÅ›?! Przecie to mój wróg!
– Wiem. Daruj mi.
Meg była wściekła, ale nie miała zwyczaju uciekać się do
przemocy. Wciąż nie mogła uwierzyć, że ją uderzyła.
– GdybyÅ› mnie naprawdÄ™ kochaÅ‚a, jak na przyjaciółkÄ™
przystaÅ‚o, nie poszÅ‚abyÅ› z nim – powiedziaÅ‚a z żalem. – Nie pozwoliÅ‚by ci na to honor. Gdyby choć trochÄ™ ci na mnie zależaÅ‚o, gdybyÅ› dbaÅ‚a o moje uczucia, odmówiÅ‚abyÅ›, kiedy ciÄ™ o to
poprosił.
– Jestem mÅ‚oda. Mam ledwie dwadzieÅ›cia lat. Nic nie
poradzę na to, że niektórzy mężczyźni wpadają mi w oko. Nie zauważyłaś, jaki jest przystojny? To nieustraszony Wilk z Lochaber. Każda niewiasta marzy, aby poświęcił jej choć trochę uwagi.
– I w zwiÄ…zku z tym zapomniaÅ‚aÅ›, że nosi nazwisko
MacDonald?
– Ja też z poczÄ…tku nienawidziÅ‚am go jak zarazy. Tak samo jak ty. Tyle że potem… Tak czy owak, to niczego nie zmienia, nadal jestem twojÄ… sÅ‚użącÄ…. TwojÄ…, nie jego.
– Mylisz siÄ™. To, co zrobiÅ‚aÅ›, zmienia wszystko. – Margaret pozostaÅ‚a nieugiÄ™ta. – Kiedy to siÄ™ zaczęło?
Peg zaczerwieniła się po same uszy.
– Tej nocy, kiedy zemdlaÅ‚aÅ›.
Comynówna popatrzyła na nią z wyrzutem.
– Kiedy znów ciÄ™ do siebie wezwie, odmówisz –
powiedziaÅ‚a, z trudem odnalazÅ‚szy gÅ‚os. – W przeciwnym razie nie wrócisz ze mnÄ… do Bain.
Służąca zakryła usta dłonią. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
– Albo bÄ™dziesz lojalna wobec niego, albo wobec mnie.
Wybieraj.
– Zawsze byÅ‚am i bÄ™dÄ™ lojalna wobec ciebie. Chyba w to nie wÄ…tpisz? Przecie to tobie sÅ‚użę. Tamto nic dla mnie nie znaczy. To tylko…
– Zdaje siÄ™, że nie zrozumiaÅ‚aÅ›, co do ciebie mówiÄ™. Jeżeli spÄ™dzisz z nim kolejnÄ… noc, odprawiÄ™ ciÄ™. BÄ™dziesz mogÅ‚a zostać na sÅ‚użbie u niego, ale nie u mnie.
Peg nie wierzyła własnym uszom. Wpatrywała się w
Comynównę, jakby widziała ją po raz pierwszy w życiu.
– Każesz mi odmówić? Niby jak? Nie przywykÅ‚ do tego. Nie
przyjmie odmowy.
Meg usłyszała trzaśnięcie drzwi w sąsiedniej izbie i zacisnęła dłonie w pięści.
– Skoro tak, sprawa jest przesÄ…dzona. Jestem pewna, że
znajdzie dla ciebie jakieś zajęcie. W każdym razie do mnie już nie wrócisz.
– Ale…
Margaret uniosła dłoń.
– Twoje protesty na niewiele siÄ™ zdadzÄ…. Nie daÅ‚aÅ› mi