Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Na usta wypłynął ten okropny, szeroki uśmiech. Daremnie próbując ukryć panikę, utkwił we mnie wzrok, gdy zbliżałem się powoli niczym człowiek.
- Ach, wygląda pan jak anioł, mousieur de Lioncourt - wyszeptał, z trudem łapiąc oddech - i jakże wspaniała jest ta ciemna skóra! Cóż za urocze podkreślenie urody. Proszę wybaczyć, że nie powiedziałem tego wcześniej.
- Oto i pan James - rzekłem, unosząc brwi. - Jaką masz propozycję? Nie lubię cię. Mów szybko.
- Proszę sobie darować opryskliwość, monsieur de Lioncourt - odparował. - Byłoby okropnym błędem obrazić mnie, mówię serio.
Tak, dokładnie ton Davida. Ta sama generacja. I bez wątpienia jakiś indyjski pogłos.
- Zgadza się - potwierdził. - Spędziłem wiele lat w Indiach. A także trochę w Australii i Afryce.
- Ach, potrafisz z łatwością czytać w myślach - skomentowałem.
- Nie tak Å‚atwo, jak siÄ™ wydaje, a prawdopodobnie wcale.
- Zabiję cię - oznajmiłem -jeśli nie powiesz mi, jak zdołałeś mnie odnajdywać w różnych miejscach i czego chcesz.
- Nie wiesz? - odparł, śmiejąc się niewesoło i niespokojnie pod nosem. Otaksował mnie wzrokiem, a potem umknął oczami w bok. - Opowiedziałbym wszystko, ale nie na tym mrozie. Jest gorzej niż w Georgetown, gdzie mieszkałem, tak przy okazji. Miałem nadzieję na ucieczkę przed taką pogodą. Dlaczego zawlokłeś mnie do Londynu i Paryża o tej porze roku? - Kolejne suche spazmy śmiechu. Najwidoczniej nie był w stanie patrzeć na mnie dłużej niż przez minutę bez odwracania wzroku, jakbym oślepiał światłem. - W Londynie panował przeraźliwy chłód. Nienawidzę zimna. Ach, te sentymentalne marzenia o zimowym śniegu.
Ostatnia uwaga oszołomiła mnie. Tak bardzo, że nie zdołałem ukryć uczucia. Byłem rozwścieczony przez ułamek sekundy, lecz potem odzyskałem panowanie nad sobą.
- Do kawiarni - rozkazałem, wskazując stary French Market po drugiej stronie skweru. Pospieszyłem przodem. Mój towarzysz był zbyt zmieszany i podekscytowany, by ryzykować odezwanie się choć jednym słowem.
Knajpka okazała się wyjątkowo hałaśliwa, ale ciepła. Poprowadziłem go do stolika w najdalszym kącie od drzwi, zamówiłem sławną cafe au lait dla nas obu i siedziałem tam milcząc nieugięcie, lekko rozkojarzony przez lepkość małego stolika i ponuro zafascynowany nieznajomym, który drżał, niecierpliwie odwinął czerwony szalik, założył go ponownie, zsunął z rąk eleganckie skórzane rękawiczki, wepchnął je do kieszeni, ponownie wyciągnął, znów włożył.
Było w nim coś zdecydowanie obrzydliwego, w sposobie, w jaki ponętne, wspaniałe ciało koegzystowało z nieszczerym, denerwującym temperamentem i cynicznymi napadami śmiechu. A jednak nie potrafiłem oderwać od niego oczu. W jakiś diabelski sposób obserwowanie tego świra dawało mi zadowolenie. I myślę, że o tym wiedział.
Z nieskazitelnej, pięknej twarzy sączyła się prowokacyjna inteligenta. Dzięki niemu uświadomiłem sobie, jak bardzo stałem się nietolerancyjny w stosunku do osób prawdziwie młodych.
Nagle postawiono przed nami kawę. Objąłem gorącą filiżankę nagimi dłońmi. Pozwoliłem, by para owiała twarz. Obserwował mnie olbrzymimi brązowymi oczami, jakby to on sam jeden ulegał fascynacji. Teraz próbował wytrzymać moje spojrzenie, co okazało się trudne. Rozkoszne usta, piękne rzęsy, idealnie białe i równe zęby.
- Co się, do diabła, z tobą dzieje? - zapytałem.
- Wiesz. Ty to powodujesz. Złodziej ciał ma swoje małe problemy.
- Czy tym jesteÅ›?
- Tak, pierwszej klasy złodziejem ciał. Wiedziałeś jednak o tym, godząc się na spotkanie, czyż nie? Musisz wybaczyć moje okazjonalne niezręczności. Przez większość życia byłem chudym, wyniszczonym człowiekiem. Nigdy nie cieszyłem się dobrym zdrowiem. - Westchnął, a młoda twarz posmutniała na moment. - To teraz zamknięte rozdziały - rzekł z nagłym zażenowaniem. - Proszę, pozwól, że natychmiast przejdę do rzeczy z szacunku dla twojego olbrzymiego, ponadnaturalnego intelektu oraz doświadczenia...